rozdział 3 Mike/Boxer

223 35 0
                                    

Wstając rano pierwsze co skierowałem się do piwnicy. Musiałem wyrzuć z siebie emocje, które nie dawały mi od wczorajszej nocy spokoju. Wciąż miałem przed oczami jak ten blond laluś najpierw pocałował Olgę, a później stał stanowczo za blisko niej, co nieźle mnie wkurwiło. A jeszcze bardziej wkurzało mnie to, że w ogóle się na to wkurzałem. Ale to pojebane - pomyślałem wpadając do siłowni jak burza.

Na szczęście o tej porze większość braci jeszcze spała, więc mogłem wyżyć się w samotności. Po krótkiej rozgrzewce włączyłem na głośnikach jakieś stare hard metalowe nuty i po założeniu rękawic zacząłem z całej siły uderzać w worek.

Nie wiem co miała w sobie tą kobieta, ale za cholerę nie umiałem jej wyrzucić z głowy, a gdy wczoraj zobaczyłem ją w tym stroju... Wyglądała tak seksownie jak nigdy dotąd, a jej czerwone usta cholernie kusiły. Moje uderzenia z każdą kolejną myślą stawały się coraz mocniejsze, a mięśnie paliły żywym ogniem, ale to było na nic. Wciąż miałem przed oczami ten jej uśmiech i kurwiki w jej oczach, które pojawiły się jak tylko mnie dostrzegła.

- Siema. Weź wyluzuj, bo zaraz wyrwiesz ten worek z sufitu - Tiger pojawił się tuż obok mnie z wielkim uśmiechem na ustach.

- Spierdalaj.

- Oj, ktoś nie w humorze. Czyżbyś wstał dziś lewą nogą? - dalej sobie drwił ze mnie w najlepsze.

Teraz już uderzałem wykorzystując całą swoją siłę, a po zaledwie kilku takich ciosach stało się to, o czym mówił Tiger. Worek z głośnym łoskotem spadł na ziemię, a z sufitu posypał się tynk.

- A nie mówiłem? - zapytał po ściszeniu muzyki. - Coś się stało w nocy, że jesteś taki wkurzony?

- Nie - otarłem twarz ręcznikiem i napiłem się wody. - Musiałem poprostu odreagować.

- Ta, jasne. Może powinieneś przelecieć którąś z panienek. Jedną czy dwie są w kuchni - mrugnął do mnie uśmiechając się głupkowato.

- Nie mam ochoty.

- Kurwa, ty chory jesteś, w innym wypadku nigdy te słowa by nie opuściły twoich ust.

- Nie jestem chory. Daj mi spokój - odtrąciłem jego rękę, którą chciał sprawdzić czy nie mam gorączki. - Jadę do magazynu przygotować transport. Przekaż Prezowi, że będzie gotowy na ósmą wieczorem tak jak się umawialiśmy.

Nie czekając na odpowiedź opuściłem siłownię i wróciłem do swojego pokoju. Wolałem od razu zająć się załadunkiem, niż słuchać docinków przyjaciela.

Dzisiaj wieczorem mieliśmy dostarczyć towar do Maura. Dzięki współpracy z jego chicagowskim oddziałem Cosa Nostry nasze dochody wzrosły czterokrotnie. Dzięki temu na moim koncie znajdowała się już siedmiocyfrowa kwota. Nie sądziłem, że kiedykolwiek uda nam się osiągnąć taki poziom.

Zatracając się w liczeniu i sprawdzaniu broni i amunicji wkońcu udało oderwać mi się myśli od Olgi i jej ust. Ochłonąłem i zacząłem jasno myśleć, co było istotne podczas każdego transportu. Wspólnie z prospektami zapakowaliśmy skrzynie na ciężarówkę i zaplombowaliśmy drzwi.

- To wszystko? - zapytał jeden z chłopaków.

- Tak. Możecie wracać do klubu, ja mam jeszcze coś do załatwienia - powiedziałem zamykając magazyn.

Do wyjazdu zostały mi dwie godziny, więc uznałem, że nadszedł czas, aby odwiedzić miejsce, w którym nie byłem od kilku lat. Jadąc przed siebie zbierałem w sobie całą odwagę na to spotkanie, które musiałem wkońcu odbyć.

Przechodząc przez bramę cmentarza szedłem jak automat. Docierając przed zakurzony nagrobek opadłem na starą ławkę i oparłem łokcie na kolanach pochylając się do przodu.

- Witaj matko. Dawno się nie widzieliśmy - powiedział cicho. - Przyszedłem powiedzieć, że ci wybaczam. Wybaczam ci te osiem lat, które spędziłem z tobą na ulicy szwendając się od jednej rudery do drugiej. Wybaczam, że musiałem patrzeć jak leżysz pijana i naćpana na betonowej podłodze, i to, że wiele razy głodowałem, bo musiałaś kupić sobie alkohol zamiast jedzenia - przymknąłem oczy i dotarłem je plecami. - Ale jest coś za co chcę ci podziękować. Dziękuję, że doprowadziłaś się do takiego stanu, że umarłaś. Dzięki temu odnaleźli tatę, a ja zyskałem dom. Może i nie najlepszy, ale dom, w którym poznałem wbrew pozorom ludzi o choć minimalnie dobrym sercu. Od tamtej pory miałem co jeść, gdzie spać i mogłem skończyć szkołę. Właśnie za to ci dziękuję - siedziałem wpatrzony w nagrobek i nie czułem już nic względem kobiety, która mnie urodziła. - Żegnaj.

Wychodząc z cmentarza wkońcu poczułem, że zamknąłem ten rozdział i mogłem ruszyć dalej. Wiele razy próbowałem to zrobić, ale nie potrafiłem się na to odważyć. Dopiero to, że zobaczyłem na własne oczy jak powinna zachowywać się prawdziwa matka uświadomiło mi, że ja tak naprawdę nigdy jej nie miałem. Za to cieszyłem się, że dzieci moich braci nigdy tego nie doświadczą co my, bo od początku mieli kochających obydwoje rodziców.

- Wszyscy gotowi do drogi? - zapytał Prez po odpaleniu swojej maszyny.

- Gotowi - odpowiedzieliśmy jednocześnie ustawiając się z przodu i z tyłu ciężarówki ubezpieczając towar w razie ataku. Nie mogliśmy sobie pozwolić na jakikolwiek błąd i utratę zawartości skrzynek.

- To ruszajmy.

Kierując się w stałe miejsce przekazania obserwowałem otoczenie. Mimo, że w ostatnim czasie nikt nowy nie pojawił się w mieście, a wokół panował spokój wciąż zachowywaliśmy ostrożność, bo w naszym świecie może wydarzyć się dosłownie wszystko patrząc przez pryzmat ostatnich lat.

Po dotarciu na miejsce zsiedliśmy z motorów i podeszliśmy do Maura. Po prawie roku współpracy zaufał nam. A tyle, że teraz przyjeżdżał z zalewie ośmioma swoimi ludźmi i ze swoim consigliere.

- Wszystko się zgadza? - zapytał Preza podając mu dłoń na przywitanie.

- Jak zawsze, przecież już nas znasz.

- Owszem i ufam - jeden z jego ludzi podszedł i podał mi torbę z forsą.

- Kasa się zgadza? - zapytał Painter unosząc brwi i uśmiechając się pod nosem.

- Jak zawsze, przecież mnie znasz.

- Owszem i ufam.

Słysząc ich rozmowę wszyscy roześmiałyśmy się głośno. Ta rozmowa od początku wygląda tak samo i nic się nie zmieniło.

- Słyszałem, że klub nocny twojej żony stał się bardzo popularny. Głośno o nim nawet wśród moich ludzi - powiedział Mauro.

- Tak. Biznes nieźle się rozwinął, ale to dzięki naszym żonom. Każda ma swój wkład w rozwój Paradise.

- Tak sobie pomyślałem, że może czas odwiedzić ten przybytek. Może mielibyście ochotę oblać pierwszą rocznicę naszej udanej współpracy? - Prez spojrzał na nas dyskretnie, a następnie skinął głową na potwierdzenie.

- Jasne. Zamówię nam loże na sobotę, to wtedy są pokazy tancerek. Odpowiada wam to?

- Daj znać o której mamy się zjawić - capo uśmiechnął się, co było dziwne w jego wydaniu, gdyż zawsze jego twarz była jak z kamienia.

- W takim razie do soboty.

Po powrocie wraz z Tiger'em przeliczyłem gotówkę i schowałem do sejfu w biurze Painter'a. Dopóki nie rzucimy jej w obieg będzie tam bezpieczna, bo zamontowane zabezpieczenia były nie do przejścia nawet dla najbardziej doświadczonego informatyka. Sam na początku miałem problem żeby otworzyć go znając wszystkie kody i hasła.

Po wejściu do pokoju od razu zrzuciłem z siebie ubrania i poszedłem pod prysznic. Musiałem zmyć z siebie cały kurz i pot, który oblepił moje ciało. Ciepły prysznic rozluźnił moje mięśnie, a oczy zaczęły mi się samoczynnie zamykać.

Kiedy kładłem się do łóżka obraz Olgi wrócił do mnie jak bumerang, ale nie miałem już dzisiaj siły z tym walczyć. Zasnąłem z obrazem jej twarzy i ciała, który zagościł w mojej głowie i nie chciał zniknąć.

Nowe Życie (Black Riders MC) #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz