[2] Wernisaż

12 2 0
                                    

Poranek przywitał Jagę listopadowym chłodem i szarością, które wdzierały się przez okno jej pracowni. Otulona kimonem, siedziała na starym, zniszczonym krześle. Warstwy delikatnego materiału oplatały jej ciało. W dłoniach trzymała kubek z gorącą kawą. Obtłuczone na brzegach naczynie – jedna z nielicznych pozostałości jej dawnego życia – było jak echo dawnych czasów.

Piła kawę powoli, delektując się jej gorzkim smakiem, który przywoływał na myśl czyste, surowe emocje. Za oknem miasto budziło się do życia – szum samochodów, kroki przechodniów – ale tu, w jej pracowni, panowała cisza. Jedynie od czasu do czasu wiatr wnikał przez nieszczelne okna, przerywając ciszę pojedynczymi świstami. Czuła, że jest odizolowana nie tylko od gwaru miasta, ale i od własnych emocji – jakby w przeddzień wystawy jej umysł zamknął się w sobie, próbując stłumić wszelkie wątpliwości. Zastanawiała się, jak publiczność przyjmie jej obrazy, czy ktokolwiek dostrzeże w nich to, co ona wkładała w każdą plamę, każdy cień.

Pomyślała o wieczorze, o świetle galerii, które wkrótce oświetli jej prace, o ludziach, którzy być może przystaną, spojrzą i poczują coś więcej. Dreszcz ekscytacji przeszedł jej po plecach, ale zaraz potem wróciła obawa, że nie sprosta oczekiwaniom, że publiczność dostrzeże tylko powierzchnię, a nie głębię jej emocji. Wystawiając swoje obrazy, miała wrażenie, że obnaża cząstkę swojej duszy przed tłumem obcych ludzi, a to zawsze wiązało się z ryzykiem – ryzykiem odrzucenia. Czy znajdą w jej pracach coś, co ich poruszy? A może przejdą obok, obojętni, tak jak mijali setki obrazów wcześniej?

Wstała, odłożyła kubek na stół i podeszła do okna, by spojrzeć na szare ulice Berlina. Widok przechodniów, spieszących do pracy, wydał się jej dziwnie odległy. Czuła się jak obserwatorka, oddzielona od nich niewidzialną barierą. Kiedyś może czułaby się osamotniona, ale dziś wiedziała, że ta izolacja jest jej wyborem, że tak właśnie chciała się chronić. Z tymi myślami spoglądała na miasto, w którym niegdyś szukała ucieczki od przeszłości, a które teraz stało się jej domem. Berlin stał się dla niej sceną, a ona była aktorką, której zadaniem było odsłonić przed światem swoje wewnętrzne pejzaże.

***

W galerii Felixa panował ruch i szmer rozmów, gdy wieczorem zaczęli zjawiać się goście. Ściany były pełne dzieł różnych artystów, ale Jaga od razu dostrzegła, że kilka par oczu zwróciło się ku jej obrazom. Czuła mieszaninę dumy i niepewności, wiedząc, że teraz nie ma już odwrotu. Ubrana w prostą, ale elegancką suknię, wmieszała się w tłum razem z Anną, starając się zapanować nad niepokojem. Próbowała przyjąć pozę osoby pewnej siebie, ale w jej wnętrzu szalała burza emocji. Obserwowała reakcje odwiedzających – ich spojrzenia, krótkie uwagi – i choć część z nich pozostawała obojętna, dostrzegała tych, którzy patrzyli na jej obrazy z autentycznym zainteresowaniem. „To dla nich właśnie tworzę" – pomyślała, próbując przekonać samą siebie, że nie liczy się ilość, lecz głębia reakcji.

Wkrótce dołączył do nich Lukas, który przywitał się z nią ciepłym uśmiechem, dodając jej otuchy. Obok nich krążył Felix, swobodnie przechadzając się po galerii, prowadząc rozmowy z gośćmi i od czasu do czasu dyskretnie przyklejając na rogach płócien czerwone kropki. Obserwując go, Jaga pomyślała o ich pierwszym spotkaniu, o tamtym plenerze malarskim, który zorganizował Instytut Goethego, a który zgromadził artystów z Polski i Niemiec. Była wówczas na początku swojej drogi, niepewna, pełna obaw, ale Felix dostrzegł w niej coś, czego inni nie widzieli. Jego wsparcie było dla niej jak kompas, który wyznaczał drogę w świecie sztuki. Teraz, patrząc na galerię wypełnioną ludźmi, poczuła przypływ wdzięczności. Wiedziała, że bez Felixa nie dotarłaby tu, gdzie jest.

W pewnym momencie w zebranym tłumie pojawiło się poruszenie. Z początku Jaga nie wiedziała, co je wywołało. Rozglądała się zaintrygowana, szukając przyczyny nagłej ekscytacji zebranych. Dostrzegła Felixa, który w pełnym skupieniu rozmawiał z jakimś mężczyzną. Mężczyzna wydał jej się znajomy, a przynajmniej już gdzieś widziała jego twarz. Nie wiedziała jednak, gdzie. Mężczyzna wyglądał bardzo intrygująco – białe włosy zaczesane na bok, spora liczba kolczyków w łuku brwiowym. Miał na sobie elegancki, czarny garnitur oraz koszulę i krawat w tym samym kolorze. Wyglądał na około czterdzieści pięć lat. Twarz miał surową. Jaga przyglądała się im z zainteresowaniem. Z zamyślenia wyrwał ją głos Anny.

Woda i ogieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz