*ARGON*
Kompletnie nic mnie nie interesowało, że Murray miała napięty grafik i całą rzeszę pacjentek. Była jedyną osobą, która mogła to wszystko odkręcić, aczkolwiek potrzebowałem tylko głośnego potwierdzenia, że nie byłem winowajcą powstałego ambarasu. Nie zaraziłem luny, nie mógłbym, bo byłem wilkołakiem.
Już następnego dnia siedziałem w poczekalni pełnej kobiet z niezadowoloną partnerką u boku. Nic nie mówiła, ale też na mnie nie patrzyła. Uzgodniliśmy, że chwilowo nie tknę jej, nie w intymny sposób. Gdybym jasno nie podkreślił tego drobnego szczegółu, pewnie nie trzymałbym teraz dłoni Sarah, podczas gdy palcami drugiej bębniłem w udo.
– Państwo Shade? – Pielęgniarka sprawiała wrażenie zdenerwowanej, aczkolwiek ona nie miała nic wspólnego z naszym światem. Nie wyczuwałem w niej wilka, nie kojarzyłem jako partnerki któregoś druha, mimo to widziałem drżenie jej mięśni. – Doktor Murray zaprasza państwa do siebie.
– To chyba tylko ciebie – fuknęła nieukontentowana brunetka dotrzymująca mi towarzystwa. – Ja nie nazywam się Shade.
– To tylko kwestia czasu, kwiatuszku – rzuciłem.
Wstałem, lekko pociągnąłem partnerkę za rękę. Nie podobało się jej, że ją trzymałem, ale aktualnie miałem zdanie Sarah na ten temat w głębokim poważaniu. Była naszą luną i nadszedł czas, by to wreszcie zrozumiała.
– Mógłbyś mnie chociaż nie szarpać – żachnęła cicho, idąc w ślad za mną.
– Mogę przenieść cię przez kolejny próg – oznajmiłem. – Podobnie praktyka czyni mistrza, więc do ślubu zdołam się odpowiednio wytrenować.
Prychnęła pod nosem, ale nie wyrzekła ani słowa więcej. Zamiast tego weszła do gabinetu przede mną, ponieważ przepuściłem partnerkę w drzwiach jak na dżentelmena przystało. Murray siedziała za biurkiem przed komputerem. Klikała coś, a kiedy uniosła głowę, zamarła.
– Argon – szepnęła bezwiednie. Stanęła na baczność, ciało naprężyła niczym naciągnięta w gitarze struna. – Wybacz, po nazwisku wnioskowałam, że to...
– Selene z moim bratem? – dokończyłem. W międzyczasie odsunąłem lunie krzesło. Choć teraz nie marudziła, aczkolwiek manifestowała swoje niezadowolenie mową ciała. Usiadłem na miejscu obok, Patricii dałem znać, by też zajęła miejsce. – To całkiem logiczne założenie, w końcu na pewno to ty prowadzisz jej ciążę.
– Owszem, zdiagnozowałam ją – poparła, mierząc mnie sceptycznym wzrokiem. – Ale muszę cię rozczarować, obowiązuje mnie tajemnica lekarska, więc jeśli przyszedłeś, by...
– Selene nie jest moją luną – wszedłem jej w słowo.
– A Sarah jest?
– Nie.
– Tak – odpowiedzieliśmy równocześnie. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Zagryzła dolną wargę, zaś w ułamku sekundy Tarn zapragnął zająć jej miejsce. Chciał, by to nas pieściła zębami, a później językiem niwelowała ewentualny ból. – Cóż, jak widzisz, to dość skomplikowane. Przynajmniej na chwilę obecną.
– Nie wątpię – poparła. Brzmiała na zaskoczoną. Spojrzeniem powiodła do swej pacjentki, zlustrowała ją, a następnie wróciła do mnie. – Więc... w czym mogę pomóc?
– Chodzi o wczorajszy wynik – zakomunikowała Sarah.
– Rozumiem – przyznała, choć po tonie lekarki wnosiłem, że chyba nie do końca pojmowała. – Cóż, wystarczy, że będziesz przyjmować leki, które ci zapisałam. Oczywiście będzie miło, jeśli powiadomisz innych swoich partnerów, by też...
CZYTASZ
Wyzwanie: luna | Bracia Shade #2
WerewolfGdy Theron zdobył lunę, Argon zazdrościł mu skojarzenia. Latami czekał na werdykt księżyca i wyznaczenie partnerki. W końcu samotny wilk, to nieszczęśliwy wilk, a Tarn chylił się już z wolna nad przepaścią rozpaczy. Sarah lubi imprezować. Jej życie...