10. Znikam

40 5 0
                                    

Pastemponat - Dawid Podsiadło

- Faustyna -
Jak zawsze obudziłam się w swoim pokoju do połowy przykryta różowawą kołdrą. Przypominając sobie co robiłam poprzedniej nocy, nie kipiałam zapałem do dalszego działania. Ignorując to, że Bartek podobno zniknął, a wczorajszego wieczoru siedząc w kawalerce przyjaciółki ewidentnie próbował spowodować, by między nami znów zaiskrzyło, miałam się świetnie. Problem w tym, że między nami już nie iskrzy, nadal kochamy się nad życie ale nie umiemy rozpalić tej iskierki prawdziwej miłości, tak jak wcześniej.

Sama nie wiedziałam co mam myśleć o jej wiadomościach, co miała w głowie i co znaczyły słowa Bartka „W końcu ci się udało, Viv”. Czy ona planowała zrobić to wcześniej? Moje serce zaczęło bić szybciej, przypominając sobie, że ja też mogłam to zrobić. Już dawno temu mogłam spokojnie odfrunąć z tego świata pełnego problemów. Victoria była dla mnie kimś obcym, w ogóle jej nie znałam. Czułam napływ nowych emocji, których nie miałam okazji odkryć na własnej skórze. Chciałam ją przeprosić, tyle, że nie miałam za co. Chciałam po prostu zniknąć, ten świat nie był stworzony dla mnie. Mogłam umrzeć, nie odważyła bym się...

- Faustyna - mój brat wszedł do pokoju.

Spojrzałam na niego. Nie zareagowałam. Padłam na łóżko mimo, że jego wyraz twarzy dał mi do wiadomości, bym wstała. Obróciłam się na drugi bok. Chciałam być gdzie indziej. Wtulona w ramiona Bartka, które dawały mi ciepło już bardzo dawno temu. Ale on tego nie chciał, dał mi do zrozumienia, że nie chce mnie w swoim życiu. Choćby tym małym gestem jakim była ucieczka z tej ulicy.

- Wychodzę, co się z tobą dzieje? - zapytał po chwili ciszy.

- W porządku, wszystko jest okej serio.

Chciałam płakać. Paść mu na kolana błagając o kontakt telefoniczny z moim byłym, bo wiedziałam, że mój brat ma jego numer. Wszędzie było mi źle. Nie rozumiałam dlaczego. To był koniec. Szczęście, które jeszcze wczoraj moim duchu trzymało się świetnie, dzisiaj umarło. Odfrunęło, gdy tylko spojrzałam w jego czekoladowe spojrzenie.

- Fausti... - usiadł obok.

- Vi nie żyje, kurwa! Daj mi spokój! - wrzasnęłam podrywając się na pozycję siedzącą.

Chłopak zrobił zdezorientowaną minę. No tak. On nie miał pojęcia kim jest Vi. Zwinęłam się w małą kulkę, gdy poczułam, że już pękam. Przez tyle miesięcy kumulowałam wszystkie uczucia, dopóki coś we mnie nie miało pęknąć. To coś miało nadejść dziś.

- Nie masz pojęcia kim ona jest. Wiem. Ja po prostu... Chcę zniknąć Patryk. Chcę uciec daleko stąd. Chcę być wolna od tych wszystkich współczujących spojrzeń, które fałszywe mordy rzucają mi cały czas. Uciekam od rzeczywistości pogłębiając się w smutku. Ratuj mnie, póki jeszcze do reszty nie ześwirowałam. Proszę - szeptałam, mimo, że chłopak mnie nie słuchał.

- Idę do Bartka - rzucił na pożegnanie, zatrzaskując drzwi pokoju.

Poczułam szloch, głośny. W moim gardle, usłyszałam cichy głosik mówiący, żebym wstała i się ogarnęła, i ten głośny, który mówił, żebym zginęła tak jak Victoria. Nie słuchałam nikogo. Nie mogłam ufać nawet sobie. Uczucia mną zawładnęły.

Poczułam jak ktoś mnie przytula. Delikatny dotyk, gładzi moje plecy. Uśmiecham się bo wiem kto siedzi obok. Hania.

- Fausti - uśmiecha się do mnie, choć jej uśmiech jest znikomy. Taki smutny.

Każdy jest smutny, gdy mnie widzi. Mam ochotę krzyczeć. Uciec. Znaleźć klucz do innego świata.

- Mam dość - zdołałam tylko szepnąć przed następną falą smutku.

Jestem sama. Znów. Ona wyszła. Wszyscy mnie opuścili. Przecież Hania nie żyje. Zginęła w wypadku samochodowym dwa miesiące temu. Wszyscy mnie zostawili. Kto mnie będzie teraz wspierał? Ja.

Ale przecież nie dam rady - mówię sobie w duchu.

Schodzę na dół, by zrobić sobie tosty.  Z kuchni dobiegają donośne śmiechy. Wchodzę do pomieszczenia. Mężczyźni głośno się z czegoś śmieją. Wzrok ich obu wypala mi dziurę w czole, szczególnie tego po prawej.

Siadam na kanapie w salonie nie zwracając uwagi na to, że rozmowa ucichła i z domu nie słychać żadnych dźwięków poza smutnym lamentem.

2 miesiące wcześniej

Siedziałam na kanapie oglądając kiepski serial z moim bratem. Czułam, że ten dzień coś zmieni. Nie sądziłam, że aż tak bardzo. Poczułam wibracje w kieszeni. SMS od Hani. Pytała o to, jaką pizzę ma mi zamówić. Odpowiadam, że hawajską. Jestem lekko inna i naprawdę nie rozumiem jak można nie lubić słodkich smaków na cieście z sosem pomidorowym i serem. Śmiejemy się z Patrykiem bo w filmie robią głupie rzeczy.

Parę minut później do Patryka dzwoni telefon. To chyba Kinga.

- Halo? - pyta chłopak. - Już jedziemy.

Wyłączam telewizor bo nie wiem co się dzieje. Brunet zaczyna ubierać buty, a ja pytam co się stało. Nie odpowiada i jedziemy pod duży budynek. Nie mam pojęcia co się dzieje. Czuję jakbym wypiła zbyt wiele alkoholu, a nie wzięłam ani łyczka z lampki wina. Patryk pyta o dwie dziewczyny, pielęgniarka odpowiada, że obie są w krytycznym stanie.

Docieramy pod salę, nie pozwolono nam wejść przez co Patryk prawie pobił się z lekarzem. Wystraszona siadam na plastikowym krześle czekając na jakąkolwiek wiadomość.

Dziesięć godzin później, po nocy pełnej stresu dowiadujemy się, że jedna nie przeżyła. Nie chcę wiedzieć, która, ale się dowiaduję, dzięki mojemu bratu, który chce wiedzieć czy jego dziewczyna przeżyje.

Teraźniejszość

Czuję, że wszyscy na mnie patrzą. Chcą widzieć jak się mam. Mam się chujowo, więc nie ma o co pytać. Zatapiam się w kanapie, którą mój brat dostał na urodziny od jakiegoś znajomego. Jest wygodna.

Siada obok mnie, nadal nie wierzę, że ma kontakt z moim bratem. To chore.

- Wiem, że ci przykro - zaczyna, ale ja nie chcę tego słuchać.

Ignoruję każde jego pojedyncze słowo, w dupie mam jego uczucia i współczucia.

- Ale może chciałabyś przyjść na pogrzeb Vicky w sobotę? - pyta.

Kręcę głową. Nie chcę, ale muszę. Victoria Harris na zawsze będzie mi dłużna wytłumaczenia, ale nie tak jak ten chłopak siedzący naprzeciwko mnie.

Do końca dnia leżę topiąc się we własnych łzach. Chcę zniknąć. Już to mówiłam.

Love is dumb, and I hate it || #2 LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz