Rozdział 5

22 3 0
                                    

    Asher

– Za dziesięć minut powinniśmy być już na miejscu – powiedział David, moja prawa ręka.

W odpowiedzi skinąłem głową, nie uchylając nawet ociężałych powiek. Byłem wkurwiony i zmęczony jednocześnie. Jeszcze kilka godzin temu siedziałem w prywatnym samolocie, a teraz byłem w drodze na kolejne spotkanie, tym razem z Maximilianem Blackwoodem. Swoją drogą, był niesamowitym skurwielem. Na samą myśl ile godzin męki mnie jeszcze czekało, chciałem zawrócić.

David się nie mylił. Dojechaliśmy pod firmę po niecałych ośmiu minutach. Otworzyłem drzwi i wysiadając poprawiłem swoją czarną marynarkę, nie pozwalając na żadne wgniecenia. W tym samym momencie wysiadł mój asystent, mówiąc coś jeszcze do kierowcy.

Kierowaliśmy się do głównego wejścia, gdzie nie znajdowało się na razie dużo ludzi. Drzwi otworzył nam ochroniarz budynku, który najwyraźniej na nas czekał.

– Panie Russo, nazywam się Marco Romano i jestem jednym z prywatnych ochroniarzy pana Blackwooda. Z zaszczytem będę panu dzisiaj towarzyszyć – powiedział łysy mężczyzna.

David spojrzał na niego wymownym wzrokiem przez co chciałem się zaśmiać. Obaj wiedzieliśmy po co Max przydzielił mi ochroniarza. Właściwie to nie mi, a raczej sobie. Zresztą nie dziwię mu się. Gdybym był nim, też bym tak zrobił.

– Proszę za mną – dokończył Marco, wskazując ręką w głąb budynku.

Ruszyliśmy z przyjacielem we wskazanym kierunku, zwracając na siebie uwagę zebranych w holu ludzi. Przyzwyczaiłem się już do tych wszystkich par oczu i plotek, które szeptali sobie o mojej osobie. Szczerze mówiąc gówno mnie to obchodziło. W końcu król wrócił na tron.

W pewnym momencie do Davida zadzwonił telefon, który pospiesznie wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki. Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami. To oznaczało jedno. Mój ojciec.

Kiwnąłem głową na znak, by odebrał. Czerwonowłosy zrobił to samo, oddalając się. Ciekawe czego mój wspaniały ojciec znowu chciał.

Nie zastanawiając dłużej, chciałem ruszyć dalej przed siebie, jednak uniemożliwiła mi to czyjaś drobna sylwetka. Nie zdążyłem zareagować, bo do mojego boku doskoczył Marco, łapiąc brunetkę gwałtownie za ramiona.

– Przepraszam, nie chciałam na pana wpaść – powiedziała. – Przepraszam, ale... – powtórzyła, starając się uwolnić z uścisku.

Zaciekawiony w co się tak wpatruje, odwróciłem delikatnie głowę. Nic szczególnego nie zwróciło mojej uwagi.

– Proszę mnie puścić, muszę pilnie wyjść – mówiła.

– Proszę najpierw wytłumaczyć swoją próbę zamachu na pana Russo – powiedział Marco.

Ja pierdolę. Kto go zatrudnił?

– Co? Jaki zamach? – spytała brunetka, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. – Ja naprawdę nie chciałam na pana wpaść.

Spojrzałem wymownie na Marca, dając mu do zrozumienia, by ją puścił.

– Następnym razem proszę uważać – burknął człowiek Blackwooda.

Skoro to uważał za zamach, to jestem ciekaw jak by zareagował, gdyby próbowała się na mnie rzucić grupa uzbrojonych mężczyzn. Oczywiście tylko próbowała, bo nie daliby zbliżyć się do mnie na więcej niż dwa metry bez kulki między oczami.

– Panie Russo, zaraz skończy się prezentacja, po której ma pan spotkanie z panem Blackwoodem – powiedział David, podchodząc do mnie.

Po jego minie widziałem, że był zdziwiony zaistniałą sytuacją. Ja też w sumie byłem. Po co jeszcze traciłem mój cenny czas?

The Promise You've MadeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz