Rozdział 2

60 21 8
                                    


Dwadzieścia lat wcześniej

Jestem zbyt mała, by zrozumieć, co się dzieje. Wiem jednak, że od rana mama jest jakaś inna, bardziej nieobecna niż zwykle. Nie zwraca na mnie uwagi, a jeżeli już to robi, zaciska usta jak wtedy, gdy nie jest ze mnie zadowolona. Atmosfera podenerwowania mi również zaczyna się udzielać. Wiem, że w takie dni jak ten, muszę bawić się po cichutku i nie zawracać jej głowy. Dzień wcześniej pokłóciła się z wujkiem Wojtkiem, a ten mocno trzasnął drzwiami, gdy wychodził. Ostatnio często im się to zdarza. Tyle że tym razem było inaczej niż zwykle, bo tym razem nie przyszedł dać mi buziaka na dobranoc. Z poprzednim wujkiem było podobnie. Dużo się sprzeczali, krzyczeli na siebie, mama chodziła z zapuchniętymi oczami od płaczu, aż w końcu przestał do nas przychodzić. Lubiłam go, ale mamusia już go nie lubi, nie chce o nim nawet słyszeć, więc już nie pytam, czy jeszcze kiedyś wpadnie się ze mną pobawić.

Siedzę cichutko na wąskim parapecie, najciszej jak się da. Obserwuję przez okno duże, kolorowe, zielone drzewko, przy którym gromadzi się coraz więcej osób. Dzieci trzymają dorosłych za ręce. Jest mi smutno, ale do końca nie wiem dlaczego. Może dlatego, że bardzo tęsknie za babcią? A może dlatego, że też bym tak chciała? Mama trzyma mnie za rączkę tylko wtedy, gdy przechodzimy przez jezdnię, ale i też nie zawsze. Na ostatnim spacerze widziałam, że podobne drzewka są w większości domów. My takiego nie mamy, mama mówi, że nie ma pieniędzy na głupoty i że święta były widzimisię babci. Widok za oknem powoli zaczyna mnie nudzić. Zeskakuje z parapetu i wtedy zauważam, że mama pakuje moje ubranka to dużej torby. W pierwszej chwili cieszę się, że pojedziemy do babci, ale szybko mi się przypomina, że mama powiedziała, że babcia jest teraz u aniołów i patrzy na nas z nieba. Chciałabym być razem z nią. Ona zawsze miała dla mnie czas i robiła pyszne rzeczy. Porzucam szybko moje rozmyślania, bo jedna rzecz nie daje mi spokoju. Zastanawiam się, dlaczego w torbie lądują tylko moje rzeczy. Nie śmiem o to zapytać, bo mama nie przestaje płakać. Ja też mam ochotę się rozpłakać. Czuję, że coś jest nie tak, choć nie wiem jeszcze co.

Kilka chwil później wyprowadza mnie na zewnątrz, nie mówi ani dokąd idziemy, ani skąd ten pośpiech. Nie jestem w stanie dotrzymać jej kroku. Próbuję się buntować, ale to tylko sprawia, że staje się bardziej nerwowa. Szarpie mnie i ostrzega, że mam być grzeczna, bo w przeciwnym wypadku popamiętam. Odpuszczam. Torba oczywiście nam towarzyszy. Wsiadamy do autobusu i po chwili nic za oknem nie jest już mi znajome. Mama milczy, nie płacze, ale wyraz jej twarzy mnie przeraża. Kulę się na swoim siedzeniu, obejmując pluszowego misia. Jedziemy bardzo długo. Gdy dojeżdżamy na miejsce, jest już ciemno. Mama pociąga mnie za sobą do dużego domu. Na zewnątrz dostrzegam przykryty śniegiem plac zabaw. Przykuwa moją uwagę na dłuższą chwilę, bo przypomina ten, na który latem zabierała mnie babcia. Nie mam jednak czasu dłużej mu się przyjrzeć, bo mamie bardzo się spieszy. Zamykające się za nami masywne drzwi skrzypią, wywołując na moich rączkach gęsią skórkę. Korytarz jest długi. Przypomina ten ze szpitala, w którym leżała babcia. Tyle że tu jest o wiele przytulniej. Słychać pisk dzieci. Ściany zdobią rysunki i kolorowe naklejki. Oglądam to wszystko z zaciekawieniem, ale też coraz większą paniką.

- Zostań tu, nigdzie się nie oddalaj. - Grozi mi palcem. Potulnie kiwam głową i odprowadzam ją wzrokiem.

Nie wiem co mam robić. Obejrzałam już wszystkie obrazki i ozdoby. Osuwam się po ścianie na podłogę i opierając się o nią, otulam dłońmi kolana. Za drzwiami słyszę podniesiony głos matki i jeszcze jednej kobiety, która krzyczy, że nie może jej pomóc. Mija mnie kilkoro dorosłych, ale chyba jestem niewidzialna. Przechodzą obok mnie, jakbym była powietrzem. Dopiero po dłuższej chwili ktoś dostrzega skwaszoną, małą dziewczynkę, która nie wie co ze sobą począć.

Świąteczne (nie)porozumienie [Short] [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz