Podobno przeciwieństwa się przyciągają, a ja i Patrycja jesteśmy tego przykładem. Ona, żebym nie wiem w jak potwornych była tarapatach, zawsze znajdzie pozytywy i wyjście z sytuacji. Nic jej nie złamie, zawsze byłą opoką dla wszystkich. Ze mną jest jednak zgoła inaczej. Staram się nie żyć przeszłością, ale ten dzień jest dla mnie wyjątkowo parszywy. Takich rzeczy się po prostu nie zapomina. Ukradkiem ocieram samotnie spływającą łzę. Nie zastanawiam się ani chwili dłużej. Działam impulsywnie. Nie wiem, co mną kieruje, na pewno nie jest to rozsądek. Styl mojego życia, a przede wszystkim bycia, kłóci się z tym, co wypowiadają moje usta:
– Zabieram tego psa ze sobą. – Oświadczam dosadnie. – Stworzę mu nowy, lepszy dom.
– Nie możesz. – Patrycja staję pomiędzy mną a sunią. – Wygląda na zadbaną, ma obrożę i...
– Jest przemarznięta, głodna i przestraszona. – Wchodzę jej w zdanie. – Skoro tu trafiła, to znaczy, że nie ma chipa.
Marek potwierdza ruchem głowy, że mam rację.
– Może ktoś właśnie jej szuka? Może się oddaliła, zgubiła? – Patrzę na nią, jak na kogoś, kto wciąż wierzy w bajki i szczęśliwe zakończenia. A przecież to oczywiste, że komuś przestała być potrzebna i pozbył się jej w ramach ostatnich świątecznych porządków.
– Laura, przecież wiesz, jakie są procedury. Musimy zrobić jej zdjęcia i wrzucić na stronę w zakładkę „ostatnio znalezione". Do tego czasu jest nietykalna. – Ostatnie zdanie dodaje nieco dosadniej, by dać mi do zrozumienia, że to koniec dyskusji. Tyle że ja nie potrafię, nie mogę i nie chcę odpuścić.
– Są święta... – W oczach pojawiają mi się niechciane łzy. Moja przyjaciółka patrzy na mnie ze współczuciem. – Nie mogę pozwolić, by spędziła je w obszczanym kojcu.
– Laura..., wiesz, że zrobiłabym dla ciebie wszystko.... – Przygryza wargę i przymyka oczy.
Wiem, że stawiam ją w niezręcznej sytuacji. Owszem jest zastępcą kierownika, ale nawet dla mnie, swojej najlepszej przyjaciółki nie powinna naginać panujących zasad. Zalewam się łzami, a ona mocno przytula mnie do siebie. – Pozwól mi ją zabrać. Przecież i tak przez te cholerne trzy dni nic się nie wydarzy. Stworzę jej tymczasowy dom. Podpiszemy tymczasową umowę.
– Nie powinnam się na to zgodzić. – Przygryza wargę, odrywając się ode mnie. – Skoro została tu przywieziona, teraz to my ponosimy za nią odpowiedzialność, a formalności są jej częścią.
– Przyrzekam, że będę o nią dbać, pilnować jak oka w głowie. A jeżeli właściciel się znajdzie... – W co wątpię..., dodaję w duchu. – Natychmiast odwiozę ją do schroniska. – Podnoszę dwa palce w geście przysięgi, na co w odpowiedzi moja przyjaciółka tylko przewraca oczami.
– Najpierw ją zbadamy, nakarmimy, sprawdzimy wszystkie lokalne grupy na Facebooku, chcę się upewnić, że na pewno nikt jej nie szuka, a potem się zastanowię.
Godzinę później schronisko opuszczam w towarzystwie włochatej nieznajomej, która nie odstępuje mojej nogi na krok. To było do przewidzenia. W święta nie zdarzają się cuda. To ludzie za wszelką cenę próbują się ich doszukiwać na każdym kroku. Do samochodu sunia wskakuje sama, czyni to bardzo chętnie i z niesamowitą gracją. Wygodnie rozsadza się na tylnym siedzeniu, zwijając się na nim w kłębek.
– Nie zdążę kupić porządniej karmy, wszystkie sklepy są już pozamykane, ale jak znam Patrycję, to w którejś szafce na pewno zostały jakieś przysmaki. Moją kuchnią też nie powinnaś pogardzić.
Pies w odpowiedzi tylko głośno sapie. Przez chwilę przez myśl przechodzi mnie pytanie, czy dobrze postępuję? Odrzucam z głowy kolejny powrót niechcianych wspomnień. Oczywiście, że tak! Owszem to, co robię, jest szalone, ale czynię to, co zrobiłby każdy na moim miejscu. W duchu przeklinam człowieka, który ją skrzywdził. Trzeba być potworem bez uczuć, by przestać kochać tak piękne i mądre stworzenie.
CZYTASZ
Świąteczne (nie)porozumienie [Short] [Zakończone]
ContoŚwięta potrafią być do bani, Laura coś o tym wie. Gdyby mogła usunęłaby je z kalendarza. Tegoroczna wigilia jest jednak dla niej wyjątkowa, spłaca bowiem dług zaciągnięty wiele lat temu. Mówią, że dobro wraca, ale czy tak będzie w tym przypadku? Czy...