Rozdział 6

37 19 10
                                    

Następnego dnia, zaraz po śniadaniu przechodzimy znowu do wspólnej gry. Muszę przyznać, że Patrycja nie była dobrym kompanem, ale Kordian? On stanowi dla mnie niezłe wyzwanie. Jest uparty i zawzięty tak samo, jak ja. I jak już zdążyłam, zauważyć... nie lubi przegrywać, ale ja mu nie dam forów, nie ma mowy.

– Zjeżdżaj stąd, zaraz wyrzucisz mnie z toru. – Mówię oburzona. Patrycji nigdy nie przyszłoby do głowy, żeby grać nie czysto, żeby robić rzeczy, które są po prostu nieuczciwe.

– O to w tym właśnie chodzi. – W odpowiedzi lekko szturcha mnie łokciem i spycha jeszcze bardziej. Próbuję padem utrzymać autko na torze, ale stanowi to bardzo duże obciążenie dla mojego dużego palca. Gdy już wiem, że długo nie wytrzymam, zaczynam prostestować:

– Tak nie można.

– Kto tak powiedział? – Pyta kpiąco. – To jest gra, wszystkie chwyty dozwolone.

– Jesteś strasznym chamem. – Wzdycham.

– Wypraszam to sobie. Zawsze tak gram, czy to, że jesteś kobietą, sprawia, że mam dać ci wygrać? Mówiłaś wcześniej, że jesteś za równouprawnieniem.

– Burak.

– Może i burak, ale wygrywam. Adios, do zobaczenia za kilka sekund jak już wrócisz na tor.

Otwieram ze zdziwienia usta. On jest niemożliwy.

– Po moim trupie. – W duchu postanowiłam nie dać mu satysfakcji. Trzymam mocno pada i taktycznie manewruje, by wywinąć się z jego potrzasku. – Ha! – celebruję głośno zwycięstwo. – Nie jestem pewna. – Udaję, że wytężam wzrok. – Cóż, chyba mijam cię o całą długość.

– Nie ciesz się. Przed nami jeszcze dwa okrążenia. – Odpowiada.

Wyjeżdżamy na prostą, dodaję turbo przyspieszenie. Jest daleko za mną, dlatego pozwalam sobie kątem oka na niego zerknąć. Biedak się poci, kropelki spływają mu po skroniach. W kąciku ust pojawia się język. Mam wrażenie, że zaraz pęknie, ale przykro mi, nie dam mu wygrać. Zaczyna mnie doganiać. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale postanawiam zaryzykować. Przecież to tylko gra. Owszem, nie chcę dać mu wygrać, ale dalej jest to tylko gra, świat się nie skończy, gdy przegram. Blokuję go, to łatwiejsze niż przypuszczałam. Zmniejszam obroty i delikatnie przesuwam go w prawą stronę.

– Oszalałaś? Co ty robisz?

Przy drzwiach zaczyna robić się jakieś zamieszanie. Mogłam się tego spodziewać. Jemioła jest w teamie swojego pana. Nie zsika się. Zostało jedno okrążenie.

– Przestań, wyrzucisz mnie z toru! – Krzyczy.

– O w tym właśnie chodzi. – Odpowiadam z rozbawieniem, nie zerkając w jego stronę. Walczy, a ja mam coraz większą ochotę utrzeć mu nosa, ot tak, dla zasady. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście, gdy udaje mi się wykorzystać jego nieuwagę i jego samochodzik ląduje poza torem. Piszczę, krzyczę, śmieję się, wiedząc już, że nie ma ze mną szans. Przejeżdżam przez metę i opadam na poduszkę. Rany, co za emocję.

– Wygląda na to, że uczeń przerósł mistrza.

– Nie przypisuj sobie zasług, zawsze byłam w to dobra.

– Pięknie! Wyrywam sobie włosy ze strachu, a ty w najlepsze zabawiasz się z jakimś nieznajomym w łóżku! – Głos mojej przyjaciółki jest tylko na pozór groźny, ale to wystarcza, by Kordian jak poparzony wyskoczył z łóżka i meldował się jej na baczność.

– Cześć, jestem Kordian. Ja, ja... tylko doglądam Laury po wypadku.

– Po wypadku? – Patrycja pokonuje całą długość pokoju i rzuca się na łóżko, by mnie przytulić.

Świąteczne (nie)porozumienie [Short] [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz