*

6 3 0
                                    

Im głębiej wchodzili, tym bardziej otaczała ich cisza, aż w końcu znaleźli się w komnacie, której centrum zajmował wielki kryształowy tron. Na nim siedziała postać – wysoka, odziana w szaty przypominające pancerz z lodu.

„Kim jesteście, by zakłócać spokój tej świętej ziemi?” zapytała postać. Jej głos był zimny, ale niosło się w nim echo tysięcy lat.

„Jesteśmy poszukiwaczami prawdy,” odpowiedziała Ewa, odważnie stając przed tronem. „Chcemy zrozumieć symbol, który prowadziliśmy przez tę podróż.”

Postać uniosła dłoń, a przed Ewą i Janem pojawił się wirujący obraz – przedstawiał różne sceny, od bitew, przez chwile pokoju, aż po ludzi, którzy zjednoczeni dążyli do jednego celu.

„Symbol nie jest tylko znakiem,” powiedziała postać. „To obietnica. Obietnica jedności i wiedzy. Ale wiedza to także odpowiedzialność. Czy jesteście gotowi ją przyjąć?”

Jan spojrzał na Ewę, a ona skinęła głową.

„Jesteśmy gotowi,” powiedzieli jednocześnie.

Postać spojrzała na nich przez chwilę, jakby oceniając ich dusze, po czym uniosła rękę. Kryształowy tron zaczął się rozpływać, a wokół nich pojawiło się światło.

„Wasza podróż dopiero się zaczyna,” powiedziała. „A wasze próby dopiero się ujawniają.”

Gdy światło opadło, znaleźli się z powrotem na powierzchni, a medalion w rękach Ewy pulsował mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

„Co teraz?” zapytała Ewa, patrząc na Jana.

„Teraz musimy odkryć, jakie kolejne drzwi otworzy ten symbol,” odpowiedział, ściskając jej dłoń.

Wiedzieli, że nie mogą się zatrzymać – przyszłość, zarówno ich własna, jak i innych, zależała od tego, co odkryją.

Wrócili na skraj doliny, gdzie spędzili noc pod rozgwieżdżonym niebem, zastanawiając się nad słowami istoty z kryształowego tronu. Poranek przyniósł jasność – medalion wskazywał kolejny kierunek, tym razem na wschód, w stronę starożytnego lasu, o którym wspominały lokalne legendy.

„Mówią, że w tym lesie czas płynie inaczej,” powiedział Jan, przeglądając swoje notatki. „Ludzie, którzy tam weszli, albo nigdy nie wracali, albo wracali całkowicie odmienieni.”

„To musi być miejsce kolejnej próby,” odpowiedziała Ewa, chowając medalion do kieszeni. „Nie mamy czasu do stracenia.”

Ruszyli w podróż, mijając wzgórza i jeziora, aż dotarli do krawędzi lasu. Drzewa były ogromne, ich korony ginęły wysoko w chmurach, a powietrze było ciężkie od zapachu wilgotnej ziemi i starego drewna. Już od pierwszych kroków czuli, że miejsce jest inne – dziwne, jakby żyło.

Każdy dźwięk zdawał się rozchodzić w nienaturalnej ciszy, a czas płynął dziwnie – słońce, które jeszcze chwilę temu było w zenicie, nagle zaczęło zachodzić, rzucając długie cienie.

„Uważajmy na siebie,” powiedziała Ewa, ściskając dłoń Jana.

Im dalej szli, tym bardziej las zdawał się ich testować. Ścieżki zmieniały się, prowadząc ich w koła, a cienie zdawały się poruszać na granicy ich wzroku. Kilka razy słyszeli szepty, które wydawały się wołać ich imiona, ale nie widzieli nikogo.

W końcu dotarli do polany, na której znajdował się wielki dąb. Jego pień był tak szeroki, że musieliby go obejść w kilkanaście minut. Na jego korze wyryty był symbol wiatru róży, identyczny jak na medalionie.

„To tutaj,” powiedziała Ewa, wyciągając medalion.

Ziemia zadrżała, a z wnętrza drzewa rozległ się głos – niski i starożytny, pełen mocy.

„Przybyliście, aby zrozumieć. Ale czy jesteście gotowi zmierzyć się z własnymi lękami i prawdą, której może nie chcecie poznać?”

Jan spojrzał na Ewę. „Musimy być. Inaczej to wszystko było na nic.”

„W takim razie wejdźcie,” powiedział głos, a pień drzewa rozwarł się, tworząc przejście.

Weszli do środka, a świat wokół nich zmienił się natychmiast. Znaleźli się w miejscu przypominającym labirynt z lustrzanymi ścianami. W ich odbiciach widzieli coś więcej niż tylko siebie – swoje wspomnienia, najgłębsze lęki i chwile, które próbowały wymazać z pamięci.

Ewa zatrzymała się przed jednym z luster. W jego odbiciu widziała siebie jako małą dziewczynkę, samotną w pustym domu, czekającą na rodziców, którzy nigdy nie wrócili.

„To nie jest prawdziwe,” powiedziała, zaciskając pięści. „To tylko iluzja.”

Ale echo głosu odbiło się od ścian: „Prawda nie jest iluzją. Aby ją poznać, musisz ją zaakceptować.”

Ewa poczuła łzy spływające po policzkach. Jan podszedł do niej, kładąc rękę na jej ramieniu.

„To już minęło,” powiedział cicho. „Nie jesteś sama.”

Słowa Jana dodały jej siły. Lustro rozpadło się na kawałki, a przed nimi otworzyła się nowa ścieżka.

Pragnienie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz