PARKL LINOWY/...

142 4 0
                                    

[POV.JA/KAMIL]

15 MIN ZANIM RUSZYLISMY DO PARKU LINOWEGO

Kiedy miałem wsiadać do samochodu, tata mnie zatrzymał i powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Wyprowadził z garażu trzy duże pudła. Otworzył pierwsze i wyciągnął większy fotelik samochodowy, w niebiesko-czarnych kolorach. Był wygodniejszy i bardziej dopasowany do mojego wieku. Zmontował go w aucie i upewnił się, że wszystko jest dobrze zamocowane.

Z drugiego pudełka wyjął coś, co trudno było mi nazwać. To było przedłużenie środkowego fotela – specjalna platforma, którą postawił między przednimi fotelami i tylnią kanapą. Wyjaśnił, że to miejsce dla White'a, żeby nasz pies miał więcej przestrzeni.

Wreszcie otworzył trzecie pudło, z którego wyjął drugi fotelik, identyczny jak mój, ale w fioletowo-czarnych barwach.

Ja: Tato, po co ten drugi?
Tata: Oliwia jedzie z nami.
Ja: O, fajnie! – powiedziałem z entuzjazmem.

Wsiadłem do auta, a tata pomógł mi zapiąć pasy w nowym foteliku. Potem zagwizdał w charakterystyczny sposób, by przywołać White'a. Nasz pies szybko wskoczył do samochodu i usiadł pośrodku, na platformie. Tata przypiął mu specjalny pas do obroży, zamieniając ją w szelki, a następnie zabezpieczył go specjalnym pasem dla psów.

Gdy wszystko było gotowe, tata usiadł za kierownicą, mama obok niego, i ruszyliśmy w drogę. Patrzyłem przez okno, głaszcząc White'a, który leżał zadowolony na swoim miejscu.

Po krótkiej jeździe zatrzymaliśmy się pod domem Oliwii. Czekała już na nas, uśmiechnięta i gotowa. Jej mama pomogła jej wsiąść do auta i zapiąć pasy w jej foteliku. Na powitanie pocałowała ją w policzek, a Oliwia uśmiechnęła się do mnie, kiedy usiadła obok.

Ruszyliśmy dalej, rozmawiając i śmiejąc się. Droga minęła szybko, aż w końcu dotarliśmy do Parku Linowego Port Brzeźno. Wszyscy byliśmy podekscytowani tym, co nas czeka!

Po dotarciu do Parku Linowego zostawiliśmy White'a w specjalnej strefie dla psów (która, gdy to piszę, chyba jeszcze nie istnieje). W tej strefie były miseczki z wodą i karmą, oczywiście za dodatkową opłatą. Kiedy nasz pies był już bezpieczny i wygodnie rozłożony, ruszyliśmy pod kasę. Tata zapłacił za bilety, a pani za ladą wręczyła nam opaski na ręce. Następnie skierowała nas do budki, gdzie otrzymaliśmy kaski i uprzęże.

Podczas zakładania uprzęży pani, która nam pomagała, zauważyła coś pod moimi i Oliwii spodenkami. Oboje poczuliśmy, że nasze policzki robią się czerwone, ale nie zwróciliśmy na to większej uwagi, bo było nam to zupełnie obojętne. Rodzice również otrzymali swoje uprzęże i w komplecie udaliśmy się na krótkie szkolenie.

Gdy zebrała się już większa grupa uczestników, przyszedł instruktor.

Instruktor Rafał: Cześć wszystkim! Zanim ruszycie na swoje trasy, musimy przeprowadzić krótkie szkolenie. Nazywam się Rafał. Czy ktoś był już kiedyś w naszym parku?
Ja: Ja byłem! – Podniosłem rękę.
Instruktor Rafał: Super! A jak masz na imię? Kamil, dobrze pamiętam?
Ja: Tak, Kamil.
Instruktor Rafał: Świetnie, Kamilu, pamiętam Cię! Byłeś tu miesiąc temu. Tym razem będziesz moim pomocnikiem i pokażesz wszystkim, jak to wygląda.

Podszedł do mnie z zestawem sprzętu i wziął do ręki karabińczyki.

Instruktor Rafał: To są karabińczyki. Używamy ich, aby przypinać się do stalowych lin i pętelek. Pamiętajcie, żeby zawsze być przypiętym co najmniej jednym karabińczykiem. A to tutaj – wskazał na kawałek sprzętu – to tak zwany słoń. Zakładamy go na tyrolkę. Pokażę wam, jak to zrobić, a potem Kamil zademonstruje cały tor treningowy.

Jak zostaliśmy dziećmi na wakacjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz