Dzień 22 - WIEM, komu uwierzyłem

5 1 0
                                    

Z tej właśnie przyczyny znoszę i to obecne cierpienie, ale za ujmę sobie tego nie poczytuję, bo wiem, komu uwierzyłem, i pewien jestem, że mocen jest ustrzec mój depozyt aż do owego dnia.

2Tm 1:12

* * *

Apostoł Paweł w tych słowach ukazuje prawdziwą istotę wiary – nie jako chwilowego uniesienia, lecz jako decyzję – akt woli w oparciu o relację z żywym Bogiem. Wiara to nie uczucie, ale wybór, by zaufać i budować swoje życie na Bogu, nawet wtedy, gdy żadnych emocji nie ma.

Niedawno zastanawialiśmy się, kim jest Jezus. Można by pisać o tym całe rozprawki, ale prawda jest taka, że jeśli chcemy wejść z kimś w relacje, to samo czytanie o tym kimś nie wystarczy – trzeba podejść i zagadać, rozmawiać, otworzyć się i powoli budować więź. Relacja z Jezusem wymaga tego samego: osobistej decyzji, by powiedzieć Bogu „tak" jak Maryja i otworzyć się na Jego prowadzenie. To wybór, by zaufać Mu i trwać przy Nim, niezależnie od emocji czy okoliczności. Spójrz, jak zareagowała Maryja, gdy przyszedł do niej anioł. Owszem, później przeżywała to dogłębnie, dając nam Magnificat, ale najpierw zastanowiła się, co to wszystko znaczy i podjęła racjonalną decyzję. „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!" (Łk 1:38).

Św. Paweł pisze: „Wiem, komu uwierzyłem". A czy my wiemy? Pewność św. Pawła nie opierała się na chwilowych wzruszeniach czy nawet intensywnych doznaniach (choć te także miał: 2Kor 12:2), ale na wyborze i zaufaniu – wierze w Jego obietnice mimo tych wszystkich tragicznych okoliczności, których nieustannie doświadczał. Niestety, my często ulegamy temu, co mówi współczesny świat i mylimy religijność z emocjonalnymi przeżyciami w trakcie modlitwy. Ojciec Jacek Woroniecki w swojej książce „U podstaw kultury katolickiej" pisał o tym, że jedną z rzeczy niszczących naszą relację z Jezusem jest właśnie sentymentalizm. To taki światopogląd, który stawia w centrum wiary nasze uczucia i indywidualne przeżycia z nią związane. Jest też „ideologicznym" źródłem romantyzmu, który na pewno kojarzycie. Skrótowo mówiąc, romantyzm i sentymentalizm wszystko nazywają uczuciami, które stają się dominująca wartością w życiu człowieka. Poprzez nie człowiek zaczyna definiować patriotyzm, religijność czy nawet miłość, nazywając ją „takim uczuciem, które...".

Mimo że o. Woroniecki pisał to na początku XX wieku, to do dzisiaj opisywane przez niego problemy trawiące Kościół pozostają aktualne, a nawet się nasiliły. Sentymentalizm możemy poznać właśnie po skupianiu się tylko na tych emocjonalnych doznaniach, a wręcz celowym ich pompowaniu, co zrównuje się z wiarą i bez czucia których człowiek zaczyna wątpić. Wiara zanika wraz z emocjami.

Mówiąc to wszystko, należy cały czas pamiętać, że emocje też są dobre – i jeśli nie budujemy tylko na nich, to wszystko jest dobrze. Boga należy sławić także za pomocą przeżyć, bo człowiek nie jest jakąś niespójną sklejką ciała i duszy, ale stanowi duchowo-cielesną jedność, a wrogość do swoich emocji jest przejawem gnozy, a nie chrześcijaństwa. Nie ma niczego złego w emocjach – zobacz, jak bardzo emocje wylewają się z Psalmów, zobacz też jak modlił się Mojżesz (Wj 15), Dawid (2Sm 22) czy Tobiasz (Tb 13). Należy tylko pamiętać, że nie stanowią one o wierze. Dam prosty przykład: gdy zakochujemy się w jakiejś dziewczynie czy chłopaku i dobrze się dogadujemy, to chęć utrwalenia tej relacji poprzez małżeństwo nie wynika z czucia się dobrze (bo to oczywiste, że dojdzie do konfliktów), ale wyboru tej osoby i świadomego trwania przy niej. Zobacz jak wiele rozwodów było z tego powodu, że ludzie się w sobie zakochali, a kiedy uczucia prysły, to i chęć bycia razem prysła. Tak samo jest z religią – zobacz jakie owoce przyniosły takie rzeczy jak „Toronto Blessing", rzucając ludźmi w dzikich spazmach i inne tego typu ruchy.

W oczekiwaniu [Adwent 2024]🎄Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz