Rozdział VII

562 43 3
                                    

Leżałam między nogami Luka, który kojąco głaskał moje włosy. Byliśmy w jego pokoju, na jego łóżku. Mówił do mnie powoli i łagodnie. Podczas gdy, ja płakałam.

-Początki są trudne i... Agresywne.-Przy ostatnim słowie się zawachał. -To nie twoja wina... Dopiero od dzisiaj jesteś Wilkołakiem... -Tłumaczył.

-Prawie go zabiłam.-mówiłam na okrągło. -Nie chciałam, nie mogłam tego zatrzymać. Przy Sami też.

Chłopak wstał i podał mi rękę.

-Chodź, umyjesz się. -Popatrzyłam na niego, niepewnie. Potrzebowałam tego, moja twarz, ręce, nogi, nawet plecy-, które obejmowałam, podczas załamania, nie mówiąc o pozlepianych włosach wszystko to było we krwi.

Podałam mu dłoń i stanęłam na nogi. Poszłam wraz z nim w stronę dzwi, które znajdowały się tuż, przy jego ''legowisku''. Moim oczom ukazała się mała łazieneczka. Oczywiście z elementami drewna- wszędzie. Naprzeciwko mnie była wanna-którą napełnił wodą, z prawej strony prysznic, a po lewej była umywalka i sedes.

-Zdejmij ciuchy i mi je daj, włoże do pralki. -Zrobiłam to o co poprosił zostałam w samej bieliźnie. Podałam mu ubrania i już chciał wychodzić, kiedy złapałam go za nadgarstek.

-Nie idź. -Powiedziałam cicho. -Proszę. -Mówiłam. Patrzył mi w oczy, pewnie czuł się nie komfortowo. Przecież ma dziewczynę! Długo myślał co powiedzieć, wahał się.

-Zgoda. -Powiedział niechętnie. -Tylko pójdę wsadzić to do pralki. -Pomachał mi zakrwawionymi szortami, przed nosem.

-Ale wrócisz? -Spytałam.

-Jasne...-Wyszedł, zostałam sama.

Weszłam do zbiornika z ciepłą cieczą, położyłam się. Woda momentalnie zrobiła się czerwonawa. Zanurkowałam, mocząc włosy,po 3 minutach "wypłynęłam" na powierzchnię z braku powietrza, zobaczyłam chłopaka. Nie powiem, wystarczyłam się. Nawet pisnęłam.

-Spokojnie. Przecież, miałem wrócić... -Powiedział zmieszany.

-Tak wiem, tylko cię nie słyszałam. -Powiedziałam szybko, ale cicho.

Luke wstał z podłogi, sięgając po coś na półkę, nad wanną. Była to gąbka, zapakowana jeszcze w plastikowe opakowanie, co świadczyło o jej nowości. Odpakował i zanurzył, w bordowej już wodzie. Chciał mi ją podać, ale odwróciłam się do niego plecami, tym gestem prosząc o umycie mnie. Delikatnie, jeździł miękkim przedmiotem po mojej szyji oraz ramionach. Nie odzywał się, ja również. Zaczął zjeżdżać niżej, na plecy, ale kiedy zjechał prawie do mojego tyłka, spiełam się.

Niespodziewanie wyszedł. Nie byłam pewna co się stało, lecz po chwili wrócił z białymi ręcznikami i damskim szamponem w ręku. Odetchnełam z ulgą. Podał mi rzeczy, siadając na podłodze. Umyłam włosy spłukując je świeżą, czystą wodą. Zawinełam moją głowę w turban. Wstając, moja biała dotąd bielizna była teraz dziwnego koloru. Miałam na sobie koronkowy stanik, opinający moją miseczkę C i na szczęście, zwykłe bokserki. Podał mi kolejny ręcznik, i zostawił mnie ponownie samą w czterech ścianach. Wytarłam się, dokładnie dzięki czemu moja pozostałość ubioru była prawie sucha. Weszłam do pokoju chłopaka, ale go tam nie zastałam... Dopiero teraz przyjżałam się pomieszczeniu, na wprost mnie było ogromne okno zajmujące całą ścianę. Po lewej stronie znajdowały się dwa regały zapełnione starymi książkami, zaś z prawej było skromne biurko i drzwi- które po chwili otworzyły się. Stała w nich dla odmiany Samanta. Trzymała coś w rękach.

-Tu masz ubrania. -Mówiła ze strachem w oczach, rzuciła je na łóżko i szybko wyszła.

Zabrałam rzeczy do łazienki, i nałożyłam na siebie. Były to szare dresy oraz obcisła, neonowa, niebieska koszulka z białym napisem Nike. Luka dalej nie było, więc postanowiłam się zdrzemnąć. Była godzina osiemnasta...

~jakiś czas później~

Kiedy się obudziłam, leżałam na kanapie w salonie otoczona ludźmi, to znaczy wilkołakami... Szybko się poderwałam, gdy zobaczyłam między nimi moją niedoszłą ofiarę. Spojrzałam w jego oczy, spodziewałam się strachu lub złości, o dziwo zobaczyłam w nich współczucie. Nawet, troskę?

-Rick ja, bardzo przepraszam. Nie panuje nad tym.-mówiłam. Mimo, że już go nie widziałam, ponieważ obraz rozmazał mi się od łez. -Nie chciałam, nie wiem co mam zrobić, żebyś mi wybaczył. -Strużki słonej cieczy, wylewały się z moich oczu. Wpadając do moich ust.

-Mała, bez paniki. Wybaczam ci. Spójrz, po ranach ani śladu. -wskazał palcem, na swoją szyję. -Jesteś przywódcą, a ja cię sprowokowałem. Ponieważ, ja też nim jestem, zaatakowałaś.-mówił spokojnie, ale nie tak jak Luke. On mówił bardziej zdecydowanie, mniej uwagi zwracał na dobór słów.- Przyjmuje cię do naszej watahy, będziesz tu traktowana jako alfa, ale to ja podejmuje decyzje. Zrozumiano?

-Tak jest,kapitanie!-Zachichotałam cicho.

-Będziemy musieli, cię nauczyć samo kontroli. -ryknął J przez śmiech.

-Zajmie to nam...-Odliczał coś na palcach, mamrocząc coś pod nosem. -do końca wakacji... -Powiedział zmęczony na myśl o tym, Tyler.

Przewróciłam oczami. Spojrzałam na Samantę, bała się mnie. Dotknęło mnie to.

-Zaczynamy od jutra. -Zakończył Alarick, uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłam gest.

Miałam już wychodzić, kiedy dokończył do mnie Luke. Otworzyłam usta, żeby się pożegnać, kiedy mi przerwał. Jego usta spoczeły na moim policzku. Byłam zaskoczona, ale przytuliłam go szybko i wyszłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję serdecznie za czytanie tego. Nawet nie wiecie, jak cieszę się z choćby byle wyświetlenia. Przepraszam że nie dodałam rozdziału wcześniej, ale nie miałam zbytnio czasu. Co sądzicie o przyjaźni z Lukiem???

ObiecanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz