Rozdział VIII

597 46 5
                                    

Mimo iż gorączki, wymioty i bóle ustały, wciąż mam sny z 5 wilkami. Czarne, turkusowe, żółte, różowe i jedno zielone a drugie żółte- te właśnie pary, patrzą na mnie. Widzę tylko oczy...

Czy wspominałam już, że mój dom znajduje się tak jak posiadłość wilkołaków, na odludziu, w lesie? Z tego co wyczytałam w kontrakcie, teren oddalony na 15 kilometrów od rezydencji- jest moją własnością. Mam plany wybudować stajnie i ogrodzić, należące do mnie ziemie.

Obudziłam się w moim łóżku, nie wiedząc, która jest godzina. Muszę kupić budzik. Przeciągnęłam się, i po pięciu minutach, wstałam. Podreptałam w stronę łazienki. Załatwiłam swoje potrzeby, umyłam ręce i poszłam do kuchni. Zrobiłam omlet, na śniadanie. Dopiero teraz spojrzałam na zegar, wiszący nad drzwiami pomieszczenia. Była trzecia w nocy, czyli mam jeszcze 10 godzin do treningu, z chłopakami. Pozmywałam po sobie. Ruszyłam w stronę schodów, by znów znaleźć się w łazience. Wzięłam długi prysznic, po czym wysuszyłam włosy,które związałam w kłosa. Ubrałam się w czarne getry trzy czwarte, oraz bokserkę tego samego koloru. Postanowiłam przejść się i pooglądać moją przydużą "działkę". Do tego celu założyłam trapery. Wiem, że to nierozsądne, w nocy przechadzać się po lesie. Wrazie czego, zamienię się w wilka, albo coś... Wyszłam z domu.

Głównie interesowały mnie, tereny jeszcze przeze mnie nie sprawdzone. Szłam więc z latarką w ręce, w stronę lasu. Przeszłam może z kilometr i zobaczyłam rzeczkę, miała 3 metry rozpiętości. Nad nią znajdował się most, w kształcie łuku. Konstrukcja była drewniana, ale nie to zwróciło moją uwagę, tylko postać stojąca na nim. Wpatrywałam się w osobę, z ciekawością niezapomnianąc o strachu. Z tej odległości mogłam określić tylko płeć. Była to kobieta. Podeszłam bliżej, stałam u brzegu kładki. Postać zdaje się dopiero wtedy, zauważyła mnie. Spojrzałam w jej czarne, ale emanujące własnym światłem oczy. Nie były to oczy ludzkie. Postanowiłam spróbować, zamienić kolor swoich. Chyba się udało, lecz dziewczyna spojrzała na mnie wypłoszona i zaczęła uciekać w wilczej postaci, miała sierść w kolorze złota. Zaczęłam ją gonić, co udało mi się w pół przemianie. Dopadłam czarnooką, przyciskając do ziemi. Zmieniła się w człowieka, poszłam w jej ślady. Nadal dociskając ofiarę, zaczęłam rozmowę.

-Kim jesteś i co robisz ba moim terenie? -Zapytałam, ale znów nie byłam ja.

-Nazywam się Juliett Smith, jestem betą, nie wiedziałam, że to twoje terytorium. Do nie dawna, było nie zamieszkane... -Odpowiedziała. Zeszłam z niej. Uśmiechnęłam się do blondynki. Wstałam podając jej rękę

-Lena Carter, alfa. -W tej chwili, spojrzała na mnie, jak na cud świata. Szeroko otwarte oczy i lekko uchylone usta, wyglądały w jej wykonaniu przesłodko.

-Alfa?! To niemożliwe. Podobno, wygineły.

-Jeśli są zagrożone, to zaraz to zrobią, bo nie jestem za dobra... w byciu wilkiem.- Zwiesiłam głowę.

-Daj spokój! -Walneła mnie lekko, pięścią w ramię. -Umiesz przemienić się na pół, wiele alf tego nie umie. Z resztą, wszystkiego można się nauczyć. -Spojrzałam na nią, do jej twarzy przylepiony został szereg śnieżno-białych, równych zębów.

-Wiem, zaraz mam trening z watahą Alaricka... Poderżnełam mu gardło, kiedy mnie poniosło.-Dziewczyna znów patrzyła na mnie, ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

-Tego, Alaricka?

-No ten, co jest alfą Luka, Jacoba, Tylera i Samanty...

-Radzę Ci, zwiewaj od nich jak najszybciej.

-Dlaczego?? -Teraz ja byłam zszokowana.

-Mówisz, że podciełaś mu gardło. On ci nie daruje, rezerwie ci skórę, poćwiartuje, dla sportu i zemsty.-Mówiła przygnębiona.

-Nie wierzę. On jest taki miły. Wataha, także.
-Udaje. Zemści się tylko kiedy zostaniesz z nim sam na sam. Uwierz mi, zabił mi brata i rodziców. I zrobił mi to. -Podwineła koszulkę, ukazując żebra. Widniała, na jednym z nich spirala. -Zrobił to, bo mój brat walnął go w pysk, kiedy się do mnie dobierał. Kazał mi patrzeć na śmierć, moich bliskich. -Płakała, więc odruchowo- przytuliłam ją. -Co prawda, wataha nie miała nic do gadania. Nie musieli na to patrzeć, pewnie nawet nie wiedzą.-patrzyłam na nią, wyglądała na załamaną. Nawet nie wiem, kiedy doszłyśmy do mojego domu.

-Wejdziesz?-Zapytałam.

-To jest twój dom?! No ja nie wiem... A jak ty jesteś w jakiejś mafii? -Zaśmiałam się.

-Wejdź. -Rozkazałam głosem Alfy. -Przepraszam. Nie panuje nad tym.

-Okej, wejdę.-Powiedziała patrząc na przedpokój. Zdjęła buty.

Zaprowadziłam ją do salonu, z jej ust wydał się cichutki jęk zachwytu, sama poszłam do kuchni. Zrobiłam herbaty, ukroiłam ciasta i wróciłam by przesłuchać dziewczynę.

-Więc mówisz, że milutki Alarick zabił ci rodzinę...-Dziewczyna posmutniała.

-Tak. -Potwierdziła. -Po czym, Spalił mój dom, zacierając tym ślady.

-Przykro mi... Ale teraz mieszkasz ze swoją watahą, i wszystko jest ok. Tak?

-Ja... Ja... Ja nie mam watahy.

-Jak to? To, gdzie ty mieszkasz?

-Na łące, gdzie stoją szczątki mojego domu. Policja myśli, że zginęłam razem z nimi.

-Jak to myśli? Kiedy to się wydarzyło?

-Dokładnie, 9 dni temu. -rozpłakała się na dobre.

-Posłuchaj mnie. -Popatrzyła na mnie swoimi czarnymi oczami. -Bardzo dziękuję Ci, za ostrzeżenie przed... Nim. -Wierzę jej, na słowo, co zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu.- Czy mogła byś, nauczyć mnie samo kontroli ?

-Jasne.

-Postanowione, mieszkasz u mnie. -Spojrzała na mnie, na jej twarzy pojawił się, najpierw szok, a później niepewność, strach,szczęście i... miłość? Taka siostrzana miłość. Po jej policzku, spłonęły łzy radości. Po chwil, zorientowałam się, że ja też płaczę.

-Naprawdę? -Spytała, głosem jakby właśnie spełniły się jej marzenia, ale gdyby miały po chwili zniknąć...

-Tak. -pokiwałam głową.

Przytuliła mnie. Zaraz potem, po domu rozległo się pukanie do dzwi...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dam dam dam daaaaam

Jak wam się podoba Juliett?
Stworzyłam ją dla mojej przyjaciółki julia12435. Kocham was. Zachęcam do komentowania :*

ObiecanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz