Rozdział XI

419 25 2
                                    

-Wilcze ziele, zmieszane z naszym jadem... Tylko brutale robią takie rzeczy, kulturalny wilk się tak nie zachowuje.

-Rozumiem... Jak mieli na imię twoi rodzice?

-Aron i Jaspers.

- Nigdy nie słyszałam- takich imion...

-Kiedyś ich, o nie zapytałam. Opowiedzieli mi o innym wymiarze- Wymiarze Wilkołaków. Ale to tylko, takie ich wymysły. Tak jak tobie, rodzice opowiadali bajki na dobranoc...

-Moi rodzice nie opowiadali mi bajek. Idź spać...jesteś wyczerpana.- Uśmiechnęłam się do niej.

Jak na zawołanie ziewnęła,a ja tuż za nią. Skierowałam się do sypialni, ubrałam w piżamę, umyłam zęby i zmyłam makijaż. Wręcz skoczyłam na łóżko, by zasnąć dwie sekundy później. Zdążyłam spojrzeć na zegarek- była 6 rano.

"Szłam jakąś polną drogą, poprawka ja biegłam, rozpaczliwie uciekałam przed czymś. Wpadłam na polanę,gdzie stała moja matka. Schowana za nią, trzymałam się jej sukienki- białej, długiej z cekinami przy dekolcie. Coś co mnie goniło było wilkołakiem, wparował tu tuż za mną, nie wyglądając na agresywnego. Podbiegł do mojej rodzicielki-skoczył, by stać się moim ojcem. Wychyliłam się i podeszłam do taty, dotknęłam jego twarzy a ten uśmiechnął się.

-Też tak chcę.- powiedziałam radośnie.

Rodzice spojrzeli po sobie zmartwieni. W tej chwili jakbym wyszła z tego ciała, stała się obserwatorem. Miałam wtedy 10 lat, ale nie pamiętałam tego wątku z dzieciństwa, mimo to czułam że to wspomnienie... Z mojej twarzy nie schodził uśmiech, oni też w końcu zaczęli go odwzajemniać.

Przez moje oczy przewinął się przebłysk fioletu, i znowu. Tak jak szumiały obrazy, w starych telewizorach. Złapałam się za głowę, jęknęłam z bólu. Przerażenie malowało się się na ich twarzach, ojciec złapał mnie za ramię gdy zaczęłam się chwiać.

-Zabierzmy ją do Rady!- krzyknęła mama.

Zaczęłam dotykać rozpaczliwie moich pleców, przez łzy wybełkotałam coś na temat ran przy łopatkach. Ojciec spojrzał na mnie z przerażeniem, wysunął pazury i rozerwał mi koszulę którą miałam na sobie. Znacząco spojrzał na Rebekhe.

-Nie możemy, zbiją ją. Co gorsza mogą zachować ją i robić na niej testy.

-I co teraz?

-Nie wiem...

Przyjrzałam się sobie, gdy poczułam to co czułam kiedyś. Plecy zaczęłam ich dotykać, krzyczeć".

I wtedy się obudziłam. Julie patrzyła na mnie z przerażeniem, siedząc obok mnie. Pazury wbiły mi się w łóżko. Lecz mimo zakończenia snu, plecy bolały mnie bardziej. Płakałam, cierpiąc.

-Lee, wszystko w porządku?- pytała.

-Boli...-wybełkotałam, przez zaciśnięte zęby.

-Co cię boli?- bała się o mnie, to takie miłe uczucie.

-Między łopatkami.

-Daj, zobaczę.

Odwróciłam się do niej plecami, w skulonej postawie. Czułam się jakby powoli ktoś wbijał mi noże prosto w żebra i kręgosłup.

-O kurwa...

~~~~~~~~~~~~~~~~

Proszę o komentarze







ObiecanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz