XIV

27.2K 1.4K 257
                                    

Rozwścieczona, podążałam w stronę lochów. Słychać było jedynie moje kroki. Nikt już nie chodził po korytarzach, zaraz cisza nocna. Mógł mnie złapać nauczyciel, dać mi miesięczny szlaban, a ja co? Prawię biegnę do lochów, do tego z zamiarem mordu. Nie wiem czy to przez przypływ emocji, czy przez to, że jestem po prostu nieodpowiedzialna i nierozważna, a do tego w ogóle tego nie przemyślałam. Ale czy to jest teraz ważne? Oczywiście, że nie. Ja lubię sprawiedliwość. Czyli uznaję zasadę, oko za oko, ząb za ząb. Tylko teraz nie wiem w jaki sposób ten ząb czy oko uszkodzę. Różdżka czy raczej siarczysty policzek? Z moich rozmyśleń na temat, jak najskuteczniej dać nauczkę Danielowi, wyrwał mnie pewien głos. 

- Ty tam! Gdzie się kręcisz o tej porze? - zawołał męski głos. Obróciłam się na pięcie. To Blaise. Kiedy mnie zobaczył, aż zmarszczył czoło.

- A ty tu co? - Co prawda, znajdowałam się aktualnie w lochach, ale mogłam równie dobrze iść gdzie indziej. 

- Raczej nie będę ci się spowiadać, detektywie Zabini - prychnęłam, a ten spojrzał się na mnie zaskoczony.

- Nie wiedziałem, że Gryfusie takie wyszczekane - uśmiechnął się głupkowato. Może ten parszywy Ślizgon się na coś przyda.

- Jest tam przypadkiem Daniel?

- Przypadkiem, nie jestem na przesłuchaniu, detektywie Dowell - zaśmiał się, a ja wywróciłam teatralnie oczami - Może jest, może go nie ma. 

- Ugh, Ślizgoni. To zawołaj Notta - On spojrzał się na mnie dziwnie. Theodore, na pewno wszystko mi powie. Po tym jak patrzy na mnie przy każdym posiłku, albo wtedy gdy "przyłapał" nas z Draco, zaczynałam wierzyć w to co mówiły mi Hermiona i Ginny. To mogło mi się teraz przydać.

- Niby dlaczego mam go zawołać? Dobrze wiesz, że on ci wszystko wyśpiewa, nie ma tak łatwo Dowell - A plan był taki dobry. Muszę jakoś inaczej się tam przemknąć.

- Chce po prostu wiedzieć, czy jest tam Daniel - westchnęłam zrezygnowanie. 

- A ja chcę wiedzieć, po co ci on - Podniósł brew i wyczekiwał na moją odpowiedź.

- Po prostu mi powiedz, zanim jakiś nauczyciel tu nie przyjdzie i nie wlepi nam szlabanu! - warknęłam, a on zachichotał.

- Nie wiem jak ty, ale ja jestem przed swoim Pokojem Wspólnym - Szlag, miał rację. W najgorszej sytuacji jestem tu ja. Nagle Zabini coś dostrzegł za mną. 

- I ty na prawdę myślałaś, Dowell, że zawołam Dana, kiedy masz różdżkę w kieszeni? - zakpił, niestety niepotrzebnie się wydał. 

- Ha! Czyli jednak tam jest! Wiesz co, chyba lepszy ze mnie detektyw od ciebie - Ten tylko pokręcił głową, wciąż uśmiechnięty. Jak mnie to denerwowało... Co go bawi w tej sytuacji? Jednak znałam odpowiedź. Moja bezradność.

- I co masz zamiar zrobić z tym faktem? Na prawdę uważasz, że cię tu wpuszczę? Może nie jestem detektywem, ale nie jestem idiotą - Niestety, z tym bym się sprzeczała, ale w obecnej sytuacji, wolałabym mu tego nie mówić.

- Marnuję swój czas Zabini - powiedziałam ze złością.

- Ja bardzo wesoło go spędzam - stwierdził patrząc na mnie z kpiną. Drzwi do Pokoju Wspólnego otworzyły się. Zza nich wychyliła się głowa Pansy.  Spojrzała na mnie z pogardą i wyszła z Pokoju idąc w naszą stronę. Zostawiła otwarte drzwi. Zauważyłam Daniela na kanapie, razem z Astorią. Siedziała mu na kolanach i całowała się z nim. Nie wiem czy w tym przypadku można to tak nazwać. Trafniejsze określenie to raczej zasysanie sobie twarzy. Nie było tam nikogo prócz nich i paru chłopaków z niższych klas. Zagotowało się we mnie. Zacisnęłam pięści tak, że paznokcie wbijały mi się w skórę. Sięgnęłam po różdżkę z mojej tylniej kieszeni. 

- Ty ostatni skurwielu! - wrzasnęłam, a oni mnie dotrzegli, przerywając romantyczne chwile. Młodsi Ślizgoni widząc mnie z różdżką, pobiegli do dormitoriów. Im mniej świadków, tym lepiej. McDonald ze strachem zrzucił Astorię ze swoich kolan. Ta spojrzała się na mnie z nienawiścią, a ja uniosłam różdżkę do góry i wkroczyłam do Pokoju Wspólnego. Zabini wołał coś za mną, ale ja nie słyszałam.  Moja różdżka była wycelowana prosto w głowę Krukona. Zaczął ciężko oddychać i podnosić się z kanapy. Nie ma tak łatwo. Wyszeptałam Wingardium Leviosa, a on unosił się w górze, jak piórko. Zaczął panikować, więc szybko zamknęłam mu usta odpowiednim zaklęciem. Astoria dołączyła do nich i również uciekła w stronę wieży.

- Jak się czujesz Daniel? Może cofnąć zaklęcie, a ty wylądujesz pięknie na podłodze? - wysyczałam, a ktoś złapał mnie od tyłu za ramiona. Zgadywałam, że to Blaise, gdyż trzymał mnie dostatecznie mocno. 

- Uwierz mi Dowell, gdyby to nie był mój Pokój Wspólny i mój kumpel, przyszedłbym tu z popcornem, ale z uwagi na okoliczności... Odłóż tę przeklętą różdżkę - Wyszeptał mi  do ucha Ślizgon. Ja dopiero się rozkręcam. Chciał pociągnąć mnie za ręce, a ja wymierzyłam mu cios z łokcia prosto w brzuch i wróciłam do mojego lewitującego, biednego Dana.  Nie zdążyłam nic zrobić, a Pansy wróciła tu z Nottem i Malfoy'em. Spojrzeli na każdego po kolei: na lewitującego nad ziemią bruneta, który usiłował coś powiedzieć, leżącego na ziemi Blaise'a i na mnie z wycelowaną różdżką prosto w Krukona. Draco ruszył w moją stronę, a Nott poszedł sprawdzić czy coś nie stało się jego przyjacielowi. Nie patrząc nawet na Malfoy'a uniosłam Daniela jeszcze trochę w górę i.. Cofnęłam zaklęcie. Wylądował z łoskotem na ziemię. Blondyn objął mnie z całej siły od tyłu, w pasie, nie dając mi szansy na ucieczkę. McDonald z krwawiącym nosem i szramą na czole wybiegł z Pokoju. Zaczęłam się wyrywać Malfoy'owi, lecz był zbyt silny. Próbowałam nawet nadepnąć mu na stopę, ale on niewzruszony, uniósł mnie, jakbym ważyła pięć kilogramów i kierował się wgłąb twierdzy Ślizgonów. Zaczęłam okładać go pięściami i wyzywać od najgorszych, a on nieprzejęty, zaniósł mnie do ich dormitorium. 

SunflowerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz