- Wyobraź sobie Blaise, że gówno mnie obchodzi, co chcesz powiedzieć - warknęłam i chwyciłam za portret, by wrócić do Pokoju Wspólnego. Nie mam zamiaru marnować swojego czasu na tego dupka. Wystarczająco usłyszałam dzisiaj od niego.
- Dowell, stój. - Przystanęłam, ale dalej trzymałam prawą ręką portret, aby szybko wyjść w razie gdyby chciał mnie zatrzymać. Po dzisiejszym zdarzeniu, nie mam pojęcia czego mogę się spodziewać po nim i jego kumplach.
- Ty... Nie spotykasz się z Potterem? - zadał mi pytanie, a ja odwróciłam się w jego stronę i roześmiałam się.
- Wiedziałam, ze raczej nie popisujesz się mądrością, ale mógłbyś chociaż raz wysilić mózgownicę i pomyśleć, że przyjaźnię się z nim na tyle długo, że nie mogłabym być w nim zakochana. Zresztą, on już odnalazł miłość życia. Coś jeszcze? Nie? Super.
- Dowell, do jasnej cholery, czekaj! - Kolejny raz zatrzymałam się i to działało mi już na nerwy. Nie wspominając pracy z numerologii, którą musiałam dziś napisać.
- Czego znowu?
- Nie widzisz tego? - zapytał zaciekawiony. Podniosłam brwi i zastanawiałam się, czy wszystko jest z nim w porządku.
- O czym ty mówisz człowieku? - Wyglądał, jakby spodziewał się innego obrotu akcji.
- Ej nie rozumiem czegoś. Myślałem, że wy dziewczyny widzicie takie rzeczy.
- Jakie rzeczy? - Zmieszał się i z przymrużonymi oczami zerkał na mnie, nie wiedząc co powiedzieć. Pokręcił głową i odszedł powoli kierując się w stronę pierwszego piętra. Wpatrywałam się przez chwilę w jego sylwetkę, nadal nie wiedząc, o co mogło mu chodzić. Może coś mu zaszkodziło i gada jakieś bzdety? Tym bardziej, że najpierw pyta się mnie o jakieś rzeczy, a następnie odchodzi, jakby nic się nie stało, a ta rozmowa nie miała miejsca. A mówią, że to dziewczyny są skomplikowane. Zmarszczyłam czoło, a następnie odsunęłam portret Grubej Damy, wkraczając do Pokoju Wspólnego.
*
Nie przejął się tym, że tu weszłam. Nie przejął się, że usiadłam na fotelu naprzeciwko niego i zaczęłam się przyglądać jego poczynaniom. Co chwilę słyszałam dźwięk szklanki odkładanej na stół. Nie miałam odwagi go zapytać, czemu się upił i dlaczego wygląda jak siedem nieszczęść. Potargane włosy, worki pod przekrwionymi oczami, spocone czoło i jeszcze bledsza skóra niż zwykle, wcale nie prezentowały się dostojnie, jak na jego wygląd przystało. Po paru minutach ciszy nareszcie się odezwał.
- Fajne przedstawienie, co? - zapytał z kpiną. Postanowiłam nie odpowiadać, gdyż ludzie pod wpływem alkoholu są bardziej agresywni. Jednak mogłam od początku wrócić do dormitorium i zostawić go samego. Ale coś podpowiadało mi, że właśnie powinnam tu siedzieć i czekać. Mam nadzieję, że moja kobieca intuicja tym razem mnie nie zawiedzie. Kiedy skończyła mu się Ognista, opadł na oparcie kanapy i wbił we mnie wzrok. Nerwowo zaczęłam rozglądać się po Pokoju Wspólnym unikając jego wzroku. Skubałam paznokcie, ale on nadal mi się przypatrywał. Przeszły mnie ciarki, gdyż mógł on być niebezpieczny. Miałam ochotę wstać i wyjść, ale jakaś siła ciągnęła mnie właśnie tutaj, do niego. Nagle, po prostu sarkastycznie się roześmiał, a ja przełknęłam ślinę ze strachu.
- Granger, nawet nie wiesz jaki jestem pierdolnięty - przejechał ręką po platynowych włosach, a ja wyczekiwałam na rozwój akcji, bo zakładałam, że rozwinie swoją myśl - Popełniłem jeden z największych błędów.
Miałam ochotę po prostu zapytać jaki to błąd, jednak intuicja mówiła, że lepiej milczeć. Tak więc milczałam.
- Mam nadzieję, że mnie z tego uleczą w jakimś szpitalu, bo nie mam zamiaru dłużej z tym żyć - zachrypiał, a ja miałam jeszcze więcej pytań. Jednak moje usta, nie otwierały się. Moje uszy za to,wyłapywały każde zawahanie, czy nerwowy ton Ślizgona.
CZYTASZ
Sunflower
FanfictionWystarczył jeden Twój dotyk. Ruch. Uśmiech. Spojrzenie. To wystarczyło. Zawsze wystarczało, bym zakochiwał się w Tobie od nowa. A jeśli mnie zostawisz... Będę bał się wszystkiego.