7. Ivy z chwilą odetchnienia

1.5K 157 15
                                    

Koncert skończył się równie szybko jak się zaczął. Kilkanaście piosenek odśpiewanych wcale w nie taki perfekcyjny sposób, suche podziękowania i kilka żałosnych akcji mających na celu pobudzenie już i tak rozgrzanego tłumu. Nawet nie silili się na jakiś spontaniczny zryw - po prostu odklepali swoje i ściągając z twarzy przyklejone uśmiechy, zeszli ze sceny ciesząc się, że mają to już za sobą.

Nie odezwali się do siebie słowem - zniknęli w mgnieniu oka, rozchodząc się w różne strony i nie spoglądając za siebie nawet przez chwilę. Żadnego z nich nie obchodził los reszty. Jedyne czego pragnęli, to zniknąć i nie spotkać się aż do następnego koncertu. To już dawno przestało przypominać zespół. Oni już dawno przestali być piosenkarzami - zostali aktorami, którym narzucono rolę, którą mieli grać do końca kariery. I choć wcale im się to nie podobało, przystali na tę propozycję bez słowa dezaprobaty.

Ivy Chandler na własne oczy zobaczyła czym naprawdę jest sława. Nie była snem na jawie, spełniającym się marzeniem i błogim korzystaniem ze wszystkich udogodnień przez długie, ciepłe dni. Była za to niebezpieczną jazdą na karuzeli, z której nikt nie miał prawa wysiąść dopóki sama się nie zatrzymała. A przecież nigdy zatrzymać się nie miała.

Lecz jakimś dziwnym, pokrętnym tokiem myślenia zapragnęła jej jeszcze bardziej - chciała chłonąć ją każdą komórką cherlawego ciała, piąć się po szczeblach władzy, aż już nie będzie nikogo, kto miałby nad nią kontrolę. Pragnęła stać ponad wszystkimi i patrzeć na nich z góry. Dokładnie tak samo jak oni robili to z nią przez całe życie. I nie obchodziło ją kto będzie musiał się poświęcić, z czego będzie musiała zrezygnować i jak wiele stracić. Cel przyświecał środki - zawsze w to wierzyła.

- Wyśpij się dobrze. Jutro wylatujemy do RPA, a tam czeka Cię pierwsza sesja zdjęciowa. - Jasper leniwie przesunął kartą przez czytnik i otworzył drzwi do swojego pokoju hotelowego. - Dobranoc Ivy - chrypnął jeszcze zmęczonym głosem i zniknął w ciemności pomieszczenia zostawiając blondynkę samą na korytarzu.

Lampy oświetlające wręcz niekończący się tunel pokryty złotą farbą, oślepiały swoją natarczywością i w brutalny sposób otrzeźwiały umysł każdego kto choćby na chwilę znajdował się w ich zasięgu. Atakowały blaskiem niemal ze wszystkich stron, a jedynym sposobem na pozbycie się ich, była natychmiastowa ucieczka w kompletną ciemność. To nie było dobre miejsce dla kogoś, kto stracił kilka godzin na wsłuchiwanie się w takty ogłuszającej muzyki mając jeszcze w pamięci kłótnię, która zupełnie zmieniła pogląd na pewne sprawy. Dla kogoś takiego najlepszą opcją było kompletne zimne łóżko usłane śliską pościelą, w której można było zatopić przemęczone ciało.

Gdy jednak dostrzegła w oddali wysokie, otwarte, białe okna zapraszające ją na szeroki balkon, plany o rychłym śnie odeszły w niepamięć. Leniwie pokonała więc dystans i zachęcona świetlnymi refleksami, znacznie przyjemniejszymi od ogromnych, rażących żarówek, bez chwili zawahania postawiła stopę na drewnianej podłodze. Świeże powietrze uderzyło w jej twarz sprawiając niezwykłą przyjemność samym swoim chłodem. Przymknęła powieki aby poświęcić całą energię na paniczne, głębokie oddychanie i poświęcić wszelką uwagę błogiej ciszy, która w jakiś sposób uspokajała jej skołatane nerwy.

To nie był dobry dzień. Ani trochę nie przypominał jej wyobrażeń. Od razu wyłożono przed nią wszystkie karty, ukazując tym samym prawdziwe źródła problemu, który okazał się być znacznie poważniejszym niż wyglądał z wierzchu. Bestialsko pokazano jej, że sława to ciężka praca, a ilość poświęconych jej godzin procentowała na przyszłość. Zmęczenie, które teraz odczuwała, miało już nigdy nie minąć - miało trwać przy jej boku i nasilać się z każdym kolejnym dniem. Jednak na wycofanie się było już stanowczo za późno.

WELCOME IVY  - 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz