- Clement, to jest właśnie Ivy. Ivy, oto Clement Marceu.
Niższy od głowę od Stylesa nieco piegowaty chłopak omiótł Chandler wzrokiem i uśmiechnął się cwaniacko. Znał setki takich zbłąkanych dziewcząt, które od niepamiętnych czasów marzyły aby w jakikolwiek sposób dostać się na wyższą półkę Hollywood. I wcale nie ukrywał, że wielu z nich osobiście pomógł - otworzył wrota do lepszego świata i życzył szczęścia na nowej ścieżce życia.
Ivy niczym się od nich nie różniła - była może trochę bardziej charakterystyczna, odrobinę wyższa i ewentualnie bardziej inteligentna, ale wciąż nie wyróżniała się z tłumu milionów kobiet, które marzyły o świecie znanym jedynie z gazet i ekranów płaskich telewizorów. Poza tym, wcale go nie potrzebowała, bo już od dawna istniała poza granicami własnego miasta. I radziła sobie z tym niespodziewanie dobrze.
- Miło mi Ciebie poznać - wydukał pod nosem i podał jej swoją małą dłoń, którą ścisnęła delikatnie i z nadzwyczajną gustownością.
Miał ją za ostrą babkę, której cel był jasny i klarowny - chciała błyszczeć jako skandalistka, bardziej kontrowersyjna i bardziej alternatywna wersja Kate Moss. Jednak w rzeczywistości okazała się znacznie realniejsza niż mu się wydawało - zdawała się taka krucha i dziwnie naturalna. Nie zachowywała się tak jak próbowały kreować to media. W zasadzie, była całkowicie inna niż jej podobizna uśmiechająca się z okładki Love.
- Podobno najlepszy z Ciebie aferzysta na całej półkuli - powiedziała zaczepliwie, a on po raz kolejny został zaskoczony. Tym razem jej dziwnym, niepasującym do porcelanowej buźki głosem. - Mam nadzieję, że mi pomożesz.
- Nie bardzo wiem jak. - Podrapał się po głowie wpadając w głębokie zakłopotanie. - Mówią o Tobie dosłownie wszędzie. Jesteś najgorętszym tematem w Ameryce i Europie. Nie widzę pola do popisu przy Twoim wizerunku, przykro mi. - Przysiadł na wysokim krześle, które jeszcze niedawno służyło jako solidne podparcie jego zniszczonego kręgosłupa.
Ivy jednak miała kompletnie inny plan, niż ten, który narodził się w umyśle Clementa. Spojrzała wymownie na kamienną twarz Harry'ego i przeszła się po pomieszczeniu dokładnie lustrując każdy ciekawszy zakamarek. Jej szerokie, granatowe spodnie rytmicznie podskakiwały kiedy raz po raz poruszała nogą w takt cichej muzyki wydobywającej się ze słabych głośników starego radia, a dżinsowa koszula niebezpiecznie zsuwała się z jej ramienia odsłaniając coraz więcej opalonego ciała. Wydawała się być w transie i nawet dość wymowne chrząknięcie zdezorientowanego blogera nie zdołało wyprowadzić jej z tego dziwnego stanu.
- Rozchodzi się o to Clement, że nie masz nic poprawiać w moim wizerunku. - Uśmiechnęła się promiennie pokazując rządek idealnie wybielonych, prostych zębów i przeniosła wzrok na swojego rozmówcę, wręcz momentalnie wbijając w jego bezbronne ciało cały chłód, który ukrywała w swoich tęczówkach. - Masz go zniszczyć. Do cna. Zdeptać, podrzeć i zostawić jedynie gorzki posmak. Masz zniszczyć mnie, Harry'ego, One Direction, a nawet większą część Modestu - kontynuowała w pełni opanowana, a mina kędzierzawego chłopaka coraz bardziej rzedła. - Ale najpierw postaramy się o wywołanie skandalu obyczajowego z ich dyrektorem PR.
Patrzył na nią jakby właśnie usłyszał największy nonsens świata. Nie mógł uwierzyć, że naprawdę miała zamiar prosić go o takie rzeczy. Przez moment nawet potraktował to jako kiepski żart Stylesa, ale w żaden sposób to do niego nie pasowało. Nie pasowało też do poważnej twarzy Ivy i niewzruszonej postawy piosenkarza, który cały ten czas stał nieruchomo i nie przejawiał żadnych oznak buntu.
A sprawa była przecież głównie w kręgu jego zainteresowania - Ivy Chandler żądała zrównania z ziemią tego, nad czym jeszcze niedawno pracował jak wół i o co dbał jak o własne dziecko. Chciała unicestwić marzenie chłopaka z piekarni, o którym nie tak dawno opowiadał Clementowi w sekrecie.
CZYTASZ
WELCOME IVY - 1D
Fanfiction„Szukali tylko i wyłącznie kozła ofiarnego, kogoś kto odwróciłby nieprzychylną uwagę i ściągnąłby na siebie wszelką krytykę. Myśleli, że jestem idealną kandydatką, bo niczego się nie domyślę, bo jestem przecież głupią dziewczyną z baru. Podejrzewam...