22. Ivy zdradzona o świcie

1K 122 16
                                    

- Louis, otwórz te cholerne drzwi! - krzyknęła w końcu, wściekle waląc pięściami w pomalowane drewno.

Nie mogła spodziewać się przecież niczego innego. Gnając czym prędzej na najwcześniejszy lot do Los Angeles, a potem cisnąć się w klasie ekonomicznej przerabiała scenariusz tego spotkania kilkakrotnie. I w żadnej wizji nie przewidziała, że sprawca ogólnoświatowej nienawiści potulnie jej otworzy i z duszą na ramieniu odpowie na wszystkie pytania. Nie po to przecież wylewał całe wiadro pomyj. Nie dlatego stworzył całą otoczkę zła przy, wydrukowanym tłustymi literami, nazwisku Ivy.

Nie pamiętała drogi z samolotu do zaparkowanej na parkingu ciemnej furgonetki. Wszystko co tam się działo, włącznie z przepychankami i licznymi wyzwiskami, a przede wszystkim rzucanymi w jej stronę natarczywymi fleszami ogromnych aparatów miało być jedynie krótką zapowiedzią codzienności, która z pewnością ją czekała. Od teraz mieli śledzić każdy jej krok, wiedzieć o absolutnie wszystkim i czyhać wszędzie, gdzie tylko pojawi się jakaś wzmianka o brytyjskiej manipulantce.

Nie miała pojęcia skąd dowiedzieli się o jej nagłym powrocie, ani jakim cudem zdążyli tak licznie się zebrać tylko po to aby po raz kolejny mogła usłyszeć jak okropną jest dziwką i jak mocno pragną aby zdechła w męczarniach. Ich krzyki słychać było nawet po wejściu do środka potężnego samochodu, a puszczona głośno muzyka wydawała się niknąć pośród rozjuszonego tabunu wrzeszczących. Co gorsze, wcale nie poczuła się lepiej kiedy wyjechali za bramy LAX i udali się w znajomym tylko dla nich kierunku. Choć i tam miała spotkać się z następną falą pogard.

Podjeżdżając po ekskluzywny hotel ulokowany w WeHo jednak nie doczekała się komitetu powitalnego. Najwidoczniej nie spodziewali się, że będzie na tyle bezczelna, że pojawi się w tak mocno kojarzonym z Louisem miejscu. Ale ona to zrobiła. Czmychając w wielkich, ciemnych okularach wprost do środka monumentalnej budowli miała tylko jeden cel. Chciała raz na zawsze zamknąć temat przyjaźni z Tomlinsonem. I wyjaśnić wszystko co jeszcze nie zostało powiedziane.

- Louis! - wrzasnęła któryś raz z kolei, ale i to nie podziałało. Klamka ani drgnęła, choć uparty chłopak znajdował się po drugiej stronie. - A więc tak to załatwiasz dupku? - powiedziała opierając się o drzwi, które tym razem zwolniły zamek. Runęła jak długa, wpadając do środka zagraconego pomieszczenia, tuż pod nogi Brytyjczyka.

- Tak, dokładnie tak to załatwiam. - Spojrzał na nią z wyższością i odwrócił się na pięcie.

Mieszkał w ruinie. Nawet leżąc na podłodze mogła dostrzec, że wszystko co zapewne niegdyś świeciło nowością zostało okropnie zdewastowane. Jasna wykładzina ozdobiona niewsiąkniętymi do końca plamami aż błagała o porządne czyszczenie, a wymyślne łoże małżeńskie domagało się poważnej renowacji po całonocnych imprezach spędzonych na urządzaniu sobie z niego trampoliny. Pokój przypominał miejsce niedoszłej bójki, a nie lokum młodej gwiazdy.

- Jesteś dziecinny. - Podniosła się powoli i strzepała niewidzialny pyłek ze swoich obcisłych spodni. Zajęło jej chwilę aby doprowadzić się do ładu po niespodziewanym upadku.

- A Ty jesteś wredną suką, która nieudolnie próbuje zniszczyć mi życie - odciął się ciskając w nią piorunującym wzrokiem.

- Czy aby na pewno nieudolnie? - Uśmiechnęła się ironicznie, a jego dobre samopoczucie zostało poważnie zagrożone. - Bądźmy wobec siebie szczerzy. Chociaż ten jeden raz.

Louis miał poważne obawy co do słuszności tej rozmowy. Nie traktował przecież Chandler jako kogoś godnego ucinania pogawędek, a szczerość była luksusem na który z całą pewnością sobie nie zasłużyła. Ale kusiło go aby wygarnąć jej w końcu co o niej myśli i posłać ją tam, gdzie pieprz rośnie. Od samego początku jej historii z One Direction czekał właśnie na taki moment, więc ciężko byłoby odmówić napotkanej okazji.

WELCOME IVY  - 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz