Rozdział 2- Drake pokazuje mi ,,konie"

466 40 2
                                    

Stajnia była kawałek od Nowego Jorku, musiałam dojechać tam na rowerze. Często tu bywałam, więc z załatwieniem drugiego konia nie było problemu. Zjadłam kanapkę z serem i przebrałam się w ciuchy do jazdy.
***
Czekałam na Drake'a już od piętnastu minut, zdążyłam nawet osiodłać konie. Moja ulubiona brązowa Strzałka i kary Bolt stały obok mnie i niecierpliwie grzebały kopytami w ziemi.
- Cześć, Jas. Jak leci?- usłyszałam za sobą przyjacielski głos.
- Spóźniłeś się, Drake. - powiedziałam - zanudziłam się już na śmierć.
- Zobaczysz, miejsce, do którego cię zaprowadzę wynagrodzi ci ten okropny trud czekania na mnie- powiedział Drake i odebrał ode mnie wodze Bolta. Sprawnie dociągnął popręg i wskoczył na siodło. Zrobiłam to samo i ruszyłam za nim w stronę lasu.
- To... gdzie dokładniej jedziemy?- zapytałam z ciekawością.
- To niespodzianka- stwierdził Drake- Nie mogę ci zdradzić.- po tych słowach przyspieszył konia do kłusa, a ja chcąc, nie chcąc, także zakłusowam.
- Powiedz mi chociaż, to miejsce jest w lesie czy poza nim?- próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej.
- Niedaleko lasu- odparł i kiedy dotarliśmy do lini drzew ruszył galopem. Popędziłam za nim i zamkmęłam oczy. Wiatr przyjemnie owiewał mi twarz, a ja spokojnie się rozluźniłam. Uwielbiałam chwile takie jak te - las przyciągał mnie i gdy już w nim byłam czułam się bardziej naturalnie, jakbym była jego częścią. Z tatą mieszkałam na obrzeżach Nowego Jorku właśnie dlatego, że ani ja, ani on nie lubiliśmy zgiełku i hałasu.
Promienie słońca przenikały przez ulistnione, soczystozielone gałęzie i padały mi na twarz. Kilka razy prawie zasnęłam, ale na szczęście Drake zawsze w pore mnie rozbudzał. Po dwóch godzinach jazdy, czasem szybko, czasem wolno, wyjechaliśmy z lasu na otwartą przestrzeń. Przed nami był pagórek, ale po wjechaniu na niego moim oczom ukazał się niesamowity widok.
Wokoło rozciągał się prawie równy teren pokryty zielną trawą. Naprzeciwko nas był niewielki staw, w którym błyszczała przejrzysta woda.
- Jak tu pięknie!- westchnęłam.
- Lepiej popatrz tam- Drake wskazał na coś palcem. Gdy obróciłam głowę dostrzegłam stado koni, które galopowało przez równinę... zaraz!
Moje oczy próbowały załapać, o co chodzi. Konie były dziwne, głowy i szyje miały dziwnie zamazane. Gdy przyjrzałam się dokadniej...
Z moich ust wydarł się cichy okrzyk zdziwienia. Rozdziawiłam usta i wgapiałam się w konie, którym zamiast szyi z ciała wystawały męskie torsy w kolorowych koszulkach. Konioludzie biegli o wiele szybciej, niż możnaby przypuszczać. Poczułam na sobie badawczy wzrok Drake'a i udawałam, że wszystko jest normalnie.
- Ale one piękne!- powiedziałam głośno, właśnie tak jakbym to zrobiła gdybym widziała zwykłe konie.
- Jak znalazłeś to miejsce?- zapytałam nadal wgapiając się w konioludzi. Coś majaczyło mi w głowie... No przecież! - wykrzyknęłam w myślach- tacy konioludzie w mitologi nazywani byli centaurami!
Za bardzo lubie konie- stwierdziłam. I mam stanowczo za bujną wyobraźnię.
- Kiedyś tędy jechałem i tak jakoś wyszło- usłyszałam głos Drake'a. Spojrzałam na niego. Wydawał się być jakiś taki... zawiedziony. Jakbym zrobiła coś nie tak.
- Czy coś się stało?- zapytałam z troską. Natychmiast otrząsnął się i przywołał na twarz uśmiech, który niestety nie sięgał jego oczu.
- Nie, nie. - Odpowiedział szybko. Za szybko.- Może zejdziemy na dół? Wziąłem trochę kanapek i lemoniadę- wskazał na plecak, którego wcześniej nie zauważyłam.
- Oczywiście!- tym razem na prawdę ucieszyłam się na myśl o jedzeniu.
Zjechaliśmy z pagórka i wyjeliśmy jedzenie. Gdy usiadłam na trawie poczułam, jak miękkie źdźbła uginają się pode mną. Wpatrzona w oddalające się centaury chwyciłam kanapkę i zaczęłam powoli przeżuwać. Poczułam smak twarogu i cebuli i wyplułam wszystko na ziemie. Za sobą usłyszałam głośny śmiech Drake'a.
- Nie lubisz cebuli czy twarogu?- zapytał.
- Stanowczo cebuli. Jest taka... taka... no po prostu smakuje cebulą!- wykrzeknęłam widząc, jak mój nowy przyjaciel zwija się ze śmiechu.- no ej!
- Jesteś taka zabawna. Szkoda tylko, że nie...- nie dokończył zdania. Wyraźnie widziałam, jak stara się wymyślić jakąś dobrą wymówkę zamiast tego, co chciał powiedzieć. Spoważniał na dosłownie ułamek sekundy, ale potem znów zwijał się ze śmiechu, tym razem udawał.- ...że nie lubisz cebuli- dokończył. Acha. Teraz cebula ważniejsza od prawdy?I tak się dowiem.
- A ty czego nie lubisz jeść?- zapytałam.
- Hmm... Nie lubie owoców morza... Granatów, w sensie owoców, bo jako takie to granaty są całkiem zabawne...- chyba zdał sobie sprawę, że powiedział to na głos i popatrzył ma mnie z maskowanym przerażeniem. Ja uczepiłam się tematu:
- Bawiłeś się kiedyś granatem?!- zapytałam. Widziałam, jal na jego czole tworzą się zmarszczki w próbie wymyślenia czegoś wiarygodnego. Albo uważał mnie za głupią, albo nie wiedział, jakim jest złym aktorem jeżeli sądził, że nic nie zauważyłam.
- No bo ja... widzisz... eee...byłem kiedyś z ojcem na wycieczce na poligonie- powiedział w tępie karabinu maszynowego- no i... tego... no... tata ma tam przyjaciela... no i ten przyjaciel pozwolił mi rzucić jednym granatem...- próbował wyjaśnić. Wbiłam w niego wiercące spojrzenie, które powodowało, że inni zaczynają się denerwować. Drake jakby się skurczył i udawał zainteresowanie lemoniadą. Postanowiłam go więcej nie męczyć. Spojrzałam na zegarek i zaskoczona powiedziałam do Drake'a: - Lepiej już wracajmy, bo tata będzie się martwił.
- Mieszkasz z tatą? A co z matką?- zapytał Drake. Zdenerwowałam się trochę- to był trudny temat.
- Ona odeszła od taty, gdy się urodziłam. Powiedział mi kiedyś, że nie była gotowa na dziecko i przestraszyła się...po prostu zniknęła.- posmutniałam- możemy o tym nie mówić? Po prostu chodźmy.- Wsiadłam na konia i czekałam, aż Drake spakuje jedzenie. Gdy on też usadowił się na siodle ruszyłam przed siebie. Pojechał za mną i w ciszy wracaliśmy do stajni.
*****
Wyczyściliśmy konie i już chciałam wsiadać na rower, gdy poczułam mocny uchwyt na nadgarstku. Cała się spięłam i powoli odwróciłam się w stronę Drake'a.
- Tak?- powiedziałam sucho.
- Jasmine, ja przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Po prostu jestem kiepskim przyjacielem. Wybaczysz mi?- jego słowa spowodowały, że się rozluźnułam. Objęłam go w pasie i uśmiechnęłam się pod nosem czując, że robi to samo.
- Oczywiście. - odpowiedziałam i puściłam go. Wsiadłam na rower i pojechałam. Gdy byłam kilka metrów dalej odwróciłam się i pomachałam do niego.
- Nie jesteś złym przyjacielem, Drake!- krzyknęłam. Widziałam jak się uśmiecha.
Jechałam dość szybko. Chciałam jak najszybciej spotkać się z tatą i zjeść z nim kolację. Mimo to do domu dotarłam dopiero tuż przed ósmą.
Schowałam rower do piwnicy i wyciągnęłam klucze do mieszkania. Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania.
- Jestem!- krzyknęłam, ale odpowiedziała mi cisza- halo? Tata?- tym razem coś usłyszałam, ale stanowczo nie był to głos mojego taty. Brzmiało bardziej jak chrzknięcie, zbyt niskie i gardłowe dla człowieka, przynajmniej zdrowego. Przestraszyłam się, że tacie coś się stało i szybko ruszyłam do salonu. Niestety, to, co tam zastałam stanowczo nie było moim tatą.

Zemsta herosa (percy jackson ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz