Rozdział 9- Mama wskazuje mi cel misji

241 25 1
                                    

Gdy wróciłam do domku czułam się kompletnie wyczerpana. Zaklaskałam na platformę, wjechałam na korytarz i weszłam do pokoju. Odetchnęłam lekko i spojrzałam na łóżko...
- Aaa!- krzyknęłam widząc blondwłosą kobietę trzymającą w ręku jakąś książkę. Była wysoka, dobrze zbudowana z szarymi oczami. Bardzo przypominała mi...
- Tak, jestem Atena.- odparła nie odwracając wzroku od książki.
- A..A..Atena? Jesteś moją mamą?- zapytałam niepewnie, a ona cicho westchnęła. Odłożyła książkę i obdarzyła mnie pełnym rozsądku spojrzeniem.
- Tak, jestem. Wiem, że to dziwne, ale nie przyszłam tutaj, żeby się z tobą spotkać. - Moja mama! Pierwszy raz spotkałam matkę. Nie wiedziałam, czy mam ją przytulić, czy skrzyczeć za te wszystkie lata i słowa, jakie przed chwilą wypowiedziała- Chciałam pomóc ci w twojej pierwszej misji. Ci herosi są dość niebezpieczni, Zeus się niepokoi o jej powodzenie, podobnie jak Posejdon, Hades i inni, nawet ja- każdy stracił jakieś dziecko, najpotężniejsze.- chciałam jej wykrzyczeć w twarz, że pewnie nawet nas nie kocha, ale powstrzymałam się. W końcu przyszła tu, żeby mu pomóc.
- Skoro jesteście tak potężni, to czemu po prostu nie zmieciecie ich z powieszchni ziemi?- zapytałam.
- Nie możemy. Są potężni i chronieni przez starożytne siły, a poza tym są poza naszym zasięgiem... jeśli powiesz to Chejronowi, to zrozumie. Ja muszę iść, ale pamiętaj, że zawsze pomogę ci w potrzebie, jeśli tylko będę mogła.- stwierdziła i zniknęła, a ja stałam w osłupieniu. Moja. Mama. Mnie. Odwiedziła! Po prostu niemożliwe... Była dość sucha. Kazała mi pójść do Chejrona, bo on będzie znał cel misji. Po prostu świetnie- kolejna wizyta u szefa centaura. Jęknęłam wiedząc, że mój sen oddala się wielkimi krokami.
- No trudno- mruknęłam i otworzyłam drzwi.
*****
- Co!? Jesteś pewna, że tak powiedziała?!- denerwował się Chejron, a ja tylko kiwałam głową.
- Na sto procent. Podobno wiesz, o co chodzi- stwierdziłam i wlepiłam w niego oczekujące spojrzenie. Centaur westchnął i niespokojnie ptzebierał kopytami po werandzie.
- Wezwij pozostałą trójkę z przepowiedni. Znamy już mniej więcej cel waszej misji.- powiedział, a ja pobiegłam w stronę domków. Mindy w morskim, Drake w czerwonym, a Don... no właśnie, gdzie mieszkają satyrowie? No pięknie! Może Mindy wie...
Na szczęście zobaczyłam ich na boisku do siatkówki. Zwolniłam nieco, żeby złapać oddech i podeszłam do nich od tyłu.
-Chejronwaswoła- wyrzuciłam na jednym oddechu. Podskoczyli i odwrócili się szybko.
-Że co?- zapytał Don. Westchnęłam i powtórzyłam wolniej.
- Chejron was woła. Znamy cel misji.- Mindy pisnęła i przytuliła Dona, na krltórego twarzy pojawił się uśmiech.
- Skąd?- zapytał Drake, który nie okazywał zbytniej radości. Pewnie myśli, że ktoś zrobił sobie głupi żart.
- Nie martw się, źródło jest sprawdzone. To moja matka- stwierdziłam już mniej radośnie i ruszyłam w stronę największego domu.
- Spotkałaś swoją matkę?!- wykrzyknęła Mindy doganiając mnie i równając ze mną krok. Z drugiej strony bardziej wyczułam niż zobaczyłam Drake'a. Spojrzałam na niego szybko i odwróciłam wzrok. O boże, jaki on jest przystojny! Rozprasza mnie... zaraz, zaraz... jakie było pytanie?- pomyślałam kręcąc głową.
- Że co?- zapytałam, a wszyscy się zaśmiali.
- Spotkałaś matkę?- zapytała Mindy wolniej.
- Hmmm, tak, spotkałam. Nie była zbyt uczuciowa- stwierdziłam i odwróciłam wzrok- w przepowiedni był taki kawałek... no wiecie, że ktoś nie wróci... myślicie, że to znaczy, że zginie, czy...
- Nikt nie zginie- przerwał mi Drake- może po prostu wróci do domu zamiast do obozu albo wróci później...- próbował mnie nieudolnie pocieszyć. Taa, jasne.
Uratowało go to, że doszliśmy już do werandy.
- Trochę ci to zajęło- stwierdził kwaśno Chejron, przechodząc przez drzwi. Musiał praktycznue zgiąć się w pół.
- Witaj Chejronie, podobno znamy cel misji- przeszedł do rzeczy Don, na co centaur cico mruknął.
- Tak, tak. Jedziecie na Alaskę- powiedział, a mnie zamurowało. WTF!? Na Alaskę!? Mindy zakrztusiła się nie wiadomo czym, a Don złapał za głowę. Drake tylko skrzywił się nieznacznie.
- Yyy, na pewno mamy jechać akurat tam? Może Ate... mamie chodziło o jakieś inne miejsce, na przykład Hawaje?- zapytałam z nadzieją, ale Chejron pokręcił głową.
- Poza zasięg bogów. Przy biegunach i na Alasce, ale herosi raczej trzymają się cywilizacji, też muszą coś jeść. Myślę, nie, jestem PEWIEN, że tu chdzi o Alaskę- odparł, niwecząc moje nadzieje na wygrzewanie się w słońcu.
- A dokładniej?- zapytał Don. No przecież! Nie chcę latać na piechotę po całej Alasce i pytać przechodniów o potężnych herosów ze starożytną bronią.
- Przykro mi, nie wiem- wyznał Chejron, a ja miałam ochotę paść na ziemię. No pięknie! Po prostu genialnie!- Dowiecie się tego na miejscu, wyjazd za dwie godziny.- dokończył.
- Ughhh- stwierdziłam inteligentnie i odmaszerowałam w stronę domku Ateny. Nie dadzą mi się nawet wyspać mimo, że wyruszam na jakąś dziwną misję! Po prostu... po prostu ughf.
Jak na złość drzwi do mojego pokoju nie chciały się otworzyć, a ja zmarnowałam prawie pół godziny, aż przechdząca obok dziewczyna zlitowała się i jednym sprawnym ruchem otworzyła je szeroko z niesmakiem patrząc na mój pusty pokój. Ze złością zatrzasnęłam jej wredne drzwi przed nosem i opadłam na łóżko. Muszę się spakować...
Ledwo podniosłam się z łóżka, a już usłyszałam pukanie do drzwi. Westchnęłam ciężko i otworzyłam je. Zdziwiłam się widząc za nimi Pallis.
- Co?- zapytałam niezbyt miło.
- Chyba ktoś na ciebie czeka- wskazała na okno, a gdy do niego podeszłam zobaczyłam Drake'a. Co on tu robi!? ,,Czeka na ciebie, idiotko" stwierdziłam w głowie. Od kiedy gadam ze sobą!?
-Powiedz mu, że muszę się spakować- odparłam, ale moje serce zabiło szybciej. Po co Drake mnie odwiedził?
- Daj spokój, zrobię to za ciebie. Idź do swojego chłopaka- zaproponowała Pal.
- To nie mój chłopak!- wykrzyknęłam, ale ona uśmiechała się znacząco.
- Ja wiem swoje- odparła. Minęłam ją w drzwiach i udając obrażoną zjechałam na dół. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je szeroko.
- Hmm, cześć- powiedział niepewnie Drake. Zorientowałam się, że pewnie wyglądam okropnie z zaczerwienioną twarzą i rozczochranymi włosami. Zaczęłam je rozczestwać palcami, ale to niewiele dało.
- Eee... cześć?- bardziej zapytałam niż stwierdziłam i zaplotłam kosmyk włosów na palcu. Widać było, że się denerwuje.
- Czy... no bo tak pomyślałem... może pójdziemy na spacer?- zaproponował. Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami- Jak nie chcesz to nie... to ja już pójdę... - stwierdził, a ja poczułam, jak staje mi serce.
- Nie, zgadzam się! Po prostu bardzo się cieszę... nie mogę uwierzyć...- chwycił mnie za rękę i nie dając dokończyć pociągnął w stronę plaży.

Zemsta herosa (percy jackson ff)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz