Jeśli ktokolwiek powiedziałby mi pół roku temu, że wrócę do domu, wyśmiałabym go. Do domu... ludzie różnie interpretują to słowo. Dla jednych jest to kochająca rodzina, dla innych miejsce, gdzie aż chce się wracać, a dla niektórych, w tym mnie, po prostu budynek. Miejsce, gdzie mieszkają ludzie, potocznie nazywani rodziną. Dla takich jak ja, rodzina ma niewielkie znaczenie. Po prostu rodzice. Wydali mnie na świat. Oczywiście, że jestem im za to wdzięczna. Kto by nie był?
Ojciec może kiedyś się mną interesował. Może kiedyś. Dawno temu, jak jeszcze byłam małą dziewczynką, która była na idealnej drodze do spełnienia ich marzeń. Matka? Szczerze w to wątpię, chociaż jakby się nad tym dłużej zastanowić, to prawie jej nie znam. Kiedy byłam młodsza uważałam ją za kogoś w rodzaju królowej. Przymiotnik, który idealnie ją opisuje? Majestatyczna. Zawsze była lodowata.
Kiedy miałam osiemnaście lat, wyprowadziłam się z Los Angeles. Rodzice chcieli na mnie wymusić studia prawnicze. Tak, jasne. Ja i prawo? Dobry żart. To nie dla mnie, ten cały świat bankietów i brunch'ów. Dlatego uciekłam, chciałam od tego uciec jak najdalej.
Tym sposobem wylądowałam w Wielkiej Brytanii, w Harrow. Pracowałam w kawiarni jako kelnerka. Ta praca nie przynosiła kokosów, ale na czynsz i studia taneczne mi wystarczało.
Taniec, to jest to, co kocham, wiele dla niego poświęciłam. Dominica, mojego byłego chłopka poznałam na warsztatach, które razem prowadziliśmy. Byliśmy ze sobą dwa lata. Byłam z nim bardzo szczęśliwa. To z nim przeżyłam najwspanialsze chwile życia.
Chcecie wiedzieć, dlaczego jest moim byłym? Pewnie, że tak. Kto by nie chciał? Otóż pewnego razu tak się złożyło, że wróciłam wcześniej do naszego wspólnego mieszkania. Co zobaczyłam? Tak, scena jak z jakiegoś filmu - Dominica z moją najlepszą przyjaciółką, Kim. Najgorsze było to, że nakryłam ich w naszym wspólnym łóżku! Trzeba mieć tupet, prawda?
No więc, nie przedłużając, nie mogłam znieść ich widoku. Spakowałam manatki i jestem tutaj. W jednej z najbogatszych dzielnic w Kalifornii. Pod jedną z willi. Tych obrzydliwie bogatych. Patrzyłam na dom i zastanawiałam się, jak teraz będzie wyglądało moje życie.
Nie widziałam rodziców od trzech lat. Sama nie wiem czy za nimi tęskniłam. Ciężko to stwierdzić. Czy brakowało mi lodowatego spojrzenia mamy? Kategorycznie nie. Ale tata... jego mi brakowało. Jestem pewna, że mnie kocha, choć nie idzie mu pokazywanie tego. Nie jestem za to na niego zła. Taki ma charakter. Ja też nie jestem mistrzem w okazywaniu uczuć.
Chyba was zanudziłam, co? Dobra. Już się zamykam. Reszty dowiecie się później.
Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam do drzwi. Otworzył mi lokaj. No tak. A czego ja się spodziewałam? Przywitał mnie skinieniem głowy i zaprosił mnie ruchem ręki do środka. Wziął moje bagaże i wniósł do holu.
- Witam, panienko. Pani Clark już na panią czeka – powiedział perfekcyjnie wyszkolonym głosem. – Zapraszam za mną.
- Zapowiada się ciekawie – mruknęłam do siebie i ruszyłam za nim w głąb domu.
***
Hej! Więc oto jest prolog!
Jest to moje drugie opowiadanie :) To chcę pisać bardziej profesjonalnie, więc rozdziały nie będą za często, ale będą dłuższe ;)
Zostawcie po sobie gwiazdkę i napiszcie w komentarzu jak Wam się podoba :)
Rozdział 1 będzie prawdopodobnie pod koniec września :*
xoxo
CZYTASZ
Just like the rain
Lãng mạnOd zawsze byłam pod wpływem zaborczej matki, która zaplanowała mi całe życie. Raz udało mi się od tego wszystkiego uciec. Jedyne, co zyskałam, to złamane serce i głęboko chowaną urazę. Starałam poukładać sobie życie na nowo, znaleźć spokojnego, uło...