Rozdział 6

74 7 0
                                    

- Nie ma opcji. Nie jestem tobą.

Matka zaśmiała się gorzko.

Oczywiście, że jesteś taka jak ja, tylko nie potrafisz tego wykorzystać – zmierzyła wzrokiem moją sylwetkę.

Zbliżyłam się do niej i wycedziłam przez zaciśnięte zęby:

- Nigdy więcej nie waż się porównywać mnie do siebie.

Na jej twarzy wymalowało się zdumienie.

- Kochanie – zaczęła słodkim głosem- możemy codziennie się kłócić o byle co i możemy być dla siebie sporym problemem pod jednym dachem, albo po prostu przestaniesz odgrywać księżniczkę i zgodzisz się przyjąć samochód i inne dogodności, które ci zaoferujemy. Wybór należy do ciebie, ale oczywiście przygotuj się na to, że nie będzie nic za darmo – przełknęłam gorzki smak w ustach i powstrzymałam się przed dodaniem czegoś niestosownego. – Będziesz musiała oczywiście pójść na pewne warunki.

- Jakie?

Mój głos był spokojny i opanowany. Tym razem nie dam się jej wyprowadzić z równowagi.

- Po pierwsze, zgodzisz się przyjąć samochód i będziesz używać go na co dzień. Po drugie, wrócisz do swojego naturalnego odcienia włosów, bo na litość boską, nie mogę na to patrzeć!

- W tym kolorze czuję się lepiej niż w blondzie- zaoponowałam.

- Ale wyglądasz koszmarnie – ucięła matka.

Wydałam tylko westchnienie. Wiedziałam, że i tak mnie to czeka.

- Coś jeszcze?

- Na pewno. Na razie nie powiem ci, co będzie moją następną prośbą, ponieważ sama nie wiem. Czas pokaże. Ale musisz być gotowa na wszystko.

Spojrzałam w niebo. Sama nie wiedziałam, czy się na to zgodzić. Z całego serca chciałam znaleźć mój stary samochód i odjechać jak najdalej, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Nie mam w zasadzie żadnego wykształcenia, więc pracy szybko nie znajdę, nie znam nikogo w żadnym innym mieście, a poza tym nie dam rady ostawić tatę samego.

- Jeśli się zgodzę, musisz mi obiecać, że cokolwiek zażądasz, będę miała praw wyboru. Nie będę pod twoją całkowitą kontrolą. Zero kłótni. Po prostu będziemy unikać się nawzajem.

Matka spojrzała na mnie podejrzliwie, ale w końcu stwierdziła chyba, że bez sensu się do czegoś przyczepiać, więc kiwnęła tylko pojedynczo głową.

- Świetnie – wyciągnęła do mnie rękę, którą uścisnęłam, starając się nie myśleć o tym, że prawdopodobnie idę na układ z diabłem.

***

W Kalifornii nie było wielu rzeczy, za którymi tęskniłam będąc w Anglii. Były oczywiście wyjątki, a jednym z nich był zachód słońca. Zachód słońca w Kalifornii odbierał dech w piersiach. Odkąd pamiętam, siadałam na parapecie i patrzyłam na pomarańczowe słońce, aż zajdzie za horyzont. Siedziałam w tym samym miejscu, w którym siedziałam co wieczór przed wyjazdem. To był taki jakby mój mały rytuał.

Było to idealne miejsce na różne rozmyślania... i właśnie dlatego nie byłam w stanie wysiedzieć za długo. Po kilku minutach, zerwałam się i przeszłam po pokoju, starając się nie myśleć o Dominicku.

Cholera!

Dlaczego nie mogłam po prostu zapomnieć i żyć dalej?

Bo wciąż go kochasz, idiotko.

Nie, nie i nie. Nie mogłam go wciąż kochać. Wszystko między nami było skończone i niemiałam zamiaru do tego więcej wracać. Ale jego obrazy same napływały mi do głowy nieważne, jak bardzo starałam się je odpędzić.

Popadam w melodramatyzm...

Poczułam, że nogą zahaczyłam o dywan i świat przechylił się w prawo, a ja zdążyłam tylko osłonić rękoma twarz, przed spotkaniem z podłogą. Podniosłam się na łokciach i bezradnie próbowałam powstrzymać łzy pod powiekami. Kiedy dywan skropiła pierwsza łza, kolejne leciały coraz szybciej, aż w końcu z moich ust wydarł się szloch.

nie wiedziałam, dlaczego płaczę. Może przez zdradę dwóch najbliższych mi osób, może przez uparcie matki, może przez zdartą skórę na nadgarstku, a może po prostu, bo zbliża mi się okres i jestem rozchwiana emocjonalnie?

Przełknęłam słony smak łez, podniosłam się z ziemi. Nie mogłam przecież siedzieć całą noc w pokoju i użalać nad sobą. Po drodze do drzwi, sięgnęłam po dżinsową kurtkę.

Otulało mnie ciepłe, kalifornijskie powietrze, kiedy szłam linią brzegu i usiłowałam wyrzucić z głowy wszelkie myśli.

Nagle poczułam mocne szarpnięcie w lewo i straciłam równowagę. Siedziałam tyłkiem w wodzie, a kiedy odsunęłam włosy sprzed oczu zobaczyłam jakąś pijaną parę. Chłopak wybełkotał przeprosiny, a dziewczyna zachichotała i wznowiła rozbieranie chłopaka.

Spojrzałam na nich z odrazą i wyszłam z wody. Wtedy dotarł do mnie dźwięk głośnej muzyki. Skierowałam się w tamtym kierunku i zobaczyłam klub przed którym stało kilka grupek osób rozmawiając, śmiejąc się, a nawet obmacując się bezwstydnie przy ścianie.

Ominęłam ich i weszłam do środka. Skierowałam się od razu w stronę baru. Nie chciałam tańczyć, tylko chociaż raz porządnie się upić.

Barman mrugnął do mnie. Miał taki uśmiech, że na jego widok laskom spadały, pewnie, majtki. Na mnie też pewnie by podziałał, ale dzisiaj nie miałam nastroju na nic, zwłaszcza na flirtowanie z gościem, którego nie znam.

- Co ci podać, ślicznotko?

- Czy ja wiem? Zaskocz mnie – błysnął zębami i sięgnął po szklankę.

- Więc, jesteś z kimś?

- Ogólnie, czy tutaj?

Parsknął śmiechem, chociaż nie powiedziałam nic śmiesznego.

- I to i to.

- Nie i nie.

- Więc może daj mi swój numer, żebyś nie musiała więcej chodzić sama do klubów?

Postawił przede mną drinka. Upiłam łyka, zanim odpowiedziałam:

- Wybacz, ale raczej nie jestem zainteresowana.

- Jakbyś zmieniła zdanie, wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Uśmiechnęłam się słabo i upiłam kolejnego łyka, czując, jak mocny płyn pali mnie lekko w gardło. Powiedział coś z przebiegłym uśmieszkiem, ale nie usłyszałam co, bo muzyka była za głośna.

- Co?

- Mówię, że chyba masz cichego adoratora – powtórzył głośniej.

- O czym ty mówisz?

Wskazał głową coś za mną. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w piękne, niebieskie oczy.

***

Zostawcie po sobie komentarz x

Do następnego, Ola x


Just like the rainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz