Rozdział 4

82 9 1
                                    

Hej :* Dzisiaj znowu taki króciutki, ale następne będą dłuższe. Obiecuję ;)

Napiszcie mi w komentarzu co sądzicie o Noah ^^

Do następnego, Ola xx

***

Nie wiedziałam nawet, gdzie jadę. Po prostu chciałam być jak najdalej od domu. Chociaż na chwilę. Wiedziałam, że to się tak skończy. Zawsze albo ja, albo mama znajdziemy powód do kłótni.

Mijałam właśnie plażę, na którą zabrała mnie kiedyś Dorothea. Z tego co pamiętam, była dosyć daleko od domu. Zdziwiłam się, że zajechałam już tak daleko. Nagle poczułam dziwny zapach. Jakby się coś paliło. Zatrzymałam się na poboczu, wysiadłam z samochodu i otworzyłam maskę. Spod klapy buchnął na mnie ciemny dym.

- Świetnie. Po prostu wspaniale – jęknęłam.

Chciałam wyciągnąć telefon z kieszeni, ale go nie znalazłam. Oczami wyobraźni zobaczyłam, jak rzucam nim z furią na stolik do kawy i wychodzę. Został w domu. Czy może być jeszcze lepiej? Trzasnęłam klapą i usiadłam na krawężniku usiłując wymyśleć jakieś rozwiązanie.

Rozglądnęłam się po okolicy. Nikogo w pobliżu nie było. Z jednej strony otaczały mnie stare, suche drzewa, a z drugiej strony była dzika plaża. Czyżbym była skazana na powrót do domu na piechotę? Nie, stanowczo za daleko, to nawet nie wchodzi w grę, zwłaszcza, że robiło się powoli ciemno, a ja padałam z nóg ze zmęczenia. To był bardzo długi dzień i jedyne o czym marzę, to powrót do pokoju i zakopanie się w ciepłej pościeli, ewentualnie gorąca kąpiel.

Moje rozmyślania przerwał cichy odgłos silnika. Czyżby ktoś się tu nareszcie zjawił? Wstałam, otrzepałam spodnie i podeszłam bliżej drogi. Zza zakrętu wyjechał właśnie piękny, czarny kabriolet. Stałam chwilę z otwartą buzią patrząc na to nowoczesne cudeńko, które właśnie zwalniało. Kierowcy jeszcze nie zobaczyłam, bo krył się za przyciemnianą szybą, ale za to doskonale widziałam dwie dziunie siedzące na tylnim siedzeniu i westchnęłam w duchu. Nie mogła tędy przejeżdżać jakaś rodzina z dziećmi? Tacy ludzie zawsze są milsi i bardziej skorzy do pomocy niż jakieś aroganckie dupki z dziwkami w samochodzie.

Samochód wreszcie się obok mnie zatrzymał i mogłam zobaczyć kierowcę, chociaż było za ciemno, żeby dokładnie go opisać. Spojrzałam odruchowo wokoło. Kiedy się ściemniło? Muszę siedzieć tu dłużej niż myślałam. Za kierownicą siedział bez wątpienia mężczyzna. Wyglądał na około 25 lat. Na nosie miał ciemne okulary. Jego włosy były ułożone w seksowny nieład jak po seksie, chociaż sądząc po tych laluniach, to pewnie tak właśnie było.

- Mogę ci w czymś pomóc, Bella? – zapytał aroganckim tonem.

Już mnie gość zdenerwował, a ledwo się odezwał. Miałam ochotę trzepnąć go w twarz, ale zsunął okulary na czubek nosa, spojrzał na mnie niebieskimi oczami i... zatkało mnie. Dosłownie. Gość był obłędny! Z takim wyglądem też byłabym narcystyczna. Zabrakło mi słów. Dosłownie. Stałam tam i się na niego gapiłam, aż usłyszałam chichot blondyny z tylniego siedzenia. Oblałam się rumieńcem i stanęłam dumnie, z podniesioną wysoko głową.

- Nie nazywaj mnie tak. To nie jest moje imię – warknęłam po opanowaniu emocji.

- Ale bardzo do ciebie pasuje, Bella. Taka śliczna i delikatna... - udał zamyślonego. Zmierzyłam go wzrokiem spod przymrużonych powiek. – Więc, mogę ci w czymś pomóc?

- Nie potrzebuję pomocy – wycedziłam.

- Wyglądasz, jakbyś jednak potrzebowała.

- Nie twój interes.

- Kochanieńka, nie zwracaj się tak nieładnie do mojego kochasia – odezwała się szatynka, ostentacyjnie żując gumę. Pochyliła się do przodu i zaczęła jeździć palcami, z wściekle różowymi tipsami, po torsie mężczyzny. – Nie zasługujesz nawet na przebywanie na tej samej wszechplanecie co mój skarbuś – miałam ochotę strzelić face palma. Ta niunia musi nieźle obciągać, bo nie widziałam innego powodu, dla którego siedziała w tym samochodzie.

- Tak, kochanieńka, za to ty jesteś pociągająca jak spłuczka od kibla.

Widziałam cień rozbawienia, który przeszedł przez twarz mężczyzny, zanim strzepnął ręce tej dziwki. Otworzył drzwi i wyszedł z samochodu. Podszedł do mnie zdecydowanie za blisko, tak, że prawie dotykaliśmy się klatkami piersiowymi. Byłam zbyt oszołomiona, żeby się odsunąć, więc tylko stałam jak słup soli i patrzyłam w te piękne oczy. Chłopak zaczął zbliżać twarz do mojej. Alisson, do cholery! Rusz się – krzyczałam na siebie w myślach, jednak ruszyć się nie mogłam.


Just like the rainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz