Rozdział 33.

1.1K 55 9
                                    

Siedzę chwilę na podłodze, po czym podnoszę się, szybko poprawiam włosy, wycieram łzy i wchodzę do sekretariatu. Na krześle siedzi tyłem do mnie starsza pani. Szuka czegoś w pudełku.

- Dzień dobry. - dukam.

- Dobry. - mówi oschle, ale się nie odwraca.

- Chciałabym czarny marker. - dziwnie to zabrzmiało.

- Po prawej leżą. Jeszcze ich nie schowałam. - nadal się nie odwraca ty grzebie w tym pudełku.

Podchodzę do sterty markerów i biorę jeden do ręki. Nie wiem czy mam jej coś mówić, więc postanawiam wyjść.

- Do widzenia. - mówię szybko i wychodzę. Na szczęście nie widziała jak wyglądam, bo inaczej by pewnie się przeraziła.

Domykam drzwi i się odkręcam.

To są jakieś żarty?

Przez korytarz idą Diego i León, a za nimi Maxi i Broduey. Zauważyłam, że Diego ma całą rękę w krwi. Jest ranny, ale on nic sobie z tego nie robi i po prostu idzie na luzie. Patrzy się na mnie, tymi swoimi biednymi oczami. Moich myśli nie może opuścić ręka Diego. Bez namysłu ruszam w stronę sali gimnastycznej, gdzie niedawno była kłótnia. Patrzą się na mnie dziwnie, bo wiedzą, że nie mam tam lekcji. Idę szybkim krokiem,aż w końcu jestem na miejscu. Na podłodze leżą kawałki szkła, a szyba od gabloty z nagrodami jest rozbita. Nie wierzę, że Diego to zrobił. Był na tyle wkurzony, że rozbił gablotę? Własność uczelni? I nawet się tym zbytnio nie przejął. Wracam z powrotem do klasy i tłumaczę się dlaczego nie było mnie tak długo i dlaczego jestem cała zapłakana. Oczywiście kłamstwo, za kłamstwem.


***

Zajęcia mijają mi dzisiaj bardzo wolno. Nie widziałam już potem nigdzie chłopaków. Razem z Camilą, Francescą i Ludmiłą postanowiłyśmy, że pójdziemy do Mercado. Wchodzimy do środka i zajmujemy miejsca na kanapach. Rozmawiamy o świętach, uczelni,oczywiście musiał trafić się też temat sylwestra i mojego wczesnego powrotu do Buenos Aires, a także dlaczego nie dałam znać Camili, że wróciłam wcześniej. Nazmyślałam im o zaraźliwej chorobie Olgi,że tata wyjechał, że nie chciałam tam już siedzieć bez taty. Powiedziałam im, że sylwestra spędziłam w pokoju. Nie wiem czy to kupiły. Na razie nic nie mówią. Tyle mi wystarczy. Siedzimy tutaj dość długo. Jest prawie dziewiętnasta.

- Dziewczyny robi się późno. - wstaję z kanapy i zaczynam zakładać kurtkę.

- No rzeczywiście! - mówi głośno Camila, przykuwając tym samym uwagę wszystkich ludzi w pomieszczeniu.

Francesca i Cami także zakładają kurtki i płacą za swoje kawy. Wychodzimy z kawiarni i zaczynam iść w stronę akademika. No właśnie.

Ja zaczynam iść.

Odwracam się, a dziewczyny o czymś rozmawiają.

- Idziecie? - chowam ręce do kieszeni kurtki.

- Viola słuchaj, Camila nas zaprasza na noc. - odpowiada Fran z uśmiechem.

- Och.

- Idziesz? - dopytuje się Fran.

- Nie, pasuję. - kręcę przecząco głową.

- Och, no dawaj. Przecież jest piątek. Wyluzuj się. - Camila próbuje mnie przekonać, ale nie daje się namówić.

Dziewczyny poszły w stronę mieszkania Camili, a ja ruszyłam w przeciwną stronę do akademika. Nie mam dzisiaj ochoty na rozmowy i śmianie się bez powodu. Jestem naprawdę wykończona.

Dangerous Love | ZAMKNIĘTEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz