Kiedy skończyłem zajęcia ruszyłem na trening. Byłem tak zadowolony, że ćwiczyłem do późna, ale zupełnie nie czułem zmęczenia.
- Will! Ćwiczysz już tak długo. - odezwał się właściciel szkoły tańca. - Chciałbym w końcu zamknąć. Ale ty ciągle tu siedzisz.
- Wybacz. Mam świetny humor od kilku dni i chciałem to wykorzystać. Szczególnie, że turniej zbliża się wielkimi krokami.
- Ty nie potrzebujesz już treningu. - zaśmiał się. Zabrałem swoje rzeczy i poszedłem pod prysznic. Kiedy zmyłem z siebie dzisiejszy trening zostawiłem w samochodzie torbę. Założyłem słuchawki i truchtem ruszyłem przed siebie. Na szczęście wybrałem dzisiaj spodnie dresowe, więc mogłem sobie na to pozwolić. Nie wiem jak to zrobiłem, ale znalazłem się nad jeziorem. Stacy już tam była i chyba... Płakała.
- Co się stało? - usiadłem obok niej.
- Przepraszam. - otarła oczy chusteczką. - Znowu widzisz mnie jak ryczę...
Zaczęła wstawać, ale chwyciłem ją za rękę.
- Nie uciekaj. Moje ramię jest wolne. Chętnie cię wysłucham.
Zdziwiłem się, ale wróciła na ławkę. Jednak nic nie mówiła.
- Albo możemy po prostu posiedzieć nic nie mówiąc.
- Mam gorszy dzień. To wszystko.
- I dlatego płaczesz? Bo masz zły dzień?
Kiwnęła głową.
- Jakoś ci nie wierzę. Ale jeśli nie chcesz mi powiedzieć... Nie ma sprawy... Problemy z chłopakiem?
Zaśmiała się.
- Nie mam chłopaka.
O tak!
- Nie? Hmm... To może rodzice?
Nie odpowiedziała.
- Trafiłem?
Westchnęła.
- Stacy?
- Oni po prostu mnie nie rozumieją. Nie pytaj, proszę.
- Jak chcesz. Ale skoro cię już widzę, to chciałem cię zapytać, czy... Za tydzień mam turniej i pomyślałem, że może chciałabyś ze mną pojechać i zobaczyć jak tańczę?
- Chcesz, żebym pojechała?
- Nawet bardzo.
- W takim razie bardzo chętnie. - uśmiechnęła się do mnie.
- Super. To może dasz mi swój numer? Tak na wszelki wypadek. - podałem jej telefon. Dziewczyna wpisała numer i oddała aparat. - Dzięki.
- Muszę już wracać. Dziękuję.
- Polecam się na przyszłość. Do zobaczenia.
Zadowolony wróciłem po samochód i pojechałem do domu.
***
- Cześć, stary. - Max przywitał się ze mną jak zwykle w połowie drogi na uczelnię.
- Hej.
- Mów.
- O co ci chodzi? - syptałem zdziwiony.
- Znowu jesteś mega zadowolony. Rozmawiałeś ze Stacy?
- Kim jest Stacy? - odwróciłem się. Za mną stała Stella. Czasem mijaliśmy się, gdy ja szedłem na zajęcia, a ona do kosmetyczki. Musiała pojawić się właśnie teraz? Super...
- Spóźnię się na wykład. Na razie. - i do tego Max się zmył. Jeszcze za to oberwie... Cykor!
- Kim jest Stacy? - dziewczyna powtórzyła pytanie.
- To koleżanka. - odwróciłem się i poszedłem dalej. Niestety brunetka ruszyła za mną.
- Will! To dlatego ostatnio do mnie nie przychodzisz? Teraz spotykasz się z... No, jak jej tam...
- Stacy.
- No właśnie. Spotykasz się z nią?
- A nawet jeśli, to co?
Wyglądało na to, że Stellę zatkało. Nie wiedziała co powiedzieć.
- W... Yyy... Pożałujesz tego. Jeszcze do mnie wrócisz.
I poszła dalej w swoją stronę, a ja na zajęcia.
- Max!
- Uwolniłeś się?
- A ty zwiałeś.
- Sory, ale to była twoja sprawa. Dobrze, że Stella się dowiedziała. Chciałeś spotykać się z dwoma naraz?
- Szczerze, to... Nie myślałem o tym. Ale czekaj... Nie spotykam się ze Stacy.
- Jeszcze.
- Może i masz rację...
Na zajęciach myślałem, że umrę z nudów. Ale przypomniałem sobie, że mam numer blondynki. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i napisałem do niej.
- Hej piękna. Jesteś na zajęciach?
- Will? - odpisała w ekspresowym tempie.
- A spodziewasz się kogoś innego?
- Nie.
- Heh... O której kończysz?
- Uparty jesteś...
- Od dziecka. Może lody?
- Mam jeszcze dwa wykłady. - odpisała po chwili. Zastanawiała się?
- To do zobaczenia.
- Do zobaczenia :)
Dzięki temu zajęcia dłużyły się jeszcze bardziej...
W końcu przyszedł czas spotkania. Kończyłem o tej samej godzinie co Stacy. Zaczekałem przy wyjściu.
- Hej. - odezwała się cicho. Miała na sobie granatowe jeansy i pomarańczową bluzkę, choć pewnie oko kobiety inaczej nazwało by ten kolor. Włosy zostawiła rozpuszczone.
- Cześć. Idziemy?
Kiwnęła głową.
- Zawsze tak dużo mówisz?
- Przepraszam. Taką mam naturę. Należę do osób, które słuchają, a nie mówią.
- To jak mam się o tobie czegoś dowiedzieć?
- Pytać nie zabraniam.
- Dobrze... Skoro tak... Co lubisz robić w wolnym czasie?
- Czytać książki.
- Jakie?
- Głównie młodzieżowe, przygodowe z nutą romansu.
- W takim razie jaka jest twoja ulubiona?
- Myślę, że nie mam. - znowu patrzyła przed siebie, nie na mnie. - Każda ma coś w sobie i myślę, że faworyzuję żadnej.
Weszliśmy do lodziarni.
- Tiramisu? - spytałem.
- Hmm... Może krówkowe.
Wyszliśmy z lodziarni i usiedliśmy na ławce w parku. Tuż przy fontannie.
- Kim chcesz zostać w przyszłości?
- Pisarką, ale to mi się nie uda. Raczej jest to marzenie nie do spełnienia. A realnych pomysłów raczej nie mam.
- Dlaczego myślisz, że ci się nie uda? Piszesz coś?
- Mam na koncie kilka opowiadań, ale trafiają do szuflady.
- Pokażesz mi kiedyś?
- Zobaczymy.
- Ulubiony kolor? - Stacy spojrzała na mnie zdziwiona. - No co?
- Niebieski.
- Masz rodzeństwo? Poza młodszym bratem?
- Młodszą siostrę. Annie.
- To masz przegwizdane.
- Dlaczego?
- Jesteś najstarsza...
- Ma to swoje plusy i minusy. Ale co ty możesz o tym wiedzieć... Jesteś jedynakiem.
- Skąd wiesz?
- Widać.
Zaczęliśmy się śmiać. Pierwszy raz widziałem szeroki uśmiech na twarzy Stacy.
- Jest coś jeszcze, co chcesz o mnie wiedzieć? - spytała.
- Dlaczego tak rzadko się śmiejesz?
- Sama nie wiem. - wzruszyła ramionami.
Stacy wstała i ruszyła do domu. Odprowadziłem ją pod same drzwi.
- Dziękuję za dzisiaj. - podszedłem bliżej. Dziewczyna chciała się cofnąć, ale wpadła na drzwi. Stałem już tak blisko, że w końcu mogłem stwierdzić, że blondynka jest o głowę ode mnie niższa. Słyszałem jak przyspiesza jej oddech. Podejrzewam, że gdyby mogła wtopiła by się w drewno. Widziałem jak bardzo jest zdenerwowana. W końcu pocałowałem ją... Ale tylko w policzek. - Do zobaczenia.
Odwróciłem się i odszedłem, ale kątem oka widziałem, że dziewczyna nadal stoi na zewnątrz.
Na początku chciałem poczuć smak jej ust, ale widziałem w jej oczach strach i postanowiłem, że mogę zaczekać. Nie mogłem zrozumieć jednego. Dlaczego w stosunku do Stacy zachowywałem się inaczej? Jeszcze nigdy nie odmówiłem sobie pocałunku z dziewczyną, a wystarczyło jedno spojrzenie w jej oczy... Dlaczego ona tak na mnie działa?!
Wróciłem do domu. W salonie zauważyłem oboje rodziców. Zdziwiony podszedłem do nich.
- Co wy tu robicie? - spytałem siadając na fotelu. - I to we dwoje?
- Will... Pamiętasz o balu dobroczynnym? - spytała mama.
- Kiedy jest? - spytałem od niechcenia. Nigdy tego nie znosiłem. Sami sztywniacy w garniturach i krawatach. Do tego ja sam musiałem tak wyglądać... I jeszcze kobiety w obciachowych kieckach. No, ok... Może nie wszystkie. Były i takie, na których można zawiesić oko. A... Zapomniałbym o nudnej i powolnej muzyce... Jak można się przy tym bawić?!
- W sobotę za tydzień. - odpowiedział mi ojciec.
- Co? Przecież konkurs jest w piątek...
- Musisz być na przyjęciu. - znów wtrąciła się mama. Ona od zawsze uwielbiała bale dobroczynne... - Zaraz po zakończeniu wracasz do domu. Rozumiesz? To bardzo ważne.
Zerwałem się i poszedłem do kuchni. Nalałem sobie szklankę soku i poszedłem do siebie.
Leżałem zrezygnowany na łóżku, kiedy do pokoju weszła mama.
- Will... - usiadła obok mnie. - Wiem, że nie lubisz być na tych przyjęciach, ale dla taty to bardzo ważne. Proszę, synku...
- Przecież nie mam wyboru.
- Zaprosisz Stellę?
Usiadłem.
- Nie.
- Dlaczego?
- Zerwaliśmy.
- Tak mi przykro...
- A mi nie. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że z nią nie jestem.
- W takim razie będziesz sam?
- Niekoniecznie. Dowiesz się w swoim czasie, mamo. A teraz... Chciałbym zostać sam.
- Zejdziesz na kolację?
- Ok.
Mama wyszła.
Nienawidzę balów, ale może ten będzie inny? Muszę tylko przekonać Stacy, żeby ze mną poszła. Mam nadzieję, że się zgodzi, bo nie uśmiecha mi się być tam tylko z rodzicami...
Chwilę później mama zawołała mnie na kolację. Nikt nie odezwał się nawet słowem podczas posiłku. Ale to było normalne, gdy byliśmy wszyscy w domu. Rodzice prawie nic o mnie nie wiedzieli, więc o czym mieliby ze mną rozmawiać? Z resztą ja właściwie też już ich nie znałem. Kiedyś jak byłem mały spędzaliśmy razem dużo czasu. Tata uczył mnie jeździć na rowerze, mama dopingowała na konkursach tańca. Ale to były już stare dzieje. Rodzice ostatni raz widzieli jak tańczę pięć lat temu. Wtedy zdobyłem swoje pierwsze trofeum. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Ojciec większość czasu spędza poza miastem, a matka z przyjaciółeczkami. A dom, który kiedyś był pełen śmiechu, radości stał się kompletnie pusty. Zostałem w nim tylko ja. Nawet imprezy, czy nocne maratony filmowe z Maxem nie wpływały na moje postrzeganie tego miejsca. Zazwyczaj było tu kompletnie cicho. Dobrze, że chociaż jest światło, bo mógłbym pomyśleć, że jestem bohaterem jakiegoś beznadziejnego horroru z litrami sztucznej krwi.
Kiedy skończyliśmy wróciłem do siebie i zabrałem rzeczy na trening. Postanowiłem, że potrzebuję chwili relaksu, a to była jedna z moich ulubionych metod.
- Siema, Will!
- Hej, Chase.
- Wpadłeś poćwiczyć?
Chase to syn właściciela szkoły. Myśli biedak, że potrafi tańczyć, ale ojciec nigdy go nie zabrał na turniej mimo, że był na każdych zajęciach. Ja natomiast często olewałem treningi i przychodziłem przed zamknięciem, tak jak dziś, a i tak jego ojciec wpisywał mnie na każde zawody.
- Nie chcę wypaść z formy przed turniejem.
- Może byś pojawił się na zajęciach? Prawie zapomnieliśmy jak wyglądasz.
- Ja, w przeciwieństwie do ciebie ich nie potrzebuję. Nie będę zajmował ci miejsca na parkiecie.
Chase zrobił się zupełnie czerwony i szybkim krokiem opuścił salę.
- Will, wiesz, że on ma trochę racji. - to moja partnerka na turnieje parowe - Lucy. Na szczęście ten był indywidualny, więc nikomu specjalnie nie przeszkadzało, że kolejny raz nie byłem na zajęciach. - Pamiętaj, że zbliża się turniej parami. Musimy ćwiczyć.
- Lucy... Chciałbym najpierw skupić się na nadchodzącym konkursie. Po nim będziemy myśleć nad wspólnym układem.
I znowu zaczą się godziny kłótni, bo jedno chce taki krok, a drugie inny... Ehh...
- Jak chcesz.
W końcu zostałem w sali sam. Włączyłem muzykę, a głośność ustawiłem na największą. To była moja ulubiona forma relaksu. Zawsze pomimo potwornego zmęczenia czułem się o niebo lepiej. Taniec jest po prostu moją pasją i nie wyobrażam sobie, że miałbym bez niego żyć. Dlatego staram się za dwóch, albo i trzech, żeby ktoś w końcu mnie zauważył. Żebym mógł pokazać ojcu, że taniec to nie tylko forma rozrywki, ale też praca, która będzie sprawiać mi radość. Że to jest to, co chcę robić w życiu. Oraz, że nic mnie nie zatrzyma w dążeniu do spełnienia moich marzeń.
CZYTASZ
Moja Pasja - Moje Życie: Taniec
Genç KurguKażdy z nas jest w czymś dobry. Piłka nożna, koszykówka, śpiew, gra na instrumencie, taniec... To tylko niektóre z naszych talentów, pasji. Ale czy jesteśmy w stanie to poświęcić w imię prawdziwego szczęścia?