7. Turniej

589 34 0
                                    

- Hej piękna. Widzimy się jutro?
Napisałem do Stacy chwilę po jej wyjściu.
- Nie wybieram się jutro na zajęcia.
- Dlaczego?
- Muszę coś załatwić.
- Coś...?
- Nie ważne.
- To może kino po zajęciach?
- Może innym razem.
- Ok...
Hmm... Zupełnie nic z tego nie rozumiem...
Poszedłem na zajęcia. Właśnie przechodziłem do innej sali na kolejny wykład kiedy zauważyłem jej blond włosy. Podszedłem do niej. Rozmawiała z koleżanką.
- Stacy, możemy porozmawiać?
Dziewczyna odwróciła się w moją stronę zdenerwowana.
- Muszę iść na wykład...
- To zajmie tylko chwilkę.
Przeprosiła koleżankę i przeszła na drugi koniec korytarza, gdzie było mniej ludzi.
- Czy mi się zdaję, czy miałaś dzisiaj coś do załatwienia? - Stacy nie odpowiedziała, ale spojrzała mi w oczy. Wydawała się smutna. - Napisałaś, że nie wybierasz się dzisiaj na uczelnię. Dlaczego mnie okłamałaś?
- Nie okłamałam cię. Po prostu w ostatniej chwili zmieniłam plany...
- Nie ściemniaj.
- Will... Muszę iść.
Chciała mi uciec, ale chwyciłem ją za nadgarstek.
- O co chodzi? Coś się stało? Zrobiłem coś nie tak?
Wyrwała rękę z uścisku i poszła do sali.
Postanowiłem, że zaczekam na nią po zajęciach. Tak łatwo jej nie odpuszczę.
- Nie uciekniesz. - powiedziałem widząc, że Stacy wychodzi z budynku. Westchnęła i podeszła do mnie.
- Nie mam dzisiaj czasu, Will... Spieszę się.
- Możemy iść i rozmawiać. Dla mnie nie ma problemu.
Dziewczyna ruszyła w kierunku domu.
- Co jest? - spytałem.
- Mam zły dzień. To wszystko.
- Jaaasne... Wczoraj uciekłaś jak oparzona.
- Zasiedziałam się i musiałam już wracać.
Chwyciłem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie. Chwyciłem kosmyk jej włosów i nawinąłem sobie na palec, a następnie założyłem jej za ucho. Spojrzałem prosto w jej oczy.
- Kłamiesz słoneczko. Widzę to. - pocałowałem ją w kącik ust. - Co się dzieje?
Wzięła głęboki wdech.
- Chyba powiedziałam coś, czego nie powinnam. - mówiła cichutko. Ledwo ją słyszałem stojąc tak blisko. - Może zapomnimy o wczorajszym dniu? Tak jakby go nie było? - mówiąc to opuściła głowę.
Zaśmiałem się, ale dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że tylko ją bardziej zasmuciłem. Szybko się uspokoiłem i pocałowałem ją.
- Jeśli chcesz, to możemy zapomnieć. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy... - kiwnęła głową. - Ok. Ale jesteś mi winna kino. - zaśmiała się i poszliśmy razem do kina. Widziałem, że od razu zmienił się jej nastrój.
***
Obiecałem Stacy, że niedzielę spędzę razem z jej rodziną. Dlatego ubrałem czarne jeansy, niebieską koszulkę i poszedłem w miejsce spotkania. Po pięciu minutach pojawiła się uśmiechnięta rodzinka.
- Hej piękna. - Stacy cmoknęła mnie w policzek. - Dzień dobry. - wszyscy dorośli odpowiedzieli mi tym samym zwrotem i weszli do środka.
Mama dziewczyny zaplanowała dzisiaj obiad. Pomogłem blondynce nakryć do stołu.
Po obiedzie wszyscy usiedliśmy w salonie. Rodzeństwo Stacy usiadło na pufach, dziadkowie na kanapie, mama na fotelu, a jej ojciec na obok niej na podłokietniku. Nam został drugi fotel. Usiadłem i pociągnąłem za sobą Stacy tak, że usiadła mi na kolanach. Objąłem ją w pasie, a kątem oka widziałem jak reszta rodziny przygląda się nam z uśmiechem na twarzy.
Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Każdy mógł z każdym porozmawiać. Czułem się lepiej niż we własnym domu. Nie wyobrażam sobie, żeby moi rodzice usiedli w salonie i szczerze ze mną rozmawiali głośno się śmiejąc. W końcu przyszło mi coś do głowy i zanim słowa zdążyły przejść przez maszynkę do mielenia w mojej głowie otworzyłem usta.
- Tak sobie pomyślałem... - teraz było za późno, żeby się wycofać. - Za dwa tygodnie w naszym mieście obdędzie się konkurs tańca. Może państwo chcieliby przyjść i obejrzeć?
- Bardzo chętnie. - odezwała się Susanne - matka Stacy. Wszyscy potaknęli.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a następnie wszyscy dostali kawałek ciasta z porzeczkami.
- Muszę lecieć na trening. - szepnąłem do ucha dziewczyny, a następnie cmoknąłem ją w policzek.
Stacy niechętnie wstała, zaczekała aż się z wszystkimi pożegnam i odprowadziła mnie do drzwi. Zanim wyszedłem przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. Chwilę trwało zanim się odsunęliśmy.
- Przepraszam. Następnym razem zostanę dłużej. Ob... - przerwałem widząc wyraz jej twarzy. - Ok. Nie obiecuję. - jeszcze raz cmoknąłem ją w usta. - Do jutra.
- Do jutra.
Szybko zabrałem z domu torbę na trening. Myślałem, że dom jest pusty, ale mama zaskoczyła mnie zanim zdążyłem wyjść.
- Idziesz na trening? - zagrodziła mi drzwi.
- Tak. - chciałem ją wyminąć, ale zatrzymała mnie.
- Już od dłuższego czasu nie chodziłeś tak często na treningi, a szczególnie w niedziele. Co się stało?
- Zbliża się turniej. - odpowiedziałem szybko. - Poza tym chcę pokazać ojcu i zdobyć kontrakt. Muszę dać z siebie wszystko.
- Tylko dlatego? - spytała podejrzliwie.
- Tak. A teraz przepraszam. Spieszę się. - tym razem udało mi się ją wyminąć i wyjść.
***
- Will? - powitał mnie piskliwy głosik Lucy. - Ty tu? W niedzielę?!
- Bywa.
- Co się stało?
- Wszyscy się mnie uczepili. Może zacznijmy trening?
Nikt nie powiedział ani słowa więcej. Zbliża się turniej w parach, więc razem z Lucy zaczęliśmy przygotowania.
Jedno co mnie zastanawiało przez resztę wieczoru. Nigdy nie czułem się tak swobodnie tańcząc z Lucy. Zupełnie jakbym nic nie czuł. Jakby to wszystko zniknęło.
***
W końcu nadeszła ta sobota - turniej. Lucy chodziła zestresowana, ale nawet ona nie mogła zaburzyć mojego spokoju. Stacy obiecała, że wpadnie za kulisy zanim zaczniemy i zniecierpliwiony czekałem na nią. Nagle ktoś złapał mnie za rękę.
- Hej Will. - natychmiast wziąłem dziewczynę w ramiona.
- Już się bałem, że nie przyjdziesz.
- Miałabym przepuścić możliwość zajrzenia za kulisy? - zaśmiała się.
- Will. Za pięć minut się zaczyna. - zawołała Lucy.
- Powodzenia. - Stacy cmoknęła mnie i wyszła.
Zrobiłem głęboki wdech i nim się obejrzałem razem z Lucy tańczyliśmy na scenie. Wszystko szło świetnie i kiedy wykonaliśmy ostatni ruch dziewczyna wpiła się w moje usta. Usłyszałem gromkie oklaski i to przywróciło mnie do żywych. Odsunąłem się od Lucy i rozejrzałem się po widowni. Zauważyłem rodzinę Stacy, ale dziewczyny nigdzie nie było. Tylko puste miejsce... Nie zastanawiając się zbiegłem ze sceny i ruszyłem w kierunku drzwi. Blondynka siedziała na krawężniku tuż obok wejścia. Twarz ukryła w dłoniach i chyba... Płakała?
- Stacy... - usiadłem obok dziewczyny. Nawet na mnie nie spojrzała. - Pamiętasz jak mówiłem ci, że tylko raz powiedziałem dziewczynie, że ją kocham? - nadal nie reagowała. - Wiem, że umówiliśmy się, że zapomnimy ten dzień, ale... - westchnąłem. - Tą dziewczyną była Lucy. Nie sądziłem, że to zrobi. - chwyciłem ją za rękę i odciągnąłem od twarzy. Nie płakała!
- Nie musiałeś za mną wybiegać. Wracaj do środka. Za chwilę ogłoszą kto wygrał.
- Ale ty wrócisz tam ze mną.
Pociągnąłem ją za rękę, żeby wstała. Kiedy to zrobiła objąłem ją w talii i całowałem tak długo, aż zabrakło nam tchu. Wtedy zaciągnąłem ją z powrotem do środka. Zaczekałem, aż zajmie swoje miejsce i zdążyłem idealnie, gdy wyczytywali zwycięską parę. Chwilę później stałem na scenie obok Lucy ze zwycięskim pucharem.
Kiedy wyszedłem czekała na mnie rodzina Stacy. Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha gratulowali mi świetnego występu i zwycięstwa. To było naprawdę miłe. Już zapomniałem jak to jest, gdy ktoś jest w takiej chwili razem ze mną.
- Może uczcimy to deserem? - odezwała się Susanne. Natychmiast wszyscy ruszyliśmy do lodziarnii.
- Wiem, że lubisz lody o smaku tiramisu, krówkowe, kokosowe. Są jeszcze jakieś? - spytałem stojąc w kolejce.
- Może dzisiaj deser z sorbetem grejpfrutowym, o smaku białej czekolady i... gumy balonowej. - zaśmiała się.
- Czy jest jakiś smak, którego nie lubisz?
- Hmm... Pistacjowy, wiśniowy... Pewnie jeszcze jakiś by się znalazł.
Chciałem zapłacić za wszystkich, ale zostałem wyśmiany i nie wydałem zupełnie nic. Niby w ramach podziękowania za zaproszenie i gratulacji za zwycięstwo. Z tą rodzinką naprawdę miło spędzałem czas.
Po deserze poszedłem ze Stacy na spacer.
- Twoje największe marzenie. - powiedziała, gdy usiedliśmy na ławeczce nad jeziorem.
- Podpisać profesjonalny kontrakt i pokazać ojcu, że z tańca można się utrzymać. A twoje?
- Nie mam. A przynajmniej rzadnego, które mogłoby się spełnić.
- Dlaczego jesteś taką pesymistką?
Uśmiechnęła się szeroko.
- Nie pesymistką, tylko realistką.
- Jaaasne.
- Czujesz coś jeszcze do... ?
- Lucy? - patrzyła mi prosto w oczy. - Myślę, że już nie. Zazdrosna? - spytałem podejrzliwie. Dziewczyna natychmiast odwróciła wzrok.
- Ja zazdrosna? - prychnęła.
- Kłamiesz. - zaśmiałem się.
- Nie.
Zacząłem ją łaskotać. Blondynka chwyciła mnie za ręce i odsunęła się na drugi koniec ławki. Przysunąłem się do niej i odwróciłem ją tak, żeby na mnie spojrzała, a następnie namiętnie pocałowałem. Podciągnąłem lekko jej bluzkę, ale Stacy natychmiast się odsunęła i wstała z ławeczki.
- Chyba muszę już iść.
- O co chodzi?
- Zrobiło się późno.
Poszła w kierunku domu. Przeczesałem włosy i pobiegłem za nią. Przez całą drogę Stacy się nie odzywała, szła z opuszczoną głową. W końcu zatrzymaliśmy się przed jej domem.
- Do zobaczenia. - dziewczyna cmoknęła mnie w policzek i weszła do środka.
Westchnąłem i wróciłem do siebie. Kiedy tylko otworzyłem drzwi zobaczyłem tłum w moim salonie. Podeszła do mnie Lucy.
- Max zorganizował imprezę. Świętujemy nasze zwycięstwo. - podała mi szklankę i wróciła do tańca. Postanowiłem się rozerwać i bawiłem się świetnie do białego rana.
Jak zwykle po imprezie obudziłem się z potwornym bólem głowy. Byłem w swoim pokoju. Ale obok mnie był ktoś jeszcze... Lucy... Próbowałem sobie przypomnieć to, co się działo wczoraj, ale nic... Pamiętałem jak wróciłem do domu, a później pustka. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Szybko się ubrałem się i otworzyłem drzwi.
- Stacy?!
- Hej, Will.

Ostatnio mam totalny brak weny i naprawdę mega ciężko mi dalej pisać... Nie wiem, czy dam radę skończyć...

Moja Pasja - Moje Życie: TaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz