PROLOG "Maski"

182 7 13
                                    

– Co jest? – zapytał zaraz po wejściu do pomieszczenia, w którym zebrali się, jak sądził, wszyscy domownicy.

Stanął między nimi, zupełnie nie zważając na to, że ci zaczęli go okrążać. Z początku sądził, że to jakiś rodzaj „inicjacji". Słyszał już wiele historii i widział sporo durnych filmów o studentach i tym, co może wydarzyć się podczas ceremonii przyjęcia do bractwa. Istotnym jest, że znał tych ludzi już jakiś czas i wiedział, jak bardzo są „dziwni"... Mógł sobie jedynie wyobrazić to, na jak głupi pomysł potrafiliby wpaść po wspólnej burzy mózgów.

Spoglądał na kumpli ubranych w czarne togi i noszących na twarzach białe maski w kształcie obłych kocich łbów z wymalowanymi na czerwono brwiami w kształcie leżących poziomo przecinków, trójkątnymi nosami i owalnymi plamkami w kącikach ust, które z kolei przypominały trochę krwawe zacieki... Sam nie wie wiedział, jak to porównanie trafiło do jego głowy. Zaśmiał się pod nosem, dostrzegając poważne wyrazy humanoidalnych, sztucznych twarzy. Po chwili jeden z członków zgromadzenia, który stał za nim – wtedy też zauważył, że znajdował się pośrodku okręgu – przesunął nieco swoją maskę ku górze, odsłaniając usta. Wargi zaciśnięte w cienką linię, bez cienia uśmiechu.

Sądząc po otaczającej go wokół grobowej aurze, spodziewał się niezłej zabawy. Wszyscy świetnie odnajdowali się w przyjętych przez siebie rolach, więc i on postanowił zacząć grać...

(o)

– Dlaczego postanowiłeś dołączyć do bractwa?

– Z rozmysłem zdecydowałem się na to konkretne miejsce. Spotkałem się z wieloma różnymi opiniami, głównie o tym, że nauka jest jak przygoda, a w nowym miejscu definitywnie odmienia życie i takie tam inne, pseudouczelniane bełkoty. – Wyrecytowałem, jakby była to jakaś regułka, ale to było za mało, by przekonać rozmówcę. Niedbale, dobierając słowa, dodałem – Tak jak reszta dotychczasowych znajomych, rozmawiałem o swoich planach na przyszłość z kilkoma osobami, w tym z członkami wielu stowarzyszeń, którzy specjalnie przyjeżdżali do mniejszych miejscowości, by osobiście zachęcać do swoich propozycji. Nie miałem wątpliwości, że większość z nich robiła to dla pieniędzy, a nie z chęci pomocy młokosom i w sumie niewiele mnie to obchodziło.

– Dlaczego więc wybrałeś właśnie nas?

– Nie miałem zamiaru przystawać na żadną z zaprezentowanych wtenczas szkół, bo żadna nie zaoferowała nic wyjątkowego, a tego właśnie pragnąłem. Wiedziałem, że do nich nie pasowałem. Szukałem jakiejś odmiany. Nie chciałem pokładać wszelkich nadziei i własnej młodości w instytucję, która będzie z rozmysłem rozwijać we mnie wyłącznie to, co sami uznają za warte kształcenia. O nie! Potrzebowałem poznać coś więcej, wyznając zasadę, że byłem stworzony do czegoś większego, choć nie miałem jeszcze pojęcia, czym to mogło być.

– Ciekawe...

Na swoje szczęście lub nieszczęście, zainteresowałem się pewną postacią. Mężczyzna w czarnym płaszczu i równie ciemnych okularach zakrywających oczy nie zachowywał się jak inni „jego pokroju". Nie werbował kogo popadnie, wygłaszając niesamowite historie na temat instytucji z jakiej pochodził. Dni otwarte nie były dla niego kwestią promocji. Wręcz przeciwnie – przechadzał się między uczniami, trzymając wyraźny dystans, jakby w ogóle nie chciał zostać przez nich zauważony. Dziwak? Faktycznie tak pomyślałem, ale jego odmienność była nad wyraz przyciągająca. Nie miał stałego stoiska, do którego nawoływał publikę i prezentował się z jak najlepszej strony. W rękach trzymał drobne foldery reklamowe, których obecność, wskazywała jednak na to, po co przybył.

Bractwo YōkaiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz