ROZDZIAŁ VI: "Figlarny"

2 0 0
                                    

Najważniejsze, że mam obie sprawne ręce.Tę i ciebie.

– A –

Christoph nigdy nie czuł się tak wyczerpany, a jego zmęczenie nie polegało wyłącznie na fizycznym braku sił. Dziwne uczucie ciężkości w głowie, którego nie umiał zdefiniować, nie opuszczało go ani na moment. Podobnie jak wrażenie, że każdy oddech przynosi mu ból. Czuł się, jakby tonął w ogniu. Tak, dokładnie w taki sposób mógłby to określić – jakby płomienie szturmem wdzierały się do jego płuc, uniemożliwiając zaczerpniecie powietrza.

Kiedy się obudził, do końca nie był świadomy tego, co się z nim działo, zanim trafił do łóżka. W głowie miał jedynie urywki rozmów, niepasujące do siebie strzępki wspomnień. Brakowało mu energii nawet na to, by zacząć się skarżyć, co miał w niechlubnym zwyczaju. Zdawał sobie sprawę z tego, że rozwiązania problemów nie będą mu podstawiane pod nos przez całe życie, jednak nie potrafił zrezygnować z takiego luksusu. Ale tym razem, jak by nie płakał, jak by nie stękał z bezsilności, żadna pomoc nie miała nadejść sama z siebie. Musiał to, czymkolwiek miało mu przyjść się zmierzyć, przełknąć samodzielnie.

Raz jeszcze przeanalizował to, jak w ogóle doszło do tego, że znalazł się wśród grupy kompletnie obcych mu ludzi, którzy od momentu poznania zapierali się, że zdołają mu pomóc. No, okay, niech im będzie, niech pomagają, tylko w czym? Zamknął oczy, chcąc przypomnieć sobie cokolwiek i już nawet nie chodziło o ostatnie przeżycia – chciał nakreślić całokształt wydarzeń, które doprowadziły go do miejsca, w którym się znajdował, a którego nie do końca pojmował. Pierwszy raz od dłuższego czasu pomyślał o rodzicach, którzy prawdopodobnie dalej żyli w przeświadczeniu, że ich syn wyjechał na jakiś obóz lub cokolwiek, co wepchnął w ich umysły ten, kto zajął się ta sprawą. Jak na złość, nie przypominał sobie, kto zajął się tą sprawą... Z rozgoryczeniem odkrył, że moment wyjścia z klubu, w którym był z Brianem, a potem chwila w lesie przed przyjazdem Lee i jazda samochodem po lesie, podczas której poobijał swoje ciało ze wszystkich stron, to ostatnie z tego, co zapamiętał. Poza tym pustka, w której od czasu do czasu pojawi się jakiś urwany obraz, który i tak niczego mu nie wyjaśniał.

Chłopak miał nadzieję, że Alex i Lena pomogą mu zrozumieć cokolwiek. Prędzej czy później, ktoś musiał mu powiedzieć, w czym rzecz, a z tą dwójką trzymał się najbardziej, jeśli można było to tak nazwać. Ułożył wygodnie głowę na poduszce, mając przeczucie, że jak nie zrobi tego sam z siebie, to prędzej czy później odleci, zapominając wszystko to, co zdążył przeanalizować. Niewiele tego, ale wolał zachować tych kilka ostatków świadomości dla siebie. Zaledwie kilka minut zajęło mu zapadnięcie w sen. Z oddali docierały do niego jeszcze stłumione rozmowy, których nie dawał rady z niczym powiązać, dlatego szybko o nich zapominał. Zamiast tego, przez pewien czas, przed sobą miał pewien obraz... Widział siebie samego, który jak szmaciana kukła upada na ziemię, wymiotując pieniącą się krew. Jakby w efekcie różnorakich procesów chemicznych dochodziło do eksplozji komórek w jego ciele. Jakby organizm samoczynnie niszczył się od środka. Nie miał pewności, czy to było prawdziwe wspomnienie, czy kolejne urojenie podsyłane przez jego wyobraźnię, a takich miał aż w nadmiarze. Tym razem było w tym coś więcej, przez co nie potrafił oprzeć się wrażeniu, iż to mogło się wydarzyć naprawdę. Co więcej, widział to zupełnie tak, jakby wyszedł z ciała i oglądał wszystko z boku. W pewnej chwili odkrył, że ból, jaki rozchodził się po jego ciele, minął, ale jego mięśnie nie były jeszcze gotowe do tego, by zacząć pracować. Naprawdę był zmęczony...

Łóżko wykonane ze zbitych ze sobą drewnianych bali miało przyjemną korzenną woń. Czując jego zapach, nie trudno było Chrisowi wyobrazić sobie las, szum liści, który go uspokajał. Z koeli chłód bijący od świeżej pościeli koił wszelkie dolegliwości... Śnił, że unosi się gdzieś wysoko w powietrzu. W chmurach? Białe puszyste obłoki wokół niego? To możliwe, bo nagle wpadł w niezwykle błogi nastrój. Spokój wydawał się tak relaksujący, że jedyne czego pragnął to zatrzymać go na jak najdłużej. Kiedy ponownie podniósł powieki, czuł, jakby te zrobione były z żelaza. Ciężko opadały z powrotem na twarz, dając mu do zrozumienia, że to jeszcze nie właściwa pora, by wstać. Podparł się łokciami i starał usiąść. Ponownie poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej.

Bractwo YōkaiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz