Rozdział 8: Jak ukarać winnego?

221 20 4
                                    

Po całym, dość felernym zajściu z Draco, Amelia nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, próbując ułożyć w swojej głowie wszystko po kolei. Przemknęła myśl, że może przyjaciółki mają rację i nie powinna dawać Wiktorowi powodów do zazdrości lub przyprawiać mu rogów, chociaż z drugiej strony to tylko ustawka... Nie ma sensu brać wszystkiego do siebie.

Obudziła się zlana potem. Śniła jej się pracownia Toksykologii, ta podejrzana Granger i jej niedawni adoratorzy – Julian oraz Piotr. Później nastąpiło coś, co śmiało mogła zaklasyfikować jako najgorszy koszmar: przemieniła się w ohydne monstrum, nie mając pojęcia, jak to mogło się stać, szukała antidotum i okazało się, iż cały los pokrzywdzonej blondynki spoczywa w rękach fałszywej, przebiegłej obcej! Wymachiwała podręcznikiem, a duma malowała się na jej twarzy.

Amelia wpatrywała się w sufit. Co jeśli faktycznie takie zagrożenie jest coraz bliżej? Czeka na schodach, czai się za kotarą, kołysze się na zakurzonym żyrandolu... Obawy liderki Białego Kruka okazały się uzasadnione. Sen spełnił się idealnie, co do najmniejszego szczegółu. Płakała w bibliotece, schowawszy twarz w dłoniach, gdy uświadomiła sobie, że mogła wszystkiego uniknąć. Wystarczyło porównać miniony dzień ze snem, wystarczyło być czujną...

Otarła łzy, spływające po gęstym futrze. Już podczas projekcji nocnej zrozumiała, dlaczego musi cierpieć i dlaczego całkowicie postronna osoba mści się na niej. Przyjacielska solidarność.

Wywlekła się leniwie z pachnącej starymi księgami sali, by następnie podreptać w kierunku dziedzińca. Zegar wybijał siedemnastą, toteż spodziewała się odpowiednio dużej ilości osób. Czuła zszokowane spojrzenia na sobie, słyszała zarówno podśmiechiwania, jak i szydercze komentarze, wypowiadane wystarczająco głośno, by ptactwo, osiadłe na dachach wieżyczek, mogło wyraźnie zarejestrować treść. Najlepsze przyjaciółki nie rozpoznawały swojej ukochanej liderki – rozsuwały się na boki przed nią, a ich twarze wyrażały jedynie odrazę. Amelia wdrapała się na kamienną fontannę i rozpoczęła swoje przemówienie:

- Jestem żywym dowodem na to, jak bardzo brutalnie zło potrafi do nas wrócić. Od lat triumfuję w tej szkole i wyciskam z tego faktu tyle, ile to tylko możliwe. Niestety popełniłam błąd i od razu trafiłam pod sędziowski młotek.

Dookoła ozdoby ogrodowej zebrała się spora grupa uczniów, w tym dwójka z Białego Kruka odpowiedzialna za część zamieszania. W końcu to dzięki nim Hermiona zrealizowała swój plan.

- Ciężko przyznać się do winy – ciągnęła blondynka. – Nie robię tego z tytułu wyrzutów sumienia... Po prostu pragnę odzyskać swoją prawdziwą, piękną twarz... - załkała.

Piotr wywrócił oczami. Sam nie mógł uwierzyć, iż kiedyś uganiał się za tą narcystyczną, egoistyczną, wyzutą z ludzkich uczuć poczwarą.

- Do sedna: cała ta sytuacja z gościem naszej szkoły, Wiktorem Krumem, jest zaplanowana. Tak naprawdę nie obdarzamy się cudowną, romantyczną miłością. Zaszantażowałam go, miałam do tego świetną okazję. Trafiłam na Wiktora i Nataszę podczas wspólnego dyżuru w szklarni, ech... Gołąbeczki... - nie byłaby sobą, gdyby nie wspomniała o tym fakcie. Tym razem Hermiona, która przed chwilą pojawiła się obok chłopców, westchnęła ciężko. – Wiecie, nasza czarnowłosa tajemnicza udaje niedostępną, a ci nowi dostali zakaz rozmawiania z nią. Haha! W każdym razie, zrywam z Wiktorem, tu i teraz. Zadowolona?!

Ostatnie słowo skierowane zostało do Granger. Nie, dla Gryfonki to było mało.

***

- Co to za zamieszanie? – mruknął pod nosem dyrektor, obserwując przez okno dziwne zbiegowisko.

Polska Szkoła Magii - Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz