Rozdział 4: Bazyliszek w szklarni

383 30 1
                                    

Zalecenia dyrektora dotyczące konsekwentnego izolowania męskiej części delegacji zza granicy od Nataszy na szczęście i nieszczęście nie dotarły do wszystkich, dlatego już po kilku dniach na drzwiach szklarni zawisła rozpiska dyżurów uczniowskich. Każdego dnia miały zjawić się trzy osoby, po jednej z sojuszu. Jako pierwsza dyżur miała Amelia z Białych Kruków, Wiktor Krum z ramienia Wiosennego Wiatru i właśnie czarnowłosa, od Zaginionego Lądu. Do ich zadań należały: podlewanie, plewienie, nawożenie, zbieranie owoców i przede wszystkim rozmawianie z roślinami, gdyż opiekunka szklarni, profesor Róża Kwiatkowska, wychodziła z założenia, że dzięki temu roślinki lepiej rosną.

Amelia z Nataszą pojawiły się już około 16:30, chociaż dyżur zaczynał się od 17:00 i miał trwać dopóki praca nie zostanie zakończona. Dziewczyny nie przepadały za sobą. Pojawienie się gości spotęgowało nienawiść Amelii, gdyż wydawało jej się, że Natasza będzie chciała oczarować męską czwórkę i zagarnąć dla siebie. Głupia zazdrość.

Blondyneczka z Białego Kruka zerknęła na listę dyżurów i prychnęła kąśliwie:

- Proszę, proszę... Dzisiaj, tutaj, z nami... szanowny Wiktor Krum, to napakowane, ciemnookie, dzikie stworzenie. Aż chce się go okiełznać!

Natasza przemilczała wywody swojej przeciwniczki. Wyminęła ją, pchnęła drzwi szklarni i weszła do środka. Nie potrzebowały dzielić się zadaniami; szklarnia była wystarczająco duża, zawierała tak wiele roślin, że każda znalazła coś dla siebie, na spokojnie. Czarnowłosa zdecydowała się na zbieranie owoców. Uważała, iż jest to ważne, bo szkoda plonów natury, ale też przyjemne, bo pozwala skupić się na wykonywanej pracy i oczyszcza umysł.

Znów obca dłoń dotknęła jej ramienia, gdy sięgała akurat po dojrzały owoc maliny. Masywne palce zsunęły się na wąski, dziewczęcy nadgarstek. Zamurowało ją. Nie wiedziała czy ma uciekać, czy ma coś powiedzieć, czy może powinna zacząć krzyczeć. Nie starała się nawet odwracać wzroku od owoców, ponieważ doskonale wiedziała, kto stoi za nią. I dłoń nie była jej aż tak obca, jak początkowo myślała...

- To nie jest tak i nie wmawiaj swojej przyjaciółce, że uważamy was za gorsze - męski, niski głos rozległ się tuż przy jej uchu.

- Będziesz mówić mi, co mam robić czy może zaopiekujesz się jakimś kwiatkiem? - odgryzła się momentalnie; cała trzeźwość umysłu wróciła w ułamku sekundy.

Westchnął ciężko. Nie miał złych zamiarów, chciał tylko naprawić błąd swój i kolegów.

- Gdybyś tylko wiedziała...

- To powiedz mi - odwróciła się twarzą do niego. Szmaragdowe oczy napotkały rozedrgane, zagubione spojrzenie chłopaka. Natasza zacisnęła mocno wargi, oczekując na wytłumaczenie.

Pszczela orkiestra zasiadła do nut na pobliskich grządkach i rozpoczęła tętniący energią koncert. Brzęczenie pulsowało w uszach, hipnotyzowało, zabierało własne myśli.

- Mamy zakaz - tylko tyle był w stanie wydusić z siebie.

- I co w związku z tym?

- Nie możemy rozmawiać z tobą. To znaczy.... - zawahał się na moment, po czym dodał: - rozmawiać, patrzeć, cokolwiek. To brzmi idiotycznie, ja wiem, ale ten nietoperz z Hogwartu nas wtedy wezwał i zabronił. Nie podał powodu. Proszę, nie patrz na mnie jak na wariata. Przysięgam, że nie zmyślam.

Najgorsze sny Nataszy zaczęły się spełniać. Kiedyś miała wrażenie, iż dyrektor stara się oddzielić ją od pozostałych uczniów, ale porzuciła te wizje, uznając je za niedorzeczne. W tym momencie przyznała samej sobie rację. Stary Rakowski chciał wcisnąć ją w ciasną klatkę samotności; potraktować jak dziwadło, a pewnie i pokazywać w wędrownym cyrku. Atrakcja tłumów. Nigdy nie dała mu powodów do podejmowania takich decyzji, dlatego w duchu błagała, żeby brunet kłamał.

A on widział i czuł, co dzieje się z rozdygotaną dziewczyną. Ujął jej dłonie, lecz uznał to za zbyt słabe pocieszenie, dlatego też bez dłuższych rozmyślań pochwycił drobną istotkę w barczyste ramiona, kołysząc lekko.

- Nie będę płakać - starała się ukryć łamiący się głos.

- Pewnie, że nie będziesz. Nie pozwolę ci na to - odrzekł kojącym tonem.

Pierwszy raz w życiu doznała kontaktu fizycznego z mężczyzną. Wyobrażała sobie taką sytuację jako odrażającą, bo przecież "brzydsza płeć" była taka paskudna, nieokrzesana, gburowata, zbyt pewna siebie... Tymczasem rzeczywistość była inna i chociaż to jedno okazało się być błędem w myśleniu. Wiktor nie był ani nieokrzesany, ani zaniedbany. Wyczuwała orzeźwiający zapach cytrusów, leśną nutę jałowca oraz ciężkie, usypiające piżmo. Pod ciepłą skórą napinały się mięśnie, tworząc schronienie w sam raz dla niej. I było tylko dla niej.

- Nie chcę wam przeszkadzać... - przerwała Amelia. Na jej twarzy malował się cwany uśmieszek.

Wiktor spojrzał na blondynkę przerażony. A jeżeli ona wie o planach Rakowskiego? Zaraz... przecież niektórzy nauczyciele nie wiedzą, więc dlaczego ona miałaby? A jeżeli jest jakimś tajnym szpiegiem?

- Chłopie, myśl! - Odezwał się głos wewnątrz głowy.

- Nie chcę wam przeszkadzać, rozkoszne gołąbeczki, ale chyba nie po to tu jesteśmy. Mam donieść tej starej poczwarze, Kwiatkowskiej, co? - prychnęła tryumfalnie, podpierając się pod boki. - Dobrze, dobrze... nie doniosę. Ale musicie coś dla mnie zrobić. A konkretniej pan, panie Krum, musi...

Chłopak zacisnął mocniej palce na ramionach Nataszy. Czego mogłaby chcieć od niego ta żmija? Poczuł nadciągające zagrożenie i... nadszedł czas na poświęcenie. Tu nie chodziło o jego dobro tylko o...

Zwrócił spojrzenie ku szmaragdowym tęczówkom.

Polska Szkoła Magii - Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz