Jeden

1.2K 97 30
                                    

- Pański portfel! - krzyczę do mężczyzny stojącego obok mnie w metrze.

Zamyślony, rozmawia przez telefon. Ten moment nieuwagi wykorzystuje jakiś chłopak, wsuwa mu dłoń do kieszeni płaszcza, po czym korzystając z okazji, wybiega na najbliższym przystanku. Wokół stoi mnóstwo ludzi, ale każdy dokładnie ogląda swoje buty. Typowe w Gotham. Mężczyzna (zanim orientuje się, że mówię do niego) ogląda się, odsuwa telefon od ucha, łapie się za kieszeń i... Już ma biec za złodziejem, kiedy pociąg rusza. Facet głośno klnie.

Tymczasem ja (wciąż pełna dobrych chęci, ale jednocześnie świadoma, że nie mogę nic zrobić) zakładam słuchawki i zajmuję siedzenie tuż przy wyjściu. Za chwilę wysiadam.
***
Dalsza droga, łagodnie mówiąc, nie należy do moich ulubionych. Przechodzę (chociaż staram się go omijać szerokim łukiem; nie ma mowy o wejściu w alejkę) obok parku (za dnia wyglądającym nawet ładnie), w którym po zmroku nikt nie chciałby się znaleźć. Dlaczego? Daję głowę, że pełno w nim bezdomnych, zboczeńców, złodziei - ludzi, przed którymi ostrzega się nas na każdym kroku. Klepię się po kieszeni spodni, sprawdzając, czy mam w niej nóż. Do tego zatrzymuję się na moment, grzebię w torbie, wyjmuję małe opakowanie gazu pieprzowego (nawiasem mówiąc, wcześniej użyłam go już dwa razy), po czym wciskam je wraz z ręką do, tym razem, kieszeni kurtki. Wolę być przygotowana niż żeby moje zdjęcie ukazało się na okładce "The Gotham Times" z podpisem: "Zaginiona", "Zamordowana". Przerażające? Normalne.

Przyzwyczaaaiłam się.

Uliczne latarnie (które ledwo świecą, jakby dodatkowo zachęcając do przestępstwa) sprawiają, że trochę się boję. Tylko troszeczkę. Większość z nich znienacka gaśnie ci prosto nad głową. Wzdrygam się w duchu w takich chwilach. Nie jest to przyjemne.

Do moich uszu dochodzi kobiecy krzyk. Przystaję, sparaliżowana, bo dźwięk słychać z przodu, co oznacza, że będę musiała tamtędy przejść. Innej drogi nie ma.

Idę szybkim tempem (oczywiście w jednej ręce w kieszeni kurtki trzymam gaz, a w drugiej - nóż); można powiedzieć, że prawie biegnę. Moje ramię ociera się o witryny sklepowe, chcę być tak niezauważalna jak najbardziej się da.

"Jeszcze tylko chwila, zaraz skręcisz..." - powtarzam w myślach.

Krzyk dawno ustał. Czyżby kobieta uciekła? A może miała mniej szczęścia...?

Podejrzewam, że padła ofiarą gwałtu lub po prostu ktoś wyrwał jej torebkę.

O, jakże się mylę.

Znajdując się tuż przed zakrętem, rzucam spojrzenie w stronę parku. Gdybym się wtedy nie obejrzała, kto wie, może teraz byłoby inaczej?

Ale to robię. I widzę młodą, zakrwawioną kobietę leżącą na trawie przy wejściu do parku. Latarnia stojąca nad nią oświetla jej twarz. Miękną mi kolana.

Nad nią pochyla się znany mi z mediów mężczyzna ubrany na fioletowo. Zielone włosy opadają mu na twarz, kiedy śmiejąc się, rozcina usta swojej ofierze. Chichocze, następnie podnosi się, wyjmuje z kieszeni długiego płaszcza swoją wizytówkę (kartę Jokera) i rzuca ją obok kobiety. Odwraca się; wtedy nasze spojrzenia się spotykają. Nie mogąc złapać powietrza do płuc, stoję i wpatruję się w jego pomalowaną na biało twarz, czarne powieki oraz krwistoczerwone usta rozciągające się w najszerszym na świecie uśmiechu. To przez jego blizny.

Joker, seryjny morderca znany z nieustającej walki z Batmanem - zamaskowanym bohaterem w pelerynie, który nocą pomaga policji w łapaniu przestępców (a który właśnie najwidoczniej nie przybył na czas). Batmanowi do tej pory nie udało się go złapać, a klaun ma obsesję na punkcie jego zdemaskowania.

Psychopata oblizuje usta, lekko zgarbiony zaczyna iść w moją stronę. Stoję jak sparaliżowana - udaje mi się jedynie wyciągnąć z kieszeni nóż. Strach całkowicie przejmuje kontrolę nad moim ciałem. Moja druga ręka drży, dlatego gaz pieprzowy automatycznie upada na chodnik. Nóż trzymam mocno. Joker chichocze sam do siebie.

- Czy aby na pewno sądzisz - pyta, podchodząc i celując mi w twarz nożem - że to odpowiednie miejsce na samotne spacery dla such a beautiful doll like you, hm?

Oczywiście, że tak nie sądzę. Po prostu nie mam ze szkoły innej drogi do mojego domu. No i nigdy nie spotkałam tu największego świra w Gotham. Ciekawe, czy w ogóle coś go to obchodzi, zanim mnie zamorduje?

Joker mlaska, uważnie mnie obserwując. Przełykam ślinę.

- Nie uważam tak, ale naprawdę muszę tędy chodzić. W razie czego mam nóż... - nieśmiało go pokazuję.

Idealna czarna komedia!

Joker wybucha donośnym śmiechem (w sposób, po którym od razu można poznać, że jest z nim coś nie tak). Przez około minutę nie może się opanować; ja rozglądam się nerwowo.

Mam szansę uciec.

Czy biegam bardzo szybko? Na pewno, dzięki treningom, szybciej niż większość osób. Błyskawicznie odwracam się i, w przypływie paniki, biegnę na oślep. Byle jak najdalej od niego.

Cóż, ktoś tu chyba też trenuje.

Dogania mnie po zaledwie kilkunastu sekundach. Mocno łapie mnie za ramię. Zamieram, ale z moich ust nie wydobywa się najcichszy dźwięk.

- But sweet cheeks, we're not finished yet - szepcze mi do ucha. - Wanna know how I got these scars?

- Wpadłeś pod maszynkę do mięsa?

Nie wierzę.

Nie wierzę, że coś takiego powiedziałam. Teraz to już tylko kwestia sekund, może minut, kiedy umrę.

Klaun chichocze.

- No, you little firecracker. See, my mommy's new boyfriend didn't like me. He said I was so sad all the time and children should be happy. So, he took the knife and made me smile forever.

Nie wiem, czy powinnam w jakiś sposób to skomentować.

- Funny story, isn't it?

- It is - przyznaję szczerze.

To mógłby być świetny materiał na powieść w rodzaju tych, które czytam.

Pomijając fakt, że to, co dzieje się teraz, dzieje się naprawdę i zaraz zginę.

- Odprowadzę cię - oznajmia nagle Joker, a następnie mnie puszcza. Mrugam, zszokowana.

- Co?

- Trust me, baby. I'll, uh, watch your back.

No tak, czemu ja się dziwię, oczywista rzecz. W każdej chwili może podejść od tyłu i poderżnąć mi gardło (ale tego nie robi, nie wiadomo, dlaczego).

Zaczynam iść szybkim krokiem, ani razu się nie oglądając. Wydaje mi się, że czuję we włosach oddech Jokera (tymczasem on idzie dobre kilka metrów za mną). Ulice - jakżeby inaczej - są zupełnie puste.

Tymczasem ja, jak gdyby nigdy nic, docieram do domu, pozwalając przy okazji, żeby ten psychopata zobaczył, gdzie mieszkam. Jak dobrze, że nie ma jeszcze mojej mamy (stwierdzam po braku samochodu na podjeździe)! Inaczej umarłaby na zawał,  jeśli akurat wyglądałaby przez okno.

Z sercem chcącym za wszelką cenę wydostać się z mojej klatki piersiowej szukam w torbie kluczy. Kiedy je znajduję, odwracam się do Jokera i uśmiecham się (nie mam najmniejszego pojęcia, jakim cudem udaje mi się na to zdobyć) słabo.

- To... dzięki za odprowadzenie!

Joker wykonuje jakiś dziwny gest (w rodzaju salutowania), po czym odchodzi.

Stoję z otwartymi ustami. To niewiarygodne.

***

Pamiętacie o dzisiejszych urodzinach Stephena Kinga? :>

PS Kocham ten gif! *____*

Why Aren't You Laughing?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz