Rozdział trzeci

250 46 1
                                    

Czułam się lekko zestresowana przeglądając notatki. To był zły człowiek, bynajmniej tak mówili wszyscy, którzy mieli o tej sprawie jakieś pojęcie. Nikt go nie bronił, nie usprawiedliwiał- chcieli tylko jego śmierci. Przedstawiono mi poprzedniego dnia materiały, z którymi miałam się zapoznać i tak zrobiłam. Próbowałam znaleźć cokolwiek, czego mogłabym się złapać, żeby poznać jego motyw, ale nie było najmniejszych szczątków informacji na ten temat. 

- Kylie - usłyszałam za sobą i papiery wyleciały mi z rąk. Rzuciłam się na ziemię żeby je pozbierać, próbując opanować mocno bijące serce. Nie wiem, jak mogłam nie usłyszeć go wcześniej. Kompletnie mnie to zaskoczyło. - Pomógłbym ci, ale sama rozumiesz..- wskazał na kajdanki, które miał na nadgarstkach. Czułam się zażenowana swoją reakcją.

- Jak spadnie jej choćby włos z głowy, masz przesrane, jasne?- warknął strażnik, który go prowadził i wepchnął go do sali. Weszłam za nimi, a mężczyzna w mundurze pożegnał mnie współczującym spojrzeniem. 

- Przejrzałam sprawozdanie policji, i..

- Doszłaś do wniosku, że jestem skończonym fiutem?- przerwał mi, a ja omal nie wybuchnęłam śmiechem. Powiedział to tak spokojnie, jakby miał gdzieś fakt, że grozi mu dożywocie albo kara śmierci. To nie pasowało do seryjnego mordercy, który zrobił tyle okropnych rzeczy. Zbyt wyrachowane. 

- Szczerze? Na początku tak właśnie pomyślałam - stwierdziłam szczerze, a on uniósł kącik ust do góry. Wow, jestem zabawna. - Ale potem stwierdziłam, że coś jest nie tak. Masz 24 lata i całe życie przed sobą. Naprawdę te wszystkie morderstwa były niezbędne? 

- Niezły początek, ale wątpię, że cokolwiek ze mnie wyciągniesz- zgasił mój entuzjazm i wstał z miejsca. Otworzyłam szerzej oczy, bo nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Kazać mu usiąść? Zawołać strażnika? Olać to i wypytywać dalej?

Podszedł spokojnie do drzwi i zatrzymał się, jakby czekał na moją reakcję. Tak, to chyba oznacza, że mam zawołać strażnika. Wstałam, czując coraz szybsze bicie serca i drżącą ręką pociągnęłam za klamkę. Stałam tak blisko niego, że gdyby miał coś przy sobie, mógłby z łatwością mnie zabić. Jednak nie tego się bałam. Martwiło mnie to, że w ogóle nie czułam strachu. Stałam kilkanaście centymetrów od seryjnego mordercy, mogłam poczuć jego zapach, oddech na szyi.. ale nie czułam strachu. 

Otworzyłam usta, żeby zawołać imię strażnika, kiedy poczułam ciepły oddech i szept, tuż przy swoim uchu.

- Nie zrobiłem tego.

Odwróciłam się natychmiast w jego stronę. Nasze twarze były tak blisko siebie, że poczułam się nieswojo. Jego oczy stały się tak łagodne, że zaczęłam się w nich topić, a wyłowił mnie dopiero strażnik, który pociągnął go za ramię i zaprowadził z powrotem do celi. 

Do wieczora starałam się otrząsnąć po tym, co zaszło w więzieniu, ale nie potrafiłam. Po głowie krążyło mi tylko to jedno zdanie, które natychmiastowo zmieniło mój punkt widzenia. Nie wiem jakim cudem, ale mu uwierzyłam. Nie miałam na to żadnych dowodów i kompletnie go nie znałam, ale jakimś sposobem wiedziałam, że mówił prawdę. On tego nie zrobił.


Szeptem, krzykiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz