Kolejne dni były trudne. Odsunęli mnie od pracy w więzieniu, przez co zostałam ze szczątkami materiału, który był mi potrzebny. Jednak mimo to, nie ten fakt nie pozwalał mi ruszyć na przód i sprawiał, że siedziałam całymi dniami na parapecie i paliłam papieros za papierosem.
Nie wiedziałam, co zrobili z Aaronem.
Napad na innego więźnia jest tam naprawdę surowo karany, dlatego bójki stały się rzadkością. Więc istniał jeden, mały powód, dla którego cieszyłam się, że nie będę musiała tam wracać- nie będę musiała patrzeć, przez co przeszedł, bo byłam pewna, że wygląda znacznie gorzej niż tamtego dnia.
Zeskoczyłam z parapetu i zamknęłam okno. Mimo, że było otwarte przez kilka godzin, w pokoju nadal było dość duszno i niemiłosiernie śmierdziało papierosami. Wzięłam z łóżka macbooka i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Ulżyło mi, kiedy wypiłam pierwszy łyk.
Od tygodnia nawet nie zajrzałam na uczelnię, więc nie zdziwiła mnie lista maili od wykładowców ponaglających mnie w oddaniu pracy. Westchnęłam i kliknęłam odpowiednią ikonę na pulpicie. Miałam tylko trzy, marne strony. Zostały mi dwa dni, a utknęłam w martwym punkcie.
Podskoczyłam na krześle, kiedy rozległ się dźwięk telefonu. To dlatego, że rzadko ktoś na niego dzwonił, bo znajomi i rodzina kontaktowali się ze mną wyłącznie przez komórkę, a ten w mieszkaniu podałam jedynie w sekretariacie uczelni i więzieniu. To nie zwiastowało nic dobrego.
Podeszłam niepewnie do telefonu, który nie przestawał dzwonić.
- Halo?
- Kylie?
Zamarłam. Moje serce dosłownie oszalało. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję, a z drugiej strony poczułam pewnego rodzaju ulgę, że.. że był w stanie mówić, a przede wszystkim podejść do telefonu. Pieprzony Aaron poruszył pół więzienia, żeby zdobyć mój numer. To musiało być coś ważnego.
- Aaron? Wszystko okej?- spytałam, chociaż wiedziałam, że nie jest.
- Omal nie umarłem, kiedy minęło tyle sygnałów, a ty nie odbierałaś. Myślałem, że wcisnęli mi zły numer, albo że cię nie ma, a mam tylko jeden telefon, który nie może trwać więcej niż trzy minuty, więc..- mówił tak szybko, że ledwo rozumiałam.
- Więc zadzwoniłeś do mnie..- ponagliłam go, bo trzy minuty to naprawdę mało czasu.
- Potrzebuję twojej pomocy, Kylie- brzmiał tak poważnie, że przeszedł mnie dreszcz. - Jesteś inteligentna, jesteś cholernie inteligentna- brzmiał jak jakiś napalony szaleniec. - Wiesz, że jestem niewinny. Błagam, powiedz mi, że wiesz- mówił coraz ciszej, coraz bardziej zdesperowanym tonem.
- Wiem- przytaknęłam posłusznie, aby go uspokoić.
- Jest źle, Kylie. Jest naprawdę źle. Tu nie chodzi tylko o mnie. Teraz chodzi też o ciebie.
Zamarłam. O czym on mówił?
- Tamten facet, który cię zaczepiał.. ma znajomości. Nie obchodziłoby mnie to, gdyby chodziło o mnie, bo ja już i tak mam przesrane. Oni chcą dorwać ciebie.
Zrobił dłuższą przerwę, abym mogła to przetrawić. Teraz musiałam zamknąć oczy i zacząć głęboko oddychać, żeby nie zwymiotować na środek korytarza.
- Siedząc tutaj, nie mogę cię chronić- zrozumiałam, że przechodzi do sedna, bo mówił już wolniej.- Musisz mnie stąd wyciągnąć, Kylie.
Sygnał się urwał. Trzy minuty minęły, ale ja stałam następne dziesięć, tępo wsłuchując się w pisk w słuchawce.

CZYTASZ
Szeptem, krzykiem
FanfictionJeden trup. Drugi trup. Trzeci trup. Wszystkich trupów jest siedem, ale morderca tylko jeden. Każdy wie, że to jego wina, nie wierzy w to tylko ona..dziewczyna, która oddycha kocha czuje żyje bo wie, że wszyscy inni to parszywe świnie.