Rozdział szósty

254 38 11
                                    

Kolejne dni były trudne. Odsunęli mnie od pracy w więzieniu, przez co zostałam ze szczątkami materiału, który był mi potrzebny. Jednak mimo to, nie ten fakt nie pozwalał mi ruszyć na przód i sprawiał, że siedziałam całymi dniami na parapecie i paliłam papieros za papierosem. 

Nie wiedziałam, co zrobili z Aaronem. 

Napad na innego więźnia jest tam naprawdę surowo karany, dlatego bójki stały się rzadkością. Więc istniał jeden, mały powód, dla którego cieszyłam się, że nie będę musiała tam wracać- nie będę musiała patrzeć, przez co przeszedł, bo byłam pewna, że wygląda znacznie gorzej niż tamtego dnia.

Zeskoczyłam z parapetu i zamknęłam okno. Mimo, że było otwarte przez kilka godzin, w pokoju nadal było dość duszno i niemiłosiernie śmierdziało papierosami. Wzięłam z łóżka macbooka i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Ulżyło mi, kiedy wypiłam pierwszy łyk.

Od tygodnia nawet nie zajrzałam na uczelnię, więc nie zdziwiła mnie lista maili od wykładowców ponaglających mnie w oddaniu pracy. Westchnęłam i kliknęłam odpowiednią ikonę na pulpicie. Miałam tylko trzy, marne strony. Zostały mi dwa dni, a utknęłam w martwym punkcie. 

Podskoczyłam na krześle, kiedy rozległ się dźwięk telefonu. To dlatego, że rzadko ktoś na niego dzwonił, bo znajomi i rodzina kontaktowali się ze mną wyłącznie przez komórkę, a ten w mieszkaniu podałam jedynie w sekretariacie uczelni i więzieniu. To nie zwiastowało nic dobrego.

Podeszłam niepewnie do telefonu, który nie przestawał dzwonić.

- Halo?

- Kylie?

Zamarłam. Moje serce dosłownie oszalało. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję, a z drugiej strony poczułam pewnego rodzaju ulgę, że.. że był w stanie mówić, a przede wszystkim podejść do telefonu. Pieprzony Aaron poruszył pół więzienia, żeby zdobyć mój numer. To musiało być coś ważnego.

- Aaron? Wszystko okej?- spytałam, chociaż wiedziałam, że nie jest.

- Omal nie umarłem, kiedy minęło tyle sygnałów, a ty nie odbierałaś. Myślałem, że wcisnęli mi zły numer, albo że cię nie ma, a mam tylko jeden telefon, który nie może trwać więcej niż trzy minuty, więc..- mówił tak szybko, że ledwo rozumiałam.

- Więc zadzwoniłeś do mnie..- ponagliłam go, bo trzy minuty to naprawdę mało czasu. 

- Potrzebuję twojej pomocy, Kylie- brzmiał tak poważnie, że przeszedł mnie dreszcz. - Jesteś inteligentna, jesteś cholernie inteligentna- brzmiał jak jakiś napalony szaleniec. - Wiesz, że jestem niewinny. Błagam, powiedz mi, że wiesz- mówił coraz ciszej, coraz bardziej zdesperowanym tonem. 

- Wiem- przytaknęłam posłusznie, aby go uspokoić.

- Jest źle, Kylie. Jest naprawdę źle. Tu nie chodzi tylko o mnie. Teraz chodzi też o ciebie.

Zamarłam. O czym on mówił?

- Tamten facet, który cię zaczepiał.. ma znajomości. Nie obchodziłoby mnie to, gdyby chodziło o mnie, bo ja już i tak mam przesrane. Oni chcą dorwać ciebie. 

Zrobił dłuższą przerwę, abym mogła to przetrawić. Teraz musiałam zamknąć oczy i zacząć głęboko oddychać, żeby nie zwymiotować na środek korytarza.

- Siedząc tutaj, nie mogę cię chronić- zrozumiałam, że przechodzi do sedna, bo mówił już wolniej.- Musisz mnie stąd wyciągnąć, Kylie.

Sygnał się urwał. Trzy minuty minęły, ale ja stałam następne dziesięć, tępo wsłuchując się w pisk w słuchawce. 


Szeptem, krzykiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz