Rozdział ósmy

238 39 11
                                    

Od autorki: Przepraszam. Chyba tylko to mogę powiedzieć po tak długiej nieobecności. W moim życiu ostatnio tyle się działo, że nie miałam głowy do pisania. Nie będę się rozwodzić nad tym, co robiłam w tym czasie, poza jednym wydarzeniem- spełniłam jedno ze swoich największych marzeń, a mianowicie widziałam The Neighbourhood na żywo. Wciąż nie wierzę, że to się stało, szczególnie że za chwilę będę pisać historię o jednym z nich, ale to był zdecydowanie jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu. Choć odczuwam teraz pustkę po tym marzeniu, polecam każdemu- jeśli będziecie mieli możliwość pójścia na ich koncert, zróbcie to. 

Spełnianie marzeń to moje największe hobby. 


Nie miałam zielonego pojęcia, co mam robić. Wciąż patrzyłam na plakat, czekając, aż da mi jakąś odpowiedź. 

- Palisz?- usłyszałam niski głos i kiedy obróciłam głowę, zobaczyłam mężczyznę w długich, ciemnych włosach, który trzymał w ręku papierosa skierowanego w moją stronę. Skinęłam głową i wzięłam podarunek, a on dał mi kolejny, pod postacią małego płomienia. Zaciągnęłam się dymem, wciąż patrząc mu w oczy.

- Kim jesteś?

- Zachary, ale mów mi Zach.

Wciąż patrzył mi prosto w oczy. Zwykle w takich sytuacjach czułam się niezręcznie, ale tym razem uważałam to za całkowicie naturalne.

- Kylie- szepnęłam razem z dymem. Pokiwał głową, jakby zastępując tym zwyczajowy uścisk ręki. 

- Nie wyglądasz mi na dziewczynę z tego towarzystwa- zagaił, wskazując na plakat przede mną. Zaśmiałam się.

- Aż tak to widać?

- Powiedzmy, że znam się na ludziach. I chyba znam miejsce, które może ci się spodobać. 

Skinął głową za siebie, sugerując, abym podążyła za nim. Weszliśmy do jakiejś małej, ślepej uliczki. Nie była jakoś specjalnie przerażająca, ale trochę smętna, bo wszędzie walały się jakieś śmieci, które nie zmieściły się w wielkich kontenerach pod murem. 

- To tutaj.- Otworzył spore, metalowe drzwi, które wyglądały jak wejście do magazynu. I rzeczywiście, wnętrze dużo się od magazynu nie różniło. W powietrzu unosił się zapach alkoholu i papierosów, w oddali migotała mała scena, na której jakiś zespół przygotowywał się do występu.

Kiedy przechodziliśmy obok czegoś na kształt baru, wysoki, umięśniony mężczyzna nalewający drinka, posłał Zachowi znaczące spojrzenie. Pokiwał głową na znak, że rozumie, i złapał mnie za rękę. Chciałam zaprotestować, ale usłyszałam jego szept przy swoim uchu. 

- W tym budynku jesteś moją dziewczyną, jasne?

Pokiwałam twierdząco głową, bo czułam, że nie mam większego wyboru. Coś tu nie grało, ale nie jestem pewna czy chciałam wiedzieć co. 

- Ooo, kto tu do nas zawitał! - krzyknął jakiś mężczyzna z grubym cygarem w ręku. Dopiero teraz zauważyłam, że za tą chmurą dymu kryje się niewielki stół, przy którym grupka ludzi gra w karty. Od razu załapałam, na czym musiał się dorobić ten z pozoru wesoły mężczyzna, który do nas krzyknął. Oprócz niego przy stole nikt nie miał dobrego humoru. Siedziało tam jeszcze czterech mężczyzn z żałosnym przerażeniem w oczach. Albo już wszystko stracili, albo właśnie tracą. - Widzę, że wspaniały gust do kobiet odziedziczyłeś po ojcu, jedna piękniejsza od drugiej. Jestem Henry- rzucił w moją stronę z szerokim uśmiechem, ale nie podał mi ręki. Zamiast tego pokiwał palcem w stronę barmana, który przyszedł z dwoma kieliszkami i butelką wódki. Napełnił je, cały czas uważnie mi się przyglądając. Potem bez słowa odszedł, a Henry podał mi jeden z kieliszków.

- Kylie- powiedziałam, unosząc kieliszek w jego stronę, po czym przyłożyłam go do ust i wlałam zawartość prosto do gardła. Nawet nie drgnęłam, czekając na to, co będzie dalej.

Cały czas zastanawiałam się, ile dziewczyn musiał tu przeprowadzić, skoro Henry rzucił zdanie "jedna piękniejsza od drugiej". Nie wiem w sumie, jakie to ma znaczenie, ale musiałam zająć czymś myśli. Czułam się trochę niezręcznie siedząc na kolanach chłopaka, którego dopiero co poznałam, ale kiedy objął mnie w pasie ramieniem, poczułam się nieco bezpieczniej w tym dziwnym miejscu. 

Siedzieliśmy razem z nimi przy stole, ale oni jakby zdawali się nie zwracać na nas uwagi. Dalej toczyli swoją rozgrywkę, co jakiś czas rzucając mi podejrzliwe spojrzenia. Zach cały czas uważnie mnie obserwował, sądząc, że tego nie widzę. Ale ja widziałam i czułam wszystko. To, jak zwiększa się jego tętno, kiedy któryś rzuci jakiś niesmaczny żart o kobietach. To, jak nie spuszcza ze mnie wzroku nawet na sekundę, a kiedy lekko się poruszę, natychmiast skanuje całe otoczenie, jakby myślał, że wyczuwam zagrożenie. Oraz to, jak kciuk jego ręki owiniętej wokół mnie uspokajająco gładzi mój brzuch. 

Szeptem, krzykiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz