Tej nocy prawie w ogóle nie spałam. Na dworze szalała burza, a ja przewracałam się z boku na bok, co jakiś czas spoglądając na telefon. Chciałam wymknąć się nad ranem i wrócić do siebie, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić matce. Już wystarczająco bardzo się martwiła.
Kiedy zaczęło świtać a burza ustała, wyczołgałam się z lóżka i poszłam do kuchni. Wyjęłam mój ulubiony, uszczerbiony kubek z szafki nad zlewem i wsypałam tam dwie łyżeczki kawy. Zalałam wszystko wrzątkiem i usiadłam przy stole.
Naprzeciw mnie leżała gazeta, której okładkowe zdjęcie przykuło moją uwagę. Jakbym skądś znała tą twarz..
- Kylie?- Usłyszałam za sobą i podskoczyłam, uderzając kolanem w stół.
- Jake, nie strasz mnie tak więcej- mruknęłam, rozmasowując bolące kolano. – Czemu wstałeś tak szybko?
- Nie mogłem spać przez burzę.- Ziewnął głośno i przetarł zmęczone oczy. – Zrobisz mi płatki?- Poprosił, robiąc najsłodszą minę jaką umiał.
- Ugh, dobrze.. Kolorowe czy miodowe?- spytałam, potrząsając opakowaniami płatków śniadaniowych.
- Hmmm.. kolorowe!- wykrzyknął, wskazując na odpowiednie pudełko.
Przygotowałam mu śniadanie i zgarnęłam ze stołu gazetę, aby przeczytać artykuł z okładki. A konkretniej jedno zdjęcie, na którym był mężczyzna, który..
- Cholera!- wykrzyknęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, kogo mi przypomina. – Przepraszam, ja.. nie miałam zamiaru przekląć- zreflektowałam się natychmiast, kiedy Jake wytrzeszczył oczy.
W opisie zdjęcia widniało imię i nazwisko Gerarda Whitforda. Określili go jako pełnego sukcesów biznesmana, który w zeszłą sobotę odbierał nagrodę na jakiejś finansowej gali. Bardzo mocno się zmieszałam, ponieważ jeśli osoba w garniturze ściskająca rękę jakiemuś innemu, wysoko postawionemu biznesmanowi to mężczyzna, o którym myślę, to jakim cudem mógł tego dokonać, skoro powinien być w tym czasie w więzieniu? A teraz, właściwie, być w trakcie ucieczki z więzienia.
Rzuciłam gazetę z powrotem na stół i zmyłam miskę po śniadaniu Jake'a. Potem zgarnęłam kilka ubrań ze swojego starego pokoju i poszłam pod prysznic. Jak tylko ciepła woda zetknęła się z moją skórą, poczułam się natychmiast całkowicie odprężona. Uczucie komfortu jakie daje prysznic jest nie do opisania.
- Kylie! Telefon do ciebie!- Mama wyrwała mnie z zamyślenia, pukając do drzwi.
- Chwila!- Krzyknęłam, zakręcając wodę i chwytając za ręcznik. Otworzyłam drzwi, ale telefon przestał już dzwonić. – Oddzwonię- zapewniłam matkę i wyrwałam jej telefon z ręki. Zamknelam drzwi i oparłam się o nie, zsuwając na podłogę.
- James?- szepnęłam, kiedy mój rozmówca odebrał telefon.
- Dobrze, że dzwonisz.- Powiedział z wyraźną ulgą. – Musimy się spotkać.
- Jestem u matki. – Odpowiedziałam spokojnie, czując się w tamtym momencie jak mała dziewczynka, która chowa się za spódnicą mamy bo wie, że tam jest bezpieczna.
- Rozumiem, ale to nie może czekać.

CZYTASZ
Szeptem, krzykiem
FanfictionJeden trup. Drugi trup. Trzeci trup. Wszystkich trupów jest siedem, ale morderca tylko jeden. Każdy wie, że to jego wina, nie wierzy w to tylko ona..dziewczyna, która oddycha kocha czuje żyje bo wie, że wszyscy inni to parszywe świnie.