Rozdział 10

1.4K 77 6
                                    

CLARY


- Caletine? - Ojciec wydaje się zaskoczony i oniemiały. O co w tym wszystkim chodzi?

Wszyscy bez przerwy śledziliśmy go wzrokiem, ale on bez przerwy wpatrywał się w Elinę. Przypominało to trans. Nie widziałam go nigdy w takim stanie.

- Ojcze? - Zaczęłam delikatnie, wstając z kolan męża. Jace puścił mnie niechętnie. Zrobiłam pierwszy krok w stronę Morgensterna. - Ojcze... - Powtórzyłam. - O co tu chodzi?

Zero reakcji ze strony Valentine. Cały czas wzrok miał utopiony w blondynce. To coś niespotykanego. Podeszłam do niego jeszcze bliżej i dotknęłam dłonią ramienia.

- Proszę. - Wyszeptałam tak cicho, aby tylko on mógł to usłyszeć.

W końcu odwrócił się oraz odważył na mnie spojrzeć. W jego oczach dostrzegłam coś rzadkiego, coś, co tylko w nich widnieje, gdy coś ukrywa i to poważnego. Chciałam mu ulżyć, ale nie wiedziałam jak.

- Ojcze. - Przerwał cisze Jonathan. - Chyba należą nam się jakieś wyjaśnienia.

- Masz racje. - Odezwał się Valentine po dłuższej chwili. - Może lepiej wszyscy usiądźmy.

Przysiadłam na oparciu fotela, na którym siedział Jace. Chłopak po sekundzie zsunął mnie na swoje kolana.

- Wolę mieć cię blisko. - Szepną mi do ucha i pocałował mnie w czubek głowy.

Przeniosłam wzrok na ojca. Wyglądał, jak by toczył wewnętrzną walkę sam ze sobą. Nagle nagrałam ochoty, aby do niego podbiec i przytulić jak małe dziecko.

- To się wydarzyło jakieś szesnaście lat temu...

---------------------

VALENTINE


- Jocklin, jak się czujesz? - Strasznie się martwiłem o żonę, a zwłaszcza w ostatnich tygodniach. Nie długo zacznie rodzić, a Clave wysyła nas na misję. Mamy dojść do porozumienia z syrenami. Te stworzenia bywają przebiegłe.

- Valentine nie martw się, wszystkiego dopilnujemy. - Przekonywała mnie Marysie. Już jakiś czas temu poprosiłem kobietę, aby została z moją ukochaną i Jonathanem. Na szczęście zgodziła się bez zastrzeżeń.

- Kochanie, Marysie ma racje. - Zabrał głos mój anioł. Usiadłem na łóżku przy niej i dotknąłem dłonią jej twarzy. Jej skra jest taka miękka i aksamitna. Gdybym jej nie znał, nie uwierzyłbym w to, iż jest Nephelim, a jednak jest wspaniałą wojowniczką i artystką. Uwielbiam patrzeć, jak maluje. Jest wtedy taka skupiona, a zarazem roztargniona. Po prostu coś niesamowitego. - Damy sobie radę. Leć ratować świat. - Na jej ustach kształtuje się promienny uśmiech, a oczy błyszczą niczym tysiące gwiazd. Czasem przytłacza mnie to jak bardzo, tę kobietę kocham. Ona jest tym, co najlepsze spotkało mnie w życiu.

Jeszcze jakiś czas rozmawialiśmy, po czum ucałowałem żonę, pożegnałem się z przyjaciółką i synem oraz wyruszyłem z kręgiem na zachód. Podczas podróży towarzyszył nam czarownik. Tworzył portale, dzięki którym szybciej się poruszaliśmy. W końcu dotarliśmy na egzotyczną wyspę, która jest nie widoczna dla przyziemnych. Wokoło niej mieszka najbardziej wpływowa ławica syren. Musieliśmy uważać, aby nie zamoczyć się w wodach oceany, goszcząc na wyspie. Na kamieniach stojących na plaży był widoczny horyzont na kilka, kilka naści mil przy użyciu run oraz dzięki przezroczystej wodzie zbliżające się syreny. Pewnego wieczoru na mojej warcie podpłynęła do brzegu, jedna z syren okazało się, że była przywódczynią ławicy. Miała na imię Kastania. Była niezwykłą blondynką o uwodzicielskim spojrzeniu. W jednej chwili zapomniałem o bożym świecie. Wiedziałem, że nie jestem pod wpływem jej czarów, lecz zauroczenia. Na początku negocjowałem z nią w imieniu Clave, ale z każdym spotkaniem te rozmowy zamieniały się w uczucia. Uczucia, którym nie mogliśmy zaradzić. Ostatniej mojej nocy na wyspie spotkaliśmy się przy skalistym zakończeniu plaży. Jak zawsze czekałem na nią kucając, aby lepiej ją widzieć. Ale tej nocy wszystko było inaczej. Kiedy wypłynęła, od razu nasze usta się złączyły.

Rękoma oplotła mnie za szyję a ja jej talię. Szybko wyciągnąłem ją z wody. Minęło kilka sekund, nim jej ogon przemienił się w nogi. Ta noc była naszą ostatnią wspólną, ale była niezwykła, namiętna i prawdziwa. Kilka tygodni po narodzinach Clary i śmierci Jocklin dostałem wiadomość od Kastani. Poinformowała mnie, że w swym łonie nosi moje dziecko. Próbowałem się z nią skontaktować, spotkać wszelakie sposoby, ale za każdym razem zero odzewy. Po kilku miesiącach dowiedziałem się, że przyszła na świat moja córeczka. Niestety nie miała ogona, więc została przez ławicę podrzucona do łodzi przy wybrzeżu Francji. W dniu narodzin Celetine jej matka zmarła. Wiedziałem, że to będzie śmiertelny poród dla syreny. Niestety nic na t nie mogłem porazić. Do dziś tego dna mi się śni. Moje serce nie może jej zapomnieć. Zawsze myślałem, że Jocklin jest tą jedyną, ale się myliłem.


Dary Anioła - Inna Historia Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz