Z pięknego snu obudziło ich ostre walenie w drzwi. W oczach Magdy rysowało się przerażenie, nie potrafiła sobie przypomnieć co działo się w nocy, spytała tylko szybko drżącym głosem:
- Janek... czy my?- Nigdy bym Ci tego nie zrobił, księżniczko. - a na jego policzkach pojawiły się różowe cienie.
Walenie do drzwi się nasiliło. Janek kazał Magdzie zostać na górze a sam zszedł po schodach, by sprawdzić, kto tak uparcie dobijał się do drzwi. Domyślał się kogo może ujrzeć za progiem i nie mylił się. W drzwiach stał Remigiusz, cały posiniaczony z opuchniętymi oczyma i sinymi ustami, gdy zobaczył Janka odwrócił się na pięcie, był gotowy odejść. Jaś jednak szybkim ruchem chwycił go za ramię, jego ciało było lodowate.
- Chcesz tak po prostu odejść?
- Chyba nie ma już tu dla mnie miejsca... - Remek nie miał w sobie wystarczająco dużo odwagi, by odwrócić się w stronę Jaśka.
- Co Ty wygadujesz... zawsze byliśmy razem, nasza trójka była niezwyciężona, gdy tylko się spotkaliśmy, nikt nie potrafił nas powstrzymać. Poza tym... - ściszył głos. - Ona kocha Ciebie o wiele bardziej... - westchnął.
- To wy nie?
- Nigdy bym jej tego nie zrobił... och, chyba powinniście porozmawiać. - w tym samym momencie Mardzia pojawiła się w drzwiach.
- Kochanie! Kto Ci to zrobił? - rzuciła się Remkowi w ramiona, delikatnie musnęła jego wargi, by chwilę później pocałować go najdelikatniej jak tylko potrafiła.
Serca Jaśka pękło jeszcze bardziej, wręcz przepołowiło się na dwie nierówne i poszarpane połówki. Usunął się w cień.
Wrócił do domku, zignorował mamę mimo, że zmartwiona pytała, gdzie podziewał się całą noc. Wszedł do swojego pokoju, rzucił się na łóżko i pozwolił swoim emocjom eksplodować. Zerwał się, zrzucił z półek wszystkie książki, zaczął je rozdzierać i rozrzucać w każdą stronę. Chwycił scyzoryk, który leżał na szafce nocnej i pchnął go prosto w lustro, które po chwili rozpadło się na setki tysięcy malutkich diamencików, a najdrobniejsze z nich poprzecinały skórę Janka, zadając mu coraz więcej bólu.
***
Magda obmywała rany Remka a on ciągle milczał.
- Powinieneś do niego pójść. - odwrócił wzrok. - W końcu i tak będziecie musieli sobie wszystko wyjaśnić. - z jego oczu było można w tamtej chwili czytać jak z otwartej księgi. - Proszę, zrób to... jeśli nie dla siebie, to dla mnie.
- Nie, to Ty powinnaś być teraz z nim. On kocha Cię tą miłością - którą ja nigdy nie będę potrafił kochać. Boję się, że coś sobie zrobi... on kryje w sobie tyle cierpienia. Przecież to wiesz, znamy się zbyt dobrze, by udawać i jeśli będzie trzeba wiedź, że odejdę.