rozdział trzeci.

203 20 6
                                    

   — ...ever ever getting back together! — dokończył z żeńskim głosem Emmet radośnie.

   Tego Michael nie wytrzymał. Wyprostował się gwałtownie, postanawiając w duchu, że nie pozwoli zepsuć gustu muzycznego dzieciaka. Dopiero co wkręcił go w rocka, nie będzie tracił czasu na pozbywanie się popu! Pop był jak ziarna wiatropylne - leciał i wszędzie zapuszczał korzenie, by zarażać innych.

   Zapukał trzy razy do drzwi. Głosy umilkły, a potem zaczęły gwałtownie dyskutować. Przez drewno usłyszał coś, co brzmiało jak zapinanie zamka błyskawicznego i zgrzytnął zębami.

   Otworzyła mu całkiem wysoka dziewczyna, szczupła, a nawet za chuda. Clifford od razu poczuł do niej jakiś taki wstręt. Nie wyglądała zdrowo, podarte jeansy zwisały jej z chudego tyłka, nie miała cycków - a przynajmniej za duża koszulka na niczym się nie opierała - czy choćby porządnie zarysowanych bioder. Nie to co Sabrina. Sabrina miała idealne wręcz krągłości...

   — Michael? — zapytał cichym głosem chuderlak, na co oprzytomniał i przeniósł wzrok z jej dekoltu (chyba jednak coś tam miała, może chusteczki?) na ciemnozielone oczy. Wyprostował się.

    — Owszem — oznajmił, po czym bezceremonialnie przepchnął się obok niej do pokoju. — Cześć dzieciak! — zawołał do Emmeta, który widocznie się ożywił.

   — Cześć Miki! Co dziś gramy?

   — Co powiesz na... All Time Low? — Gitarzysta uśmiechnął się jak niegrzeczny chłopiec, który wymyślił nowy kawał.

   Stojąca za nim chuda dziewczyna cofnęła się o krok i oparła o ścianę, jakby potrzebowała podparcia zanim zemdleje. Przejechała dłonią przez blond włosy, jeszcze bardziej upodabniając się do małego, przestraszonego ptaszka.

   Michael i Emmet byli oczywiście skupieni na gitarze, którą aktualnie miał ten pierwszy. Stroił ją, krzywiąc się na każdy nie ten dźwięk. Chłopczyk patrzył jak zaczarowany na chude palce nauczyciela.

    Ta dziewczyna nie ma chyba słuchu muzycznego, pomyślał ze złością Clifford, gdy w końcu akordy brzmiały czysto. A głośno oznajmił:

   — Możesz już sobie iść, czas na prawdziwą muzykę.

   Kątem oka zarejestrował drgnięcie dziewczyny.

   — Nie, niech Jenny zostanie — oznajmił nagle Emmet, opadając na poduszki. — Jenny ładnie śpiewa.

   — I co to ma niby do rzeczy? — spytał Michael, mimowolnie brzdąkając Hey Soul Sister. Ta głupia piosenka nie chciała dać mu spokoju.

   — Ty nie śpiewasz tak ładnie — zmiażdżył go chory chłopiec, po czym zakrztusił się gwałtownie śliną. Michael poczuł, że jakiś wewnętrzny impuls każe mu wstawać i chociaż klepnąć malca w plecy.

   Zanim jednak się ruszył, chudzina zdążyła podbiec i w milczeniu przyłożyła kaszlącemu chusteczkę do buzi. Pochyliła go lekko, klepnęła, a jej ruchy wyglądały na wyuczone. Michael z mieszanymi uczuciami obserwował, jak malec rzęzi w kawałek ligniny. Dziewczyna pogłaskała go czule po łysej główce, szepcząc coś cicho.

   Po chwili było już po wszystkim. Emmet opadł na poduszki.

   Wyglądał jak wrak dziecka. Był wrakiem dziecka.

   Clifford patrzył na dziewczynę, która otarła chłopczykowi usta mokrą chusteczką. Poprawiła mu poduszki, podciągnęła kołdrę, cicho do niego mówiła. Podłączyła mu świeżą kroplówkę ze świeżym woreczkiem. Uśmiechnęła się i pochwaliła Emmeta, że był taki dzielny.

   Robiła wszystkie te rzeczy, które powinien robić on.

   — Na dziś koniec męczących czynności — oznajmiła nagle dziewczyna całkiem stanowczym głosem. Michael wyrwał się z zamyślenia i spuścił wzrok na podłogę. Wstał.

   — Przyjdę jutro — rzucił w eter, do nikogo konkretnego.

   Cathrine patrzyła na niego smutne, wręcz wołała Nie zostawiaj mnie z nią! Micheal! Nie zostawiaj mnie! głosem niepokojąco podobnym do tego Marlene. Ta dziewczyna tak samo wołała za nim rok temu. Tym samym głosem...

   STOP.

   Potrząsnął gwałtownie głową i uciekł z pokoju, zmagając się ze swoimi demonami.

***

   Sabrina była gorąca. Michael musiałby być ślepy, jeśliby tego nie dostrzegł. Dodatkowo za tą niby nieśmiałą buzią skrywała się nienasycona kobieta o apetycie na seks nie mniejszej od tej jego.

   Pocałowała go pierwsza, a potem jakoś tak wylądowali w łóżku. Jakoś tak minęła im cała noc, a gdy Clifford obudził się rano na jednoosobowym łóżku z przytuloną rudą, nie chciał wstawać. Jakoś nie chciał.

   Ta dziewczyna miała swój urok.

   Mimowolnie jednak jego myśli powędrowały w stronę przeszłości. Pomyślał o Marlene. O jej kruczoczarnych farbowanych włosach. O jej czarnych dzięki soczewkom oczach. O jej zamakijażonej twarzy. Doszedł do wniosku, że jego była dziewczyna zawsze była sztuczna, a on po prostu tego nie dostrzegał. Cały jej sztucznie wyuczony urok i wdzięk... a jednak owinęła go wokoło swojego małego tipsa w kolorze krwistoczerwonym.

Safety Pin // M.C.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz