Michael bardzo kochał swoją matkę. Ojca nie pamiętał - był za młody, by zarejestrować jego odejście. Pamiętał za to histerię matki, gdy parę lat potem zapytał, czemu wszystkie dzieci w szkole mają tatusia, a on nie. Uciekł wtedy przestraszony jej reakcją do swojego pokoju i schował za sfatygowaną kanapą. Wtedy jeszcze nie powodziło im się za dobrze. Słyszał płacz mamy. To był okropny dźwięk, jakby anioł płakał, jakby niebo płakało... Zasnął z mokrą od łez buzią.
Następnego dnia mama zrobiła mu kanapki z Nutellą i odprowadziła go do szkoły. Szli w ciszy, a pod budynkiem kobieta mocno go uściskała. Michael patrzył potem, jak przyjeżdżają jego koledzy samochodami, ale ich nikt nie przytulał na pożegnanie.
***
— Będzie dobrze. — Clifford wbrew swoim nawykom przytulił dzieciaka. Emmet wygladął na podekscytowanego, ale i wystraszonego. — Mogę cię odwiedzać, chcesz?
Dzieciak niemal podskoczył na foteliku. Chłopak miał go popilnować do przyjścia Jenny, która poszła z ciocią Agnes poszukać dokumentów do samochodu. Naturalnie nie miał zamiaru proponować im sprawdzenia schowka samochodowego.
— Przyjdź, przyjdź! — zawołał radośnie, na co Michael się wyszczerzył. — Przyjdź z Jenny.
Uśmiech Clifforda zniknął jak zdmuchnięty płomień świeczki.
— Zakochałeś się w niej czy co? — burknął.
— Jest ładna. — Dzieciak wzruszył ramionami. — Ładna i miła.
— Ładna? Takie chuchro nawet ty byś podniósł.
— Ona taka jest, mówiła mi — oznajmił z przekonaniem Emmet. — Ma na rękach kreski, więc opowiedziałem jej twoją opowiastkę o aniołach.
Michael drgnął gwałtownie. Doskonale wiedział czym są kreski, a opowiastka o aniołach krążyła po internecie od dawna.
— Jesteście bardzo do siebie podobni — dodało dziecko.
— Niby pod jakim względem? — Michael zaśmiał się gorzko. — Dużo ludzi ma kreski, nie tylko na rękach.
— Jesteście... Smutni... — Emmet zmrużył oczy, patrząc na błękitne niebo. Było ciepło, lecz nie duszno - lekki zefirek poprawiał humory ludziom. Michael nieświadomie poprawił swoją czapkę z daszkiem, by jego twarz pozostała w cieniu.
— Także i wiele ludzi jest smutnych.
— Wy wyglądacie tak samo.
Clifford nie kontynuował tematu. Pojawiły się ciocia i Jenny, a nie miał zamiaru odzywać się przy nich. Zwłaszcza przy tej ostatniej. Mimowolnie zerknął na jej dłonie, zakryte bezkształtną bluzą. Komu ją zabrała, tacie? Ginęła w szarym materiale, potęgując wrażenie chuderlaka.
Chłopak zawsze uważał, że każda dziewczyna ma wbudowane w siebie poczucie stylu, nawet najmniejsze. Potrafiły się zawsze ubrać tak, jak trzeba. Jenny zadawała kłam temu stwierdzeniu - podświadomie to irytowało.
Nie przyszłoby mu do głowy, że może to być pamiątka po jedynej osobie, którą kiedykolwiek kochała.
Nikt nie pomyślałby o tym w ten sposób.
***
Michael nigdy nie uważał się za dobrego kompozytora, ale czasami coś sensownego wymyśleć potrafił. Gwizdał sobie pod nosem, chodząc bez celu po mieście. Nie chciał wracać do mieszkania; na klatce mógłby spotkać kogoś, z kim znajomość uznawał za zakończoną.
Myślał o Jenny.
Bez wątpienia anoreksja. Anoreksja, jadłowsręt psychiczny, choroba psychiczna. Złapał się na rozważaniu, jak jej pomóc. Nie chciał tych myśli.
I tak prawdopodobnie jest już za późno. Wyglądała jak jakiś... Owad i za duże ubrania nie ukrywały tego tak dobrze, jak zapewne myślała.
Za to Sabina potrafiła widocznie o siebie zadbać. Mimo to, Michael odrzucił jedyne połączenie, jakie do niego wykonała. Chyba byłaby gotowa starać się o coś więcej; a on jeszcze nie był do końca wyleczony, i chyba nigdy nie będzie.
Kopnął mocniej kamień i skrzywił się, gdy dostrzegł, że okruch przez przypadek o kogoś uderzył. Opuścił wzrok i chciał przyśpieszyć kroku głupi kamień
— Michael?
Co za ironia, odzywa się do niego może drugi raz, tak samo...
— Jenny. Co tu robisz? — zapytał nieobowiązującym tonem.
Dziewczyna wyraźnie się zmieszała. Na bluzę nałożoną miała jeszcze wojskową kurtkę, może mundur. Mimo raczej ciepłej pogody, trzęsła się. Patrzyła na niego wielkimi oczami, jak wystraszony dzieciak.
— J-ja... Tu mieszkam. — Wskazała podbródkiem stojącą przed niskim domem przyczepę. A przynajmniej tak się domyślał, bo w takiej ruderze z zawalonym dachem nie mógł mieszkać nikt. — Może wejdziesz?
Do domu nie chciał wracać. Zgodził się.
CZYTASZ
Safety Pin // M.C.
FanfictionCo się stanie, gdy sprzedasz swoją ukochaną gitarę, by zapłacić czynsz? Nic, trochę tylko zaboli. Nie zaboli tak mocno jak kac po dwóch litrach czy złamanym sercu.