rozdział siódmy.

109 17 2
                                    

Obudził się totalnie, totalnie obolały. Najbardziej ucierpiały kark oraz plecy, co odczuł przy próbie rozciągnięcia się. Zaklął szpetnie, gdy strzeliło mu coś w barku. To nie był pierwszy raz, kiedy spał pod drzwiami, ale z pewnością jeden z najmniej przyjemnych. Na szczęście, nie było zimno, inaczej dawno byłby już chory.

Na szczęście, mieszkał na parterze. Wiele razy gubił klucze przez swoje roztrzepanie, miał więc nadzieję, że zostawił otwarte okno. Powoli rozprostował nogi, starając się nie krzywić. Tysiące małych igiełek wbijały się boleśnie, ale zagryzł dolną wargę i pozwolił, by krew zaczęła krążyć.

W międzyczasie marzył o śniadaniu. Żołądek skręcało mu na lewą stronę, gdy myślał o jajecznicy... Z bekonem, powinien mieć jeszcze odrobinę w lodówce... I chrupiące, smażone na patelni tosty...

Podniósł się chwiejnie. O dziwo, nie miał kaca, tylko strasznie chciało mu się pić. I jeść, oczywiście.

Zamarł, słysząc otwieranie drzwi gdzieś dwa piętra nad nim. W klatce rozległy się niewyraźne krzyki, których autorką wydawała się być Marlene. Słuchał z zainteresowaniem, jak odpowiada jej stanowczy, męski głos. Potem słychać było dosadne wypierdalaj, a po trzasku drzwiami dosłyszał coś podobnego do prychnięcia. Już po chwili po schodach wręcz zsfrunęła szatynka, ciągnąc za sobą małą walizkę. Trzasnęły drzwi bramy, a dzięki uchylonemu na półpiętrze oknu słychać było wściekły stuk obcasów.

Michael podźwignął się na nogi. Rozciągnał się kolejny raz i bez jakiś większych nadziei nacisnął klamkę, która oczywiście była zamknięta. Ciężkim krokiem poszedł śladami byłej dziewczyny, skręcając jednak w bok, by okrążyć budynek - jego brama była ostatnia w bloku.

Gdy stał pod swoim balkonem, podrapał się po głowie, zamyślony. Balkon był uchylony i nie wiedział, czy dałby radę tak wykręcić rękę, by go otworzyć, za to okno było zamknięte. Rura nie była pierwszej świeżości, więc tym razem mogła się załamać... Ewentualnie wytrzymać, jak do tej pory.

Głuchy łoskot rozbrzmiał na całą okolicę. Michael wzdrygnąwszy się, małpim ruchen wskoczył na balkon. Z mocno bijącym sercem patrzył, jak rura trzyma się na ostatnich milimetrach gwoździopodobnego czegoś. Półokrągły kawałek metalu, który przytrzymywał rurę, z jednej strony sterczał złośliwie. Gdy gwoździopodobne coś puściło, kto wie, czy nawet cała rynna by nie odpadła...

Westchnął i niemal machinalnie włożył rękę w szparę balkonu, po czym otworzył sobie okno.

Gdy wszedł do mieszkania, uderzył w niego smród zgnilizny. To był chyba ten stary obiad. Skrzywił się nieznacznie i otworzył szeroko balkon. Do cholery jasnej, kiedy nauczy się chować jedzenie do lodówki? Niech nie stoi nieużywana i żre prąd.

Gryząc czerstwy chleb (wypłata za trzy dni), sięgnął po telefon. Parę powiadomień z Facebooka i jeden sms z nieznanego numeru. Otworzył go, zanim pogrążył się w SimCity.

Zostawiłeś u mnie kurtkę. Podasz mi swój adres? Chyba, że wolisz ją odebrać sam.
Jen.

***

Stał niepewnie przed wejściem na jej posiadłość, czując się jak stalker. Zwłaszcza gapiąc się na przyczepę musiał wyglądać jak psychopata.

Westchnął i popchnął bramę. Zauważył, że drzwi od przyczepy są uchylone. Zaciekawiony wszedł do środka.

Zaklął bardzo szpetnie, czego nie zrobiłby, gdyby Jenny była przytomna. Leżała na plastikowej podłodze, na boku, z rozrzuconymi rękami. W jakie gówna pakuję się tym razem? pomyślał były gitarzysta, po czym ukucnął i potrząsnął lekko dziewczyną.

- Hej, Jenny, obudź się - powiedział niepewnie. Rozejrzał się, żeby zlokalizować kran. Mama zawsze mówiła, że dobrze jest delikatnie oblać wodą podstawę szyi, a w ogóle to najpierw ułożyć nogami do góry, tak, właśnie, nogami do góry!

Lekko spanikowany ułożył chude nogi dziewczyny na krześle. Podwinął rękawy jej bluzy, żeby zmierzyć puls na nadgarstku i dostrzegł gumową różową bransoletkę. Wytłoczone na niej litery układały się w napis JEŚLI ZEMDLEJĘ, POMÓŻ MI.

Michael sarkastycznie pomyślał o przydatności tej informacji i bez zbędnego ociągania się zadzwonił po karetkę.

Gdy poinstruowany przez ratownika zerkał co chwilę to na okno, to na Jenny, zastanawiał się, czemu dziewczyna mogła się ciąć. To takie modne teraz wśród młodzieży. Czyżby chłopak ją rzucił? A może za niskie kieszonkowe?

Na pewno blizny nie były świeże i mimo podświadomego wstrętu czuł niechętny podziw. Ona z tego wyszła, on nie.

___

WRESZCIE MOGĘ PISAC, WRESZCIE MAM TEN WAŻNY PUNKt HISTORII

Safety Pin // M.C.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz