- Witaj, Zachary. Dobrze, że cię zastałem - powiedział Marshall, jak zwykle poważnym tonem, i uśmiechnął się lekko.
- Marshall... C-co tu robisz? - spytałem, zaciskając palce na drzwiach. Obejrzałem się nerwowo za siebie, sprawdzając, czy za plecami nie kręci mi się przypadkiem Chris lub, w gorszym przypadku, Jesse.
- Byłem akurat w pobliżu, więc pomyślałem, że sprawdzę co u ciebie. Byłeś ostatnio bardzo zdenerwowany, mam nadzieję, że już wszystko okej?
Że co, słucham? Przychodzi z wizytą? Niemożliwe... coś mi tu wyraźnie nie pasuje.
- Tak, Marshall, wszystko jest w jak najlepszym porządku - zapewniłem i posłałem mu nerwowy uśmiech, siląc się jednak, by wyglądał wiarygodnie.
Mężczyzna skinął głową.
- Nie wpuścisz mnie?
Wytrzeszczyłem na niego oczy. Miałem wrażenie, jakbym miał zaraz zemdleć. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a ręce zaczęły się trząść. Przecież on nie może wejść. Nie teraz.
- Zachary? Coś nie tak? Dziwnie się zachowujesz - stwierdził Marshall ze zmarszczonymi brwiami i podszedł do mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- N-Nie, tylko... ja...
- Zach! - Do naszych uszu dobiegł wrzask Jesse'a. Cholera. Co za kretyn.
- Och, nie wydzieraj się tak z samego rana! - warknął na niego Chris.
Powróciłem wzrokiem na Marshalla, który zrobił krok w tył i wsadził ręce do kieszeni płaszcza.
- A więc masz gości - powiedział. - Bo chyba nie mieszkasz z nikim, prawda?
- Nie, to tylko znajomi. Przyszli wczoraj i zostali na noc.
Skinął głową, a ja spuściłem wzrok. Nie wiem, czy mi uwierzył, bo choć nie należy do zbyt pracowitych i odnoszących sukcesów policjantów, to jest dość sprytny i podejrzliwy, co wpływa na moją niekorzyść.
- Dobrze, Zach, dobrze. Może jeszcze kiedyś wpadnę sprawdzić, jak się miewasz - oznajmił, wycofując się w kierunku windy. - Miłego dnia.
Nie odpowiedziałem, tylko uśmiechnąłem się lekko i kiwnąłem głową. Kiedy winda się zamknęła, zatrzasnąłem drzwi mieszkania i oparłem się o nie. Czułem, jak jeszcze cały się trzęsę ze stresu. Kurwa! Od kiedy on się tak niby o mnie troszczy? Rodzice zginęli ponad rok temu, a on dopiero teraz pomyślał, żeby złożyć mi wizytę? No i z jakiej w ogóle racji? Co prawda znał moją matkę, ale nie był jakimś przyjacielem rodziny, żeby teraz przejmować się, co się ze mną dzieje.
Może coś podejrzewa?
Nie, nonsens. Nie ma ku temu żadnych powodów... Przynajmniej tak mi się wydaję.
- Kto to był? - spytał Chris, kiedy z powrotem pojawiłem się w salonie.
- Jakiś akwizytor. Strasznie namolny, dlatego zajęło mi to tak długo - odparłem od razu. Chris chyba w to uwierzył, bo tylko skinął głową i poszedł do kuchni zrobić nam kawę. Ja natomiast zająłem swoje wcześniejsze miejsce i wciągnąłem głęboko powietrze. Oparłem łokcie na kolanach i przejechałem dłońmi po twarzy. Kątem oka zerknąłem na Rutherforda, który wpatrywał się we mnie podejrzliwie.
- Akwizytor? Co to za ściema? - odezwał się po dłuższej chwili i przeniósł wzrok na wejście do salonu, upewniając się, że Chrisa nie ma w pobliżu. Również obejrzałem się za siebie i usiadłem nieco bliżej Jesse'a, nachylając się nad nim.
CZYTASZ
Afraid
FanfictionZach jest zwyczajnym, spokojnym chłopakiem, który po śmierci swoich rodziców, musi wykonywać pracę, której nie cierpi, by dać radę opłacić mieszkanie, będące jedyną rzeczą, jaką rodzice mu pozostawili. Prowadzi taki tryb życia przez rok, próbując ró...