Rozdział Dziesiąty

973 80 5
                                    

Kiedy Lucy, Erza i Happy zniknęli za rogiem, my też ruszyliśmy w swoją stronę. Nie dobiegliśmy daleko, kiedy trafiliśmy na schody. Prowadziły na dół. Cóż, to jedyna możliwa opcja.

Schody były bardzo długie. Im niżej schodziliśmy, tym stawało się wężej i ciemniej. Po jakimś czasie musieliśmy iść gęsiego. Zwątpiłam.

- Może zwrócimy? - szepnęłam. - To raczej nie jest właściwa droga.

- Eee, nie opłaca się. - powiedział Natsu. Jego głos odbijał się od ścian. - Za daleko zaszliśmy.

Czy Smoczy Zabójcy mają lepszy wzrok niż normalni ludzie? Kiedy ja potykałam się w ciemnościach, Natsu i Gajeel szli spokojnie, trafiając w każdy stopień. Do czasu, kiedy poleciałam w dół na łeb na szyję i wylądowałam na plecach Natsu.

- Łamaga. - roześmiał się Gajeel.

- Wal się. - warknęłam. Nie miałam ochoty się z nim kłócić.

- Dobra, to zrobimy inaczej. - powiedział Natsu. Po chwili z jego ręki buchnął płomień i oświetlił schody przed nami. Nie było widać końca. Pocieszające.

Schodziliśmy całą wieczność. Kiedy w końcu znaleźliśmy się w szerokim pomieszczeniu, byłam wykończona. Widziałam tylko marmurową podłogę dwa metry dookoła siebie i skupione twarze przyjaciół.

Po chwili rozległ się odgłos kroków. Wciąż nikogo nie widziałam.

- O, właśnie miałem iść was załatwić. Miło, że sami przyszliście. Nie muszę się fatygować. - uslyszeliśmy głos. - To żegnajcie, Fairy Tail.

Odgłos zatrzaskiwanych drzwi przyprawił mnie o dreszcze.

- Hej, czekaj! Kim jesteś?!

- Wracaj tu, śmieciu!

- Chłopaki - szepnęłam odwracając się. - mamy mały problem. Schody zniknęły.

- Co?! Jak?! - wrzasnął Natsu odwracając się. Uderzył pięścią i gładką ścianę, gdzie jeszcze przed chwilą było wejście.

- Szukajcie innej drogi! - krzyknął Gajeel, biegnąc przed siebie. Natsu ruszył w prawo, a ja w lewo.

Słabo widziałam, więc szłam przy ścianie i przejeżdżałam ręką po gładkiej powierzchni. Pokój okazał się mniejszy niż na początku się wydawał. Kompletnie nic nie znalazłam.

- Macie coś? - zawołałam w ciemność.

- Nie, wszędzie... CHOLERA!

Po chwili zrozumiałam o co mu chodziło. Z nikąd zaczęła wlewać się woda. Sięgała mi już do kostek. Pobiegłam na środek pokoju, gdzie spotkałam przyjaciół. Natsu sprawił, że niewielki płomień zawisł pod sufitem, oświetlając komnatę delikatnym blaskiem.

- Co robimy? - spytałam. Mimo narastającej paniki, starałam się zachować spokój. Przecież musi tu być jakieś wyjście!

Natsu zaczął walić we wszystko dookoła. Gajeel potraktował ściany żelazem. Nawet ja spróbowałam magii. Bez większych rezultatów. Woda, która po chwili sięgała mi do kolan, tak samo na nic nie reagowała.

Powietrza i czasu było coraz mniej. Nie możemy zginąć w takim momencie! Stąd musi być wyjście. Woda uniosła mnie do góry, aż do sufitu.

- Złapcie jak najwięcej powietrza! - zdążył wykrzyknąć Gajeel. Nabrałam głęboki wdech i po chwili byłam już pod wodą. Włosy falowały w okół mnie, tworząc gwiezdną zasłonę. Za parę minut się uduszę.

Przypomniałam sobie jedno z moich silniejszych zaklęć. Postanowiłam spróbować ostatni raz. Wypowiedziałam formułę, wypuszczając z płuc resztki drogocennego tlenu. Zaczęłam się dusić, ale mimo to nawet nie drgnęłam.

Z moich złączonych dłoni sączyło się światło. Światło tak oślepiające, że musiałam zamknąć oczy. Na chwilę straciłam przytomność, a potem zachłysnęłam się powietrzem. Kaszlałam, leżąc na mokrej podłodze. Było ciemno.

- W porządku? - wychrypiałam. Po chwili rozbłysł ogień i zauważyłam przyjaciół siedzących kawałek dalej.

- Jak... ty to zrobiłaś? - Gajeel spojrzał na mnie, oszołomiony.

- Zwykłe "dziękuję" wystarczy. - jęknęłam, siadając.

- Dzięki, Ash. Bez ciebie byłoby po nas. I to przez cholerną wodę! - Salamander westchnął i podniósł się na równe nogi. - Dobra, nie ma co tak siedzieć. Trzeba stąd wyjść.

Podszedł do szczeliny w ścianie, którą wyleciała woda. To ja ją zrobiłam? Może ta magia czasmi się opłaca.

Kilka szybkich uderzeń i przejście gotowe. Natsu oświetlił ciemność za nim.

- Gdzie my jesteśmy? - jęknęłam, bo przed nami ciągnął się długi, wąski korytarz.

***

Upadłam na podłogę.

- Przepraszam. Nie mam już siły. - wydyszałam. Korytarz nie miał końca. Szliśmy już tak długo. Ubrania i włosy już dawno wyschły.

- Nam wszystkim przyda się odpoczynek. - Natsu usiadł obok mnie po turecku. Tylko jego płomień rozpraszał ciemność wokół.

- Dasz sobie radę? - mruknął Gajeel, zerkając na mnie. Doznałam szoku. - Bo kondycję masz fatalną.

A, czyli wszystko w normie. Faktycznie, byłam wykończona. I tak, moja kondycja to masakra.

- No wybacz, ale ciężko się trenuje bieganie w zamkniętej celi. - wstałam. - Wiecie co? Może spróbuję rozwalić ten korytarz. Wydaje się, że on nie ma końca.

- Nie, zawaliłby się. - Gajeel obdarzył mnie swoim słynnym pogardliwym spojrzeniem.

- Inne propozycje, Żelazny? - uniosłam brew.

- Nie nazywaj...

- Uciszcie się. - wtrącił się Natsu, nadstawiajac uszu. - Słyszycie?

- Ashita! Natsu! Gajeel! - usłyszałam krzyk Lucy. Ciężko było określić z której strony dochodził. - To iluzja! Musicie się obudzić, bo was zabiją! To ILUZJA! Musicie...

Krzyk zmarł.

Tysiąc Gwiazd | Fairy Tail Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz