Rozdział Dziewiąty

940 95 5
                                    

Zapraszam na oneshot o Fairy Tail. "Save future"

***
Nagle ból ustał. Zaczęłam widzieć nieco wyraźniej. Czułam zimny beton pode mną, ale nie ból.

Ktoś złapał mnie za włosy i zaczął ciągnąć po korytarzu. Nie zareagowałam.

- Och, zostaw ją, bo umrze zanim dojdziemy do laboratorium.

Kojarzyłam ten głos, ale nie mogłam sobie przypomnieć do kogo należy. Ból powrócił. Ktoś warknął i przerzucił mnie sobie przez ramię.

- Zostaw ją, słyszysz?! WYPUŚĆCIE MNIE STĄD DO CHOLERY!

"Kto tak strasznie krzyczy? I dlaczego? Gdzie ja w ogóle jestem? Czemu jest tu tak ciemno i dlaczego wszystko mnie boli?" Nic nie widziałam ani nie słyszałam. Leciałam gdzieś w dół.

Leżałam. Ostre światło raziło mnie w oczy. Nie było nic poza tym światłem. Umarłam?

- Zjedz. - obce ręce włożyły mi coś do ust. Nie miało smaku. Rozpłynęło się.

Nagle oprzytomniałam. Tartaros! Gwałtownie usiadłam. A raczej próbowałam. Nie pozwoliły mi na to mocne pasy. Szarpnęłam, ale nie chciały puścić. Krępowały mnie od kostek aż po ramiona.

- Ćsiiiii. Spokojnie. - ktoś pogłaskał mnie po głowie, co wcale mnie nie uspokoiło. - Ashiterou Loytiz. W porządku. Nikt nie chce zrobić ci krzywdy.

Szczerze w to watpiłam. Szczególnie, że ból w całym ciele przypominał mi o Jackalu.

- Gdzie jestem? - jęknęłam.

- Już dobrze, kochana. Nie martw się, to nie Tartaros. To tylko dom jednego z jego członków. Wszystko w porządku, nie bój się.

No to mnie pocieszył. Muszę się stąd wydostać i pomóc reszcie.
Mężczyzna pojawił się w moim polu widzenia. Kiedy zobaczyłam zielone tęczówki i wąskie, kocie źrenice, wrzasnęłam.

- Nie, krzycz. Nie zrobię ci krzywdy.

Ale ja spanikowałam. Byłam przerażona. Koszmar powrócił. Zbyt wiele lat te oczy kojarzyły mi się z bólem. Magii użyłam instynktownie. Chyba nie spodziewali się, że będę stawiała opór.

Moje dłonie zalśniły granatowo - złotym blaskiem. Krępujące mnie pasy spaliły się na popiół, a mężczyzna wrzasnął i upadł na podłogę. Zerwałam się. W drugim końcu pokoju zauważyłam wyjście. Biegłam najszybciej jak potrafiłam. Z rozpędu uderzyłam barkiem w drzwi. Szarpnęłam za klamkę i nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Otwarte!

Wpadłam na korytarz, ale nie miałam pojęcia w którą stronę iść. Nie zastanawiałam się długo. Skręcałam na chybił trafił, mając nadzieję, że nie trafię na ślepy zaułek. Ale coś mi tu nie pasowało. Dlaczego nikt mnie nie gonił?

"Muszę się dostać do lochów. Muszę uwolnić przyjaciół. "
Nie, niemożliwe. Czy dzisiaj jest dzień dobroci dla bezużytecznych? A może moje urodziny? Bo właśnie w tamtej chwili wpadłam na korytarz z celami po bokach.

- Aschita! Boże, nic ci nie jest!

Adrenalina uderzyła mi do głowy. Podali mi jakiś środek pobudzający?

Spaliłam pręty. Po prostu się stopiły. Huczało mi w głowie.

- Ej, wszystko okay?

- Ash, przecież ty nie możesz używać magii! Ona skraca ci życie!

Przez chwilę nie wiedziałam kto co mówi. Zamrugałam i odetchnęłam głęboko. W głowie mi się przejaśniło i ucichło.

Pierwszą rzeczą, ktorą zobaczyłam była różowa czupryna Natsu. Trzymał mnie za ramiona. Chwiałam się na nogach.

- W porządku? Dobrze się czujesz?

- Tak. Chyba tak. - Wdech i wydech. Wdech i wydech... - Chwila, czemu tak stoicie?! Musimy uciekać!

- Obawiam się, że nie mogę wam na to pozwolić.

Odwróciłam się. No nie, Jackal! Mimowolnie zajrzałam.

- Spadaj, kretynie. Nie mamy czasu się z tobą bawić. - warknął Gajeel.

- Ja się z nim chętnie pobawię. Wyrównamy rachunki. - Natsu uderzył pięścią w otwartą dłoń. Jackal dusił się ze śmiechu.

- Wy idzcie. Ja się nim zajmę. - powiedział Gray robiąc krok do przodu... i przy okazji ściągając koszulę.

- Tak, a tobie przypadnie najlepsza część! Ja też chcę komuś wpiepszyć! - wykrzyknął Salamander. Westchnęłam. Jackal wciąż śmiał się jak opętany.

- On nas chyba lekceważy. - warknął Gajeel.

- Zaraz przestanie. Ice make...

- Chodźmy. - Erza popchnęła Natsu do wyjścia. Pobiegliśmy, ufając, że Gray da sobie radę.

Kiedy mieliśmy pewność, że nie ma nikogo w pobliżu, zatrzymaliśmy się.

- Dobra, jaki jest plan? - spytał Gajeel zacierając ręce.

- Skopać wszystkim dupy i wrócić do Magnolii. I chcę dorwać tego skurczysyna z gałami kota. Jak go dopadnę, to...

- Cicho, Natsu. Faktycznie, mieliśmy znaleźć Izira Azao. - zamysliła się Erza. - To on był wtedy w lochach, kiedy wynieśli Ashitę, prawda? Ash, gdzie się obudziłaś?

Wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.

- Przypięta do stołu, w takim dziwnym laboratorium. Azao kazał mi się uspokoić, ale jak zobaczyłam jego oczy... spanikowałam. Uwolniłam się i uciekłam.

- Pamiętasz gdzie to było?

- Niee, w ogóle nie pamiętam drogi. Biegłam gdziekolwiek,  byleby uciec. - nagle sobie coś przypomniałam. - Azao powiedział mi, że nie jesteśmy w siedzibie Tartarosa, ale w domu jednego z jego członków.

- Myślisz, że mówił prawdę?  - spytała Lucy, zerkając na Erzę.

- Nie wiem. Ten budynek jest ogromny. Nie podoba mi się to, ale chyba będziemy musieli się rozdzielić. Ja i Lucy pójdziemy w prawo, a reszta w lewo.

Lucy pokręciła głową.

- A jak się potem znajdziemy? Nie możemy się rozdzielać! To się źle skończy.

- Inaczej potrwa to dwa razy dłużej. Mogą wezwać posiłki. Jeżeli przybędzie więcej członków Demonicznych Bram, możemy nie dać sobie rady. To jedyne rozwiązanie.

- Happy, polecisz z dziewczynami? - Natsu uśmiechnął się do kotka. - Pilnuj Lucy, dobra?

- Aye!

- Mnie wcale nie trzeba pilnować! Dam sobie radę!

Gajeel zakaszlał.

- Erza, jeśli nie będziecie mogły nas znaleźć, a będzie okazja, wracajcie do gildii. My sobie poradzimy.

- Jasne. Do zobaczenia.

- Powodzenia.

Tysiąc Gwiazd | Fairy Tail Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz