Powrót

1.5K 91 8
                                    

W życiu zachodzą zmiany większe lub mniejsze, lecz każda wprowadza coś nowego do naszej historii. Od jednej z takich zmian moje życie odwróciło się o 180°. Wierzyliście kiedykolwiek w istoty magiczne? Lub chociaż marzyliście o przygodach? Pewnie tak... Jednak marzenia czasem się spełniają. Spotkanie istot takich jak św. Mikołaj, Zębowa Wróżka... czy Jack Frost, może zniszczyć nasz świat, zastępując go nowym. Nie wiem, czy czuję radość, czy przerażenie... Wciąż jestem rozdarta. Czasem budzę się, panicznie rozglądając po pokoju, w którym jestem... lecz to nie jest mój dom, nie ten prawdziwy. Mam jednak osoby, które nade mną czuwają... za to wszystko, co dla nich zrobiłam. Straciłam rodzinę, zyskując magiczne zdolności; dostałam nową, zostając Strażnikiem Rodziny. Moja historia zaczęła się sześć lat temu, nadszedł czas, by ją zakończyć.



Jeszcze raz tęsknym spojrzeniem zlustrowałam pokój. Tyle wspomnień, tyle rzeczy, do których już nigdy nie wrócę...

Podniosłam się z łóżka i delikatnym krokiem podeszłam do biurka, które teraz zawalone było różnymi pudłami. Odkąd zniknęłam z życia rodziny, mój pokój nie był im już więcej potrzebny, więc zamienił się w Składowisko-Bezużytecznych-Rupieci. Słysząc ciche stukanie w okno, spokojnie odwróciłam głowę w jego kierunku.

- Aż tak łatwo mnie znaleźć? - uśmiechnęłam się. W sumie, ilekroć znikałam z Siedziby na dłużej, zawsze przylatywałam do domu. Mojego jedynego, prawdziwego domu.

- Uznam to za pytanie retoryczne - odpowiedział Jack. Jako iż - teoretycznie - byłam w jego wieku, spędzał ze mną najwięcej czasu. W sumie, gdy po ponad 300 latach zyskujesz taką towarzyszkę to czego chcieć więcej? - Zapomniałaś, co nas dzisiaj czeka? - Westchnęłam cicho. Obowiązki... Teraz może miałam ich mniej, ale były bardziej niebezpieczne. Nie mówię jednak, że mi się to nie podobało, wręcz przeciwnie. Minęło już pięć lat, odkąd stałam się Strażnikiem. Od czasów walki z Pitchem i Adą, nic się nie działo, co robiło się już nudne. Teraz zaczęły się stopniowo pojawiać jakieś problemy, co - nie ukrywam - w pewien sposób mnie cieszyło. W końcu mogłam robić coś innego, poza lataniem od państwa do państwa, by sprowadzić prawdziwe lato.

- Nie zapomniałam, nie bój się - rzuciłam, wychodząc przez okno, które zaraz delikatnie zamknęłam. - Gdzie tym razem musimy się wybrać? - zapytałam. Jack wyjął z kieszeni kulę od Norda i podrzucił ją parę razy.

- W to miejsce nie dostaniemy się w żaden inny sposób, niż przez portal - uśmiechnął się zawadiacko. Potrząsnął zaraz kulką i rzucił ją przed siebie, tym samym otwierając w powietrzu przejście do innego miejscu. Podleciała niepewnie w jego kierunku i odwróciłam głowę w stronę Białowłosego. - Spokojnie, nie bój się... Panie przodem - choć przedstawiał zimę i chłód, jego głos był niezwykle ciepły i dodający otuchy. Śmielej już, wleciałam do portalu i dałam się wciągnąć na drugą stronę.


  ***  


Co to za miejsce? Gorączkowo rozglądałam się wokoło. Wszędzie zieleń, drzewa, rośliny... Kogo mamy tu spotkać? Tyle pytań, a jak na razie zero odpowiedzi. Zaraz jednak obok mnie pojawił się Jack, złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić. Gdy w pewnym momencie swoim kijem odgarnął liście drzewa, naszym oczom ukazał się najprawdziwszy pałac. Stary kamień porośnięty był winoroślami, schody prowadzące do wnętrza budowli pokrywał miękki niczym dywanik mech. Puściłam chłopaka i oczarowana widokami, podleciałam w stronę różnorodnych kwiatów. Tu było tak... pięknie! Wspaniałe miejsce dla osoby, której zdolności mają za zadanie dopieszczać tego typu rzeczy. Nagle podeszła do mnie wesoła dziewczynka, wyglądająca na młodszą ode mnie, a jednak wyższą. Była ubrana w zwiewną, białą sukienkę, bosa, we włosy wplecione miała kwiaty wiśni. Kim ona była? Na szczęście zaraz pojawił się Jack z wyjaśnieniami.

- Wiktorio, to jest hamadriada. Nimfy takie jak ona są opiekunkami pojedynczych drzew, z którymi rodzą się i umierają, mogą jednak spokojnie się od nich oddalać. Te najważniejsze znajdziesz właśnie tutaj - powiedział, kłaniając się ku dziewczynie. Ta zachichotała delikatnie, co było dźwiękiem wspaniałym dla uszu.

- Och, oprócz nas, hamadriad, są tutaj jeszcze lejmoniady! Tylko przyjrzyjcie się dokładnie - rozległ się jej perlisty głos. Można go było porównać do śpiewu greckich syren, czarujący, przez który zapominałeś, co właściwie miałeś zrobić. Otrząsnęłam się jednak i szturchnęłam chłopaka, wskazując dłonią w stronę pałacu. Po coś tu jednak przyszliśmy, prawda? Ruszyliśmy w kierunku wejścia, Wiśnia nie odstępowała nas na krok. Miała jednak rację, gdy tylko lepiej się przyjrzałam, ujrzałam również parę lejmoniad, każda z nich zainteresowana była innym kwiatem (który zresztą przypominała). Nic dziwnego, że do tegoż miejsca można się było dostać tylko przez portal... zbyt wiele magii, która nie powinna zostać odkryta przez ludzi...

Również i w środku, pałac zabierał dech w piersiach. Całe ściany i sufit pokryte były bluszczem, podłoga delikatnym mchem, gdzieniegdzie przepływały małe strumyki wody. Na samym końcu można było ujrzeć tron, za którym szemrał mały wodospad. Na tronie siedziała stara kobieta... wyraźnie wyglądająca na starą i zmęczoną, jednak w jej zielonych oczach wciąż można było dostrzec piękno. Jej skóra była pociemniała, była sucha i pomarszczona; włosy miała cienkie i zielone, niczym igiełki. Wokół niej stało parę młodych oraz kilka nastoletnich hamadriad. Jack skłonił się delikatnie, ja jednak stałam zapatrzona w driadę.

- Witaj, Świerku - odezwał się Białowłosy. On tutaj wszystkich znał, więc po co ja tu byłam? Dziwnie tak w milczeniu wszystkiemu się przyglądać. - Doszły nas słuchy, iż dzieje się coś niedobrego - dodał po chwili.

- Nie mylisz się - rozległ się donośny, dźwięczny głos kobiety. - Moje siostry tracą siły, ja również staję się coraz słabsza. Ktoś zabiera nasze życie z drzew, których jesteśmy opiekunkami - oznajmiła. Choć mówiła łagodnie, jej słowa były bardzo stanowcze. Aż strach byłoby zaprzeczyć jej rozkazom. - Tym razem nie jest to wina ludzi, co to to nie... To jakaś istota równie magiczna jak my. Wezwałam Was tutaj z prośbą o pomoc - dowiedzcie się, kto za tym stoi, znajdźcie i pozbądźcie. W końcu, to Wasze zadanie, Strażnicy - zakończyła. Oboje wiedzieliśmy, że nie mamy już nic do dodania.

- Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy - powiedział jeszcze Frost, kłaniając się ponownie. Zaraz odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę wyjścia, ja niepewnie ruszyłam za nim.

- Myślałam, że mamy za zadanie chronić tylko dzieci... - rzuciłam do niego szeptem.

- Teoretycznie - tak. Niemniej, bycie Strażnikiem to bardziej odpowiedzialne zadanie - musimy chronić wszystkich. To się składa w jedną całość - jeśli ktoś zagraża nam, wszystkim istotom, zagraża również dzieciom - osłabiając nas i zyskując siłę do czynienia zła - zamyślił się na moment, otwierając kolejny Portal, tym razem do Siedziby. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie znów będziemy mieli wojnę, prawda? - zapytał opiekuńczo. Westchnęła cicho.

- Tak... i nie boję się tego. Nie ma nic straszniejsze od ciągłego widzenia swoich koszmarów, uwierz mi - odpowiedziała. Chłopak przygryzł lekko wargę. Zdaje sobie sprawę z tego, co mogło się ze mną dziać. Sama zresztą mu o tym opowiadałam... Jednak to zdarzenie na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Nic by mi się nie stało, gdybym wtedy się nie poświęciła. Wolę mimo wszystko mieć traumę, niż na sumieniu życie kogoś ważnego dla mnie... - Chodźmy, trzeba dowiedzieć się, gdzie mamy się dalej udać - rzuciłam i przeszłam przez portal.



Strażnicy Marzeń II [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz