Słońce i śnieg

562 60 4
                                    

- Dzieci, pamiętajcie, że jutro piszecie sprawdzian! - krzyknęła za nami nauczycielka, gdy wychodziliśmy z sali na przerwę.

Minęło już sześć dni, odkąd pojawił się w naszej szkole Jackson, a Sara nadal była na mnie naburmuszona. Nie mogła mi wybaczyć tego, że spędzam z nim tak dużo czasu. Mnie to natomiast nie przeszkadzało ani trochę.

Usiadłam przy stoliku i wyjęłam z plecaka drugie śniadanie. Przyjaciółka obserwowała mi się uważnie.

- Czy mam coś na twarzy? - spytałam się w końcu.

- Wyglądasz... inaczej, doroślej. Jesteś trochę wyższa - mruknęła.

- Sara, wszyscy się zmieniamy, ale obiecuję ci, że nie z dnia na dzień - odpowiedziałam, przewracając oczami.

Zobaczyłam, że Jack rozgląda się za wolnym miejscem, więc pomachałam w jego kierunku i poklepałam ławkę obok mnie. Gdy usiadł obok, zaczęłam mu się przyglądać, tak samo jak i moja towarzyszka.

- Czemu mi się tak przyglądacie?... - zapytał niepewnie.

Od razu się opamiętałam i odwróciłam wzrok. Coś było nie tak, wyglądał doroślej. Zdaje się, że Sara również to widziała. Zaraz, ze mną było to samo. Co się właściwie dzieje?

- Uch, nie, nic, nieważne... - wymamrotałam.

- No dobra. Wiktorio, mogę dzisiaj do ciebie wpaść? Znalazłem ten wisiorek, o którym ci mówiłem.

- Ależ oczywiście! Z wielką chęcią cię... z nim zobaczę. - Uśmiechnęłam się szeroko. - Moglibyśmy się pouczyć też do tego sprawdzianu jutro - zaproponowałam.

- Świetny pomysł! - potwierdził Jack.

Już wiedziałam, że następne lekcje będą się ciągnęły godzinami. Nie mogłam się doczekać powrotu do domu.


***


Prawie się zabiłam, biegnąc do drzwi, po usłyszeniu dzwonka. Zawyłam z bólu, gdy kopnęłam małym paluszkiem stopy w kant ściany. Powstrzymałam napływające do oczu łzy i spróbowałam się szybko uspokoić, otwierając wejście.

- Czeeeść - rzuciłam, krzywiąc się jeszcze z bólu.

Całe szczęście, że postanowił zignorować mój grymas. Nie chciałam mu tłumaczyć mojej niezdarności. Poszli na górę, do mojego pokoju i usiedliśmy wygodnie na moim łóżku.

- Naszyjnik. Mam tutaj, tylko zobacz - powiedział, wyciągając go z kieszeni. Ja w tym momencie zdjęłam swój z szyi. Oboje trzymaliśmy wisiorki w dłoniach przed sobą.

- Ten kryształ w środku jest identyczny... - zauważyłam. - Czy... mogę?

- Jasne!

Wymieniliśmy się ozdobami. Ledwo słońce dotknęło moją dłoń, a śnieżynka jego, oboje syknęliśmy z bólu. Błyskotki poleciały gdzieś na bok.

- To parzy! - krzyknęłam.

- To jest lodowate! - zawtórował mi chłopak.

Podnieśliśmy na siebie wzrok w osłupieniu.

- O w choinkę, Jack... - mój głos zadrżał, oczy zabłyszczały od łez. Rzuciłam się na niego i wtuliłam w jego ciało. To jednak nie było to samo, był ciepły.

- Wiktoria... - szepnął, obejmując mnie mocno. Czułam jak przeczesywał palcami moje włosy.

Podniosłam głowę, by spojrzeć na jego twarz. Był zdezorientowany i zaskoczony. Z trudem przyzwyczajałam się do jego oczu i włosów koloru gorzkiej czekolady. Cerę również miał ciemniejszą, nie była już biała jak płatek śniegu.

Strażnicy Marzeń II [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz