Tajemnice

775 70 0
                                    

Wybiegłam z lasku i rozejrzałam się wokoło w poszukiwaniu Jacka i dzieciaków. Powiedzieć im o tej kobiecie czy nie? Potrząsnęłam lekko głową. Nie, zachowam to na razie dla siebie. Chcę ją najpierw lepiej poznać, czegoś się o niej dowiedzieć.

Biegłam między ludźmi, uważając, by nikogo nie popchnąć i nie przewrócić. W końcu udało mi się dojrzeć białą czuprynę, która wywyższała się lekko nad tłumem. Zatrzymałam się... na Frost'cie, wpadając na niego i mocno przytulając, by zachować równowagę.

- Tu Was mam - sapnęłam szybko.

- Wika, Wika! - krzyknęła mała Sophie. - Ty i Jack jesteście widzialni dla wszystkich! - zaśmiała się.

- Tak, wiem, malutka...

Spojrzałam w dół na wisiorek w kształcie śnieżynki. Miałam wrażenie, że czuję emanujący od niej chłód. Stwierdziłam, że to jednak nie możliwe, przecież jest sztuczna.

- Wydajesz się być w zupełnie innym świecie. Za czym tak poszłaś, gdy mnie zostawiłaś? - mruknął Białowłosy.

Podniosłam głowę. Przypatrywał mi się uważnie swoimi bystrymi, błękitnymi oczami.

- Jedno dziecko przypominało mi moją znajomą, chciałam się jej lepiej przyjrzeć, nieważne już w sumie - skłamałam. - Ech, musimy stąd iść i znaleźć Jacka O'Lantern. W tamtych latach nie było tak, że stawaliśmy się widzialni, coś tu jest nie tak i musimy się dowiedzieć co. Najlepiej jeszcze teraz, póki to coś działa - powiedziałam stanowczym tonem.

Frost skinął potwierdzająco głową.

Pożegnaliśmy się szybko z dzieciakami, obiecując, że niedługo znów się z nimi zobaczymy. Ostatnio i tak to robiliśmy zbyt rzadko. Teraz jednak w głowie mieliśmy tylko jeden cel - znaleźć ducha Halloween. Wbrew pozorom to nie było takie trudne - w to święto on był tak naprawdę wszędzie. Wystarczyło, że udaliśmy się w pobliże jednego z cmentarzy i wywołaliśmy jego imię. Ludzie jednak nie patrzyli na nas jak na normalnych nastolatków. W sumie, nic w tym dziwnego...

Nie musieliśmy długo czekać, by pojawił się przy nas Jack O'Lantern.

Był to chłopak zatrzymany w wieku około czternastu lat. Był wysoki, miał brązowe włosy, które w świetle świec wydawały się być czasem lekko rude, oraz duże, brązowe oczy dziecka. Za każdym razem ubrany był inaczej - albo jak człowiek, albo jako różne potwory i stworzenia. Niemniej, miał przy sobie zawsze jeden ważny element - dyniową latarnię. I trudno go było zauważyć bez towarzystwa słodkości różnej maści.

- Wołaliście mnie. Podejrzewam, że wiem nawet w jakiej sprawie - rzucił, wyjmując z buzi lizaka.

- Jesteśmy widzialni. Wiesz może, czego to sprawka? - zapytałam prosto z mostu.

Chłopak pokręcił przecząco głową.

- Żyję dłużej od Ciebie, ale również jestem pierwszy raz świadkiem czegoś takiego - przerwał na moment, rozkoszując się smakiem cukierka. - Jesteśmy widziani przez ludzi jako normalne istoty, nie nieśmiertelne postacie z bajek i legend. To po części sprawka mojego świata, ale dlaczego w ogóle jesteśmy zauważalni - tego nie wiem. Musicie pogadać o tym z Nordem, a jeśli nawet i to nie pomoże... Księżyc jeden wie, co nas znowu czeka.

Po tych słowach odwrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic oddalił się w tylko sobie znanym kierunku.

Spojrzałam na Jacka.

- Chodźmy, musimy znaleźć jakieś zaciszne miejsce. Dobrze, że mam zawsze przy sobie jedną Śnieżną Kulę, by bezpiecznie wrócić do domu w razie takich sytuacji...

Dom. Tak, to Siedziba Mikołaja i Strażników była teraz moim jedynym domem. Chyba nadszedł czas, że przyzwyczaiłam się do tej myśli. W końcu, po sześciu latach.

- Prowadź więc - powiedział, uśmiechając się lekko.

Zaciągnęłam go gdzieś w ciemny kąt, gdzie nikt nie mógłby nas dojrzeć. Wyjęłam z kieszeni spodni Kulę i rzuciłam nią przed siebie, myśląc o Siedzibie. Nagle oślepiło mnie światło, bijące od portalu, przez który zaraz przeszłam...


***


- Noorth! - krzyczałam, lecąc w stronę jego gabinetu. Nim zdążyłam zapukać, drzwi gwałtownie się otworzyły. Odleciałam lekko w tył i wylądowałam delikatnie na ziemi.

Mikołaj stanął w progu, mierząc naszą dwójkę wzrokiem.

- Hm? Co tym razem? - mruknął.

- Ludzie. Widzą nas. Dorośli i dzieci, bez wyjątków - powiedział Jack.

Nord zmarszczył czoło.

- Czy wiesz o może, czy były już takie przypadki? Pamiętasz sam? A może w starych księgach jest coś zapisane? - zalałam go pytaniami.

Zastanowił się chwilę.

- Przykro mi, pierwsze słyszę. Wątpię również, bym znalazł też jakieś informacje o tym... Ale jak to możliwe? Skąd o tym wiecie? - zapytał.

- Ja... my... wpadliśmy w przechodniów, nie przeniknęliśmy przez nich. Odwrócili się i widzieli nas - odpowiedziałam.

Staliśmy przez jakiś moment w ciszy. Mężczyzna chyba starał się pozbierać wszystkie myśli.

- Jeśli to do jutra przejdzie, o wszystkim zapomnimy. Jeśli jednak nie... - spojrzał w stronę otworu w dachu - to Księżyc nam pomoże.

Na następny dzień udałam się do mojego rodzinnego miasta, by przekonać się, czy nadal widzą mnie dorośli śmiertelnicy. Ku uciesze nas wszystkich, ta dziwna anomalia zniknęła. Tak byliśmy dużo bezpieczniejsi.

Niestety, nie wszystko przebiegało tak pięknie. W pewnym momencie swojej przechadzki znów zauważyłam Cassandrę. Skinęła dłonią w moją stroną i odwróciła się, idąc w kierunku dobrze znanego mi jeziora. Wiedząc, że o tej porze nikogo tam i tak nie będzie, ruszyłam za nią.

- To znowu ty - rzuciłam, gdy ta się w końcu zatrzymała.

- Jesteś doprawdy spostrzegawczą Strażniczką - zaśmiała się.

W mojej głowie pojawiło się pytanie: skąd ona wiedziała, kim jestem?

- Wczoraj zobaczyliście mały pokaz moich zdolności. Tak, to za moją sprawką staliście się widzialni - przerwała na moment, by zaczerpnąć powietrza. - Wiesz, dlaczego tylko ty zwracasz na mnie uwagę? Bo chcesz rosnąć w siłę, zdobyć więcej zdolności - odwróciła się gwałtownie w moją stronę - a ja potrafię cię ich nauczyć.



Strażnicy Marzeń II [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz