Dwie strony medalu

530 56 2
                                    


Na wezwanie Norda w Siedzibie zebrali się wszyscy Strażnicy. Zaniepokoiłam się widząc, że powodem tego zebrania była Ada. Nie czułam się w jej towarzystwie pewnie. Jack to zauważył i widziałam, że przez moment chciał mnie uspokoić, ale po chwili tego zaniechał, odwracając ode mnie wzrok. Czułam jak moje serce rozpada się tym samym na milion kawałków. Powstrzymałam napływające mi do oczu łzy przed opuszczeniem swoich miejsc. Nie chciałam płakać w tym momencie, to nie był ani czas, ani pora.

- Ado, opowiesz nam co się stało? - zapytał Mikołaj.

- Dzień, noc, kolory... Wszystko zniknęło na rzecz tej zmory! - krzyknęła.

Zając przekręcił oczami.

- Jak już mówiłem, od tej wariatki niczego się nie wyciągnie - mruknął.

Usłyszała to.

- Kolego, myślisz, że pory dnia to się tak same zmieniają? Myślisz, że ta planeta to się tak sama obróci?! Aktualnie jest nieźle rozpędzona, starczy na parę dni, ale potem? Zacznie zwalniać, aż z czasem się zatrzyma. Ludzie zauważą, że coś jest nie tak. A z czasem odbije się to przede wszystkim na roślinności. I noc, i dzień są im równie potrzebne - warknęła.

Staliśmy jak wryci. Żadne z nas nie wiedziało, że ma taki charakterek.

- Nie wiedzieliśmy, że twoja praca jest aż tak ważna... - pierwsza odezwała się Ząbek.

- No ba, trudno było zauważyć - żachnęła się Ada,

- A co z kolorami? - spytałam się cichutko, wciąż bojąc się konfrontacji z nią.

- Jestem jakby centrum dowodzenia kolorów. Beze mnie znikają. Ja je utrzymuję w ryzach, by pilnowały się swoich przedmiotów. Dorośli nic nie zauważą, są ślepi na takie rzeczy, ale dzieci wręcz przeciwnie. Świat dla nich stanie się szary... - zmartwiła się. Ze smutkiem przeczesała palcami swoje zwykłe włosy, które niegdyś pachniały i wyglądały jak guma balonowa. - Co to właściwie za baba? - wyrwało jej się nagle.

Pięć par oczu spoczęło na mnie, a zaraz za nimi podążyło spojrzenie Adriany. Niektóre były smutne, inne złe, pozostałe po prostu zmęczone.

Westchnęłam głucho, robiąc krok do przodu.

- Na imię jej Cassandra. Ona nie jest osobą magiczną, ludzie ją widzą. Jest trochę dziwna i wygląda jak nie z tej epoki. Jest w posiadaniu pewnego kryształu, który pozwala jej kraść moce innych. A potem sama może je wykorzystywać. Dotychczas z pewnością zdobyła już moce moje, Jacka, nimf różniej maści, Toothiany, twoje i Mroka - zaakcentowałam ostatnie słowo. Ada wyraźnie się zlękła na dźwięk tego imienia. - Ma moce czterech żywiołów, którymi się ze mną podzieliła - powiedziała, zdejmując wisiorek i pokazując ukryty w nim kawałek kryształu. - To samo jest ze śnieżynką, którą ma teraz Jack - dodałam zaraz, spoglądając na chłopaka z ukosa.

Od razu zauważyłam jej zniknięcie. Było mi wtedy bardzo przykro. Wiele znaczył dla mnie tamten naszyjnik. Dostałam go w końcu właśnie od Jacka, gdy tylko straciłam swoje słońce na rzecz Mroka. Przywołało to moje wspomnienia o pierwszej ozdobie. Ją również podarował mi Frost. Były to stare czasy, kiedy jeszcze posiadanie własnych mocy było dla mnie abstrakcją. Cieszyłam się zwykłym życiem, w którym pojawił ktoś tak niezwykły jak Jack. Zadrżałam na to wspomnienie. Przed oczami stanął mi widok tego jednego popołudnia, gdy siedzieliśmy razem pod drzewem. Chłopak stworzył dla mnie wtedy błękitny kwiat, cały ze szronu. Rozsypał się na kawałeczki, gdy tylko go dotknęłam, lecz skrzące się w ostatnich promykach światła drobinki były równie piękne jak tamta śnieżna roślinka. Kiedyś wszystko było takie piękne i magiczne.

Strażnicy Marzeń II [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz