"W miarę jak czytał, zakochiwałam się w nim tak, jakbym zapadała w sen: najpierw powoli, a potem nagle i całkowicie."
~Hazel Grace, "Gwiazd Naszych Wina"
- Charlie! Wstawaj, bo się spóźnimy - jęczałam, szarpiąc przyjaciółkę za ramię. Od dobrych dziesięciu minut starałam się zerwać ją z łóżka. Dochodziła siódma, a ona nadal leżała, głęboko zakopana w białej pościeli.
- Nie mogę. Nie mam siły. Powiedz im, że źle się czuję. Sama sobie poradzisz - mruknęła, chowając głowę pod poduszkę.
Wspaniale, pomyślałam. Znów mamy po pięć lat? Okay, wobec tego wchodzę do gry.
Chwyciłam ją za kostkę i mocno pociągnęłam, przez co zaskoczona dziewczyna z piskiem spadła na zimną podłogę. Trafiony zatopiony.- Wygodnie? - zapytałam, śmiejąc się w głos. Kochałam nasze wspólne przekomarzanki. To była jedna z najlepszych rozrywek.
- Nienawidzę cię, Stone - warknęła, podnosząc się na łóżko. -Nie możesz sama tam pójść?
- Nie? - odpowiedziałam, wznosząc brwi ku górze. Nie od dziś wiadomo, że Charlie nie była rannym ptaszkiem. - Jeszcze wczoraj tak bardzo chciałaś poznać tę Francuzkę, a teraz co?
- Teraz to mam ochotę cię zabić, a potem wrócić do łóżka - westchnęła, pokazując mi język.
- Jesteś jak dziecko.
- A ty jak dorosła. Gdzie moja kosmetyczka?
- Tam gdzie zawsze - odparłam, przewracając oczami. Charlie była naprawdę roztrzepana, więc to ja zawsze pełniłam rolę tej "odpowiedzialnej". Przez lata zdążyłam się do tego przyzwyczaić, chociaż chwilami ręce mi opadały. Tak jak właśnie w tamtej chwili.
* * *
Kilkanaście minut później stałyśmy już w jadalni i czekałyśmy na nowych uczniów. Dyrektorka biegała w tę i z powrotem, dopracowując ostatnie szczegóły, a my cicho rozmawiałyśmy.
- O co tyle krzyku? Nie rozumiem czemu wszyscy robią z tego takie zamieszanie - mruknęła Charlie.
- Bo to wielkie wydarzenie dla naszej pięknej szkoły - odpowiedziałam, parodiując głos pani Bell. Dyrektorka od tygodni przeżywała tę wymianę. W dodatku jako typowa pedantka i perfekcjonistka musiała mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.
Znudzona przejechałam wzrokiem po całej sali, zauważając tym samym Willa. Pomachałam mu lekko, na co zareagował szerokim uśmiechem. Już miałam do niego podejść, kiedy Charlie mnie powstrzymała.
- Patrz tam! - krzyknęła, wbijając swoje niebieskie paznokcie w mój biedny łokieć.
Podniosłam wzrok we wskazanym kierunku i zobaczyłam, jak przez wielkie podwójne drzwi wchodzi starszy mężczyzna pod rękę z jakąś elegancką kobietą. Za nimi, w dwóch równych rzędach ustawieni byli chłopcy i dziewczyny w schludnych, szarych mundurkach.
Zaczyna się, pomyślałam.
- Witajcie! - odezwała się pani Bell, podchodząc do naszych gości. - Witajcie w Birmingham!
- Bonjour, les amis - odpowiedział mężczyzna lekko kłaniając się naszej dyrektorce. - Il est un pur plaisir d'être en mesure de vous rencontrer enfin.*
CZYTASZ
To bez sensu *na urlopie*
RomanceNazywam się Lucy Mackenzie Stone, ale możecie mówić mi po prostu "Lucy". Od sześciu lat mieszkam w jednym z brytyjskich internatów, gdzie niedawno zaczęłam kolejną klasę. Myślałam, że jestem tu szczęśliwa. Myślałam, że niczego mi nie brakuje. Przec...