"Niestety, człowiek najbardziej nienawidzi kogoś, na kim mu kiedyś zależało."
~Jace Herondale, "Dary Anioła".
Siedziałam przy stole w jadalni razem z Charlie i naszymi gośćmi z Francji. Byłoby naprawdę miło, gdyby William, siedzący przy sąsiednim stole, nie rzucał mi co chwila rozwścieczonego spojrzenia. Nawet kiedy odwracałam się do niego tyłem, bez litości ciskał piorunami w moje plecy - czułam to.
- Ktoś mi wyjaśni, czemu Will z nami nie siedzi? - zapytała Abigaelle, chrupiąc kolejny kawałek marchewki. Wiecie, aktualnie mieliśmy obiad. To znaczy oni mieli, bo ja nie jadłam. Nie to, że mi nie smakowało, po prostu nie miałam ani odrobiny apetytu. Patrząc na jedzenie, od razu robiło mi się niedobrze, a to wszystko było zasługą mojego przyjaciela.
- Też chciałabym to wiedzieć - westchnęłam, grzebiąc widelcem w talerzu. - Normalnie się tak nie zachowuje.
- Co masz przez to na myśli?
- Zwykle tam gdzie jest Lucy, jest i Will - wyjaśniła Charlie.- Widzisz, on się w niej podkochuje.
- Wcale nie!- warknęłam, uderzając pięścią w stół, czym zaskoczyłam wszystkich wokół. - Przyjaźnimy się, nic więcej.
Spojrzałam na chłopaków. Sylvain spoglądał na mnie spokojnie z cieniem uśmiechu na ustach - był naprawdę w porządku, nikomu się nie narzucał. Za to Gabriel wpatrywał się w swoje dłonie, unikając mojego wzroku.
- Wiemy, Lucy - odezwała się ponownie Charlie. - Przecież nigdy nie dałaś mu do zrozumienia, że jest inaczej.
- A kiedy jesteście sami to zachowuje się jakoś inaczej? - spytała Abi.
Ekstra, po prostu super, pomyślałam. Wkopałam się po uszy.
- Możemy zmienić temat? Will jest dla mnie jak brat. Nie mam w tej sprawie nic do dodania.
Nastała chwila ciszy, którą niespodziewanie przerwał Sylvain.
- To może zdradzicie nam co dzisiaj będziemy jeszcze robić, co?
Chłopak chyba spadł mi z nieba. Rzuciłam mu pełne wdzięczności spojrzenie, na co dyskretnie odpowiedział mi mrugnięciem.
- Dzisiaj, mamy wolną rękę. Jutro jest niedziela, więc zapewne pójdziemy do kaplicy na Mszę, a potem się zobaczy - odparła Charlie, odkładając swój pusty już talerz na bok. - Będziesz to jeść? - zapytała, szczerząc się w moim kierunku.
Spojrzałam na białe naczynie, na którym nadal leżała nietknięta zapiekanka z marchewką, po czym podsunęłam danie pod jej nos.
- Tak jak Charlie powiedziała, jutro idziemy na Mszę, a potem najprawdopodobniej będą jakieś zajęcia plastyczne. Coś w stylu malowania czy rzeźbienia - powiedziałam, a Gabriel momentalnie podniósł na mnie wzrok.
- Rzeźby z gliny? - spytał, a jego oczy rozbłysły. Widać spodobał mu się ten pomysł.
- Nie mam pojęcia - wyznałam szczerze, wzruszając ramionami. - Może i tak.
- Proszę o ciszę! Chcę coś powiedzieć - odezwała się nagle dyrektorka, przerywając naszą rozmowę. Stała na drewnianym podium i z dumnym uśmiechem na ustach, przyglądała się całej sali. - Widzę, że kończycie już posiłek. Mam nadzieję, że wam smakowało. Teraz macie trochę czasu dla siebie, ale o osiemnastej życzyłabym sobie widzieć was wszystkich na kolacji. Mam nadzieję, że to nie problem?
Odpowiedzieliśmy cichym, lecz zgodnym: "Oczywiście, pani Bell.".
- Bardzo mnie to cieszy. Wobec tego do zobaczenia.
CZYTASZ
To bez sensu *na urlopie*
RomanceNazywam się Lucy Mackenzie Stone, ale możecie mówić mi po prostu "Lucy". Od sześciu lat mieszkam w jednym z brytyjskich internatów, gdzie niedawno zaczęłam kolejną klasę. Myślałam, że jestem tu szczęśliwa. Myślałam, że niczego mi nie brakuje. Przec...